Wracał właśnie z treningu (wujek Leszczynek mówił, że zrobił ogromne postępy i niedługo pewnie zostanie wojownikiem), rozmyślając o tym, co powie siostrom jak tylko przekroczy próg legowiska, kiedy do rzeczywistości przywrócił go głos jakiegoś kota. Chwila minęła, zanim bury zrozumiał, że to właśnie do niego skierowane jest rozlegające się obok “ej, ty!”
- Huh?Jeszcze nieobecnym nieco wzrokiem dostrzegł koło siebie medyka, Potrójny Krok.
- Ej ty! Jak ci tam...
- Wróblowa Łapa - miauknął zaskoczony. I nie chodziło tylko o to, że kocur nie pamiętał jego imienia, uczeń zastanawiał się, czego liliowy może od niego chcieć. Przed oczami stanęło mu ich ostatnie spotkanie i bury zaczął mieć bardzo złe przeczucia. Jakby potwierdzając jego obawy, medyk miauknął:
- No tak. Jak tam ten mysi bobek?
Bez wątpienia miał na myśli Wawrzynka. Tak prawdę mówiąc, Wróbelek starał się spędzać ze srebrnym jak najmniej czasu. Kochał go jak brata, jasne, ale ciągle nie potrafił zapomnieć furii w jego oczach, gdy się na niego rzucił. Nawet gdy tłumaczył sobie, że nie wiedział, co robił.
- Żadne "em" i "no", chcę konkretów. Jak znów zacznie szaleć to wierz mi, że nie skończy się to tylko na dziurze.
Bury zamarł, przyglądając się Potrójnemu Krokowi z mieszaniną zaskoczenia i niepokoju. W jego opinii już dziura była środkiem zbyt drastycznym.
- C-co może być gorszego? - spytał, choć tak prawdę mówiąc, chyba wolałby nie wiedzieć.
Ku jego przerażeniu, medyk uśmiechnął się wrednie.
- Można odciąć mu jaja. Według opowieści, które zasłyszałem, koty bez nich stają się grzeczne i potulne.
Zanim zdążył się ugryźć w język, wyrwało mu się pytanie:
- Umiesz to zrobić?
Liliowy wyprostował się dumnie.
- A jak. Ja wszystko umiem. Jestem w końcu medykiem i łącznikiem z Klanem Gwiazd.
Wróbelek spojrzał na niego z mieszaniną podziwu i przerażenia. I nie chodziło o tę drugą część, tylko o fakt, że Potrójny Krok potrafił robić takie rzeczy. I co ważniejsze, był w stanie.
- Myślisz, że dzięki temu Wawrzynek stałby się spokojniejszy?
Medyk skinął głową.
W głowie burego kłębiły się setki myśli. Gdyby się zgodził… Wspomnienie bólu i zaskoczenia, wykrzywionej wściekłością mordki przybranego brata, strachu, że naprawdę może zginąć z jego pazurów…
Pokręcił głową. Nie. Nie miał prawa podejmować takiej decyzji. “Naprawienie” kocurka w ten sposób byłoby niczym innym, jak czystym egoizmem z jego strony. A jeśli coś by mu się stało? Jeśli w ten sposób naprawdę by go skrzywdził? Zresztą, czy faktycznie była taka potrzeba?
- Myślę… Myślę, że nie musimy tego robić. Wawrzynek zaprzyjaźnił się z Sarenką i gdy tylko jest blisko, jest dużo spokojniejszy. Spędzają razem czas, rozmawiają. Wygląda na szczęśliwego. I nie planującego nikogo atakować - dodał.
Potrójny Krok przyjrzał mu się z czymś dziwnym w oczach.
- Chodzi o dzieci, tak? - miauknął.
Bury spojrzał na niego szeroko rozwartymi z zaskoczenia ślepiami, spuścił uszy speszony, przez chwilę nie potrafiąc nic powiedzieć, aż w końcu parsknął i się uśmiechnął.
- Nie, nie o to mi chodziło! Po prostu… to nie jest w porządku robić coś takiego, jeśli naprawdę nie trzeba.
Zapadła cisza. Medyk widział, że Wróbelek chce go zapytać o coś jeszcze, ale nie za bardzo wie jak, zdradzała go niespokojna końcówka ogona i parokrotne prawie-otwarcie pyszczka.
- No? - miauknął w końcu, bijąc niecierpliwie ogonem. - Nie mam całego dnia.
Bury spuścił wzrok i niepewny wysunął i schował parę razy pazury.
- To… one są do tego potrzebne?
Medyk spojrzał na niego jak na idiotę, nie rozumiejąc.
- One?
Kocurek wyglądał, jakby miał się zaraz zapaść pod ziemię.
- N-no, żeby mieć dzieci.
<Trójko? Powodzenia xD I przepraszam, że tak późno :’)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz