Jaskrowy Pył siedział w milczeniu, z łapami owiniętymi ogonem, nie kontaktując ze światem. Śmierć Oszronionego Płatka doszczętnie nim wstrząsnęła. Przecież co dopiero z nią rozmawiał, przynosił kolację… jak on sobie bez niej poradzi? Bez najukochańszej mamusi?
— J-jak się trzymasz? — Dopiero łagodny głos Wieczornikowego Wzgórza zdołał wybudzić kocura z transu.
Zamrugał ślepiami i niepewnie odwrócił się w jego stronę, czując, że oczy mu się szklą. Trzymał się naprawdę beznadziejnie. Przecież on nie poradzi sobie bez matki. Co z tego, że był już dorosły i przecież powinien samemu o siebie zadbać? Potrzebował jej. Nie zebrał się na odpowiedź, jedynie mocniej przycisnął się do boku brata. Właściwie to miał już tylko jego. Z siostrą nigdy nie utrzymywał dobrych kontaktów, a skoro już zarówno mamy, jak i taty, brakowało…
— Mam nadzieję, że chociaż spotkała tatę — kontynuował Wieczornikowe Wzgórze.
— Mhm… może wreszcie… będą razem szczęśliwi. — Zamrugał intensywnie, by odgonić napływające do oczu łzy.
Cisza znowu nadciągnęła nad braci, otulając ich niczym poranna mgła. Jaskrowy Pył przełknął ciężko, wbijając martwy wzrok w przestrzeń. Nie był w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz był tak bardzo roztrzęsiony.
— Wieczorniku, ja… ja tak bardzo za nią tęsknię! — W końcu samotna łza spłynęła smętnie po policzku.
— Ja też. — Kocur położył uszy po sobie. — A-ale… wiesz, myślę, że ona by nie chciała, żebyśmy przez długi czas za nią rozpaczali i nie funkcjonowali normalnie. Teraz jest pewnie szczęśliwa i wolałaby, żebyśmy my też byli szczęśliwi.
Wojownik smętnie pokiwał głową w odpowiedzi, samemu nie wiedząc, czy zgadza się z tymi słowami. Kolejne łzy moczyły mu futro na pysku.
***
Wraz ze zmianą pogody, spadkiem liści i ich wzrostem na nowo, życie w Klanie Nocy trwało. Jaskier momentami odnosił wrażenie, że trwa aż za szybko, że nie nadąża za tempem pobratymców. Tyle rzeczy ważnych i ważniejszych się przewijało, że nie był w stanie zliczył ich wszystkich.
Od śmierci Oszronionego Płatka kocur zdążył jednak ruszyć na swoją pierwszą bitwę — z Klanem Klifu. Zdążył przeżyć przerażające zgromadzenie zapowiadające dalsze oznaki gniewu Klanu Gwiazdy. Zdążył zacząć szkolić swojego pierwszego w życiu ucznia, więźnia z dawnego Klanu Lisa, który niedługo później został odbity wraz z resztą swoich pobratymców, w wyniku odwetu zabijając między innymi Zawilcowy Deszcz. Dopiero wtedy kocur zaczął żałować, że nigdy nie poznał bliżej swojej siostry. Niestety lub stety, niedługo przed swoim odejściem kotka zostawiła w klanie wdzięcznych potomków — Zwinkę, Jaszczurka i Murówkę. Jaskrowy Pył został wujkiem! A dzieci zostały sierotami jeszcze przed opuszczeniem żłobka. Dotknęło to wojownika, ale mimo wszystko cieszył się, że Lisiaki wreszcie były wolne. Nigdy niczym nie zasłużyły sobie na to, co zgotowała im Pstrągowa Gwiazda. Kocur otwarcie liczył, że teraz będą mogli ułożyć sobie wszystko od nowa i zaczną szczęśliwe życie, może i z dala od klanów?
Widząc pysk Wieczornikowego Wzgórza wyłaniający się z legowiska wojowników, kocur natychmiast podniósł się z miejsca i ruszył w jego stronę. Teraz rzeczywiście tylko braciszek mu został.
— Hej. — Stanął przed nim, unosząc wysoko głowę, by zrównać się z nim linią wzroku.
— Hej Jaskier! — Na jego widok kocur gwałtownie zamachnął się ogonem, szturchając nim brata w bok.
Na pyszczku Jaskrowego Pyłu wymalował się lekki uśmiech. Tak bardzo się cieszył, że miał tak wspaniałego członka rodziny. I tak właściwie dopiero teraz, mimo, że kocur przez całe życie był dla niego bardzo ważny, zaczął doceniać go całym swoim sercem.
— Tak sobie myślałem, może byśmy przeszli się na polowanie? — Przebierał łapami, dukając nieśmiało.
Przez myśl mu przeszło, że po drodze mogą zahaczyć o groby mamy i siostry, ale już nie wypowiedział tego na głos.
<Wieczornik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz