- Jestem Szkarł... - chciał miauknąć swoje imię rudy wojownik, lecz niebieski kocurek odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę. Starszy od razu wstał i ruszył za kocięciem. Maluch był jedną z dwóch znajdek, które trafiły do Owocowego Lasu. Potrzebowali towarszystwa, żeby poczuć się częścią stada. W sytuacji niebieskooki zauważył dobrą sytuację, żeby zdobyć kolejnych przyjaciół. Wsparcie i dotrzymanie towarzystwa od najmłodszych księżyców powinno zbudować między nim a dziećmi nić porozumienia. Przynajmniej tak wydawało się Szkarłatnemu Mrozowi.
- Mały, nie zostaniesz sam. Nie odchodź. Zanudzisz się na śmierć. W twoim wieku należy się bawić z każdym, kto chce. Ja z chęcią... Na przykład... Porzucam z tobą jabłkami, albo zerwę liście z krzewów - miauczał, starając się dotrzymać kroku Piorunowi.
- Psed chwilom dobse sie bawilem! Z tobą nie sce - odpowiedział głośno niebieski. Końcówką ogona starał się dotknąć nos rudego, aby w jakiś sposób się go pozbyć.
Szkarłat nie odpuścił. Szedł dalej za kocurkiem. Od tak nie zostawi nowego towarzysza! Dopiero co Żuk ugryzł go w ogon. W pamięci młodszego zostanie to na długo. A jak nabawi się traumy? Co, jeśli nigdy nie zechce się bawić?
- Taka bójka to zabawa?! Nigdy w życiu! To wyglądało jak śmiertelny pojedynek - miauczał rudy, trochę wyolbrzymiając. Coś tam pamiętał, że jako mały maruda, w Klanie Lisa, sam używał pazurów i zębów do walki z własnym bratem, ale to było dawno temu! Nie powtórzyłby tego samego błędu. Nie poniżyłby się, aby zranić Czermieniowy Gniew. Czułby ogromne wyrzuty sumienia na widok krwi kapiącej z ran czarnego członka ich rodziny.
Zbliżyli się do granic ich obozu. Szkarłat automatycznie wziął niebieskiego za kark i cofnął się z nim do żłobka. Piorun syczał i wiercił się niespokojnie.
- Puscaj! Puscaj! - krzyczał. Ruszał się, chcąc powrócić na ziemię.
Rudy twardo szedł przed siebie, chociaż ciężar Pioruna trochę go męczył. Nie zamierzał otrzymać kary od Szyszki za to, że kocię wyszło z Owocowego Lasu. Uwolnił kocurka dopiero po powrocie do legowiska maluchów.
- Cemu?! - zapytał się z wyrzutem Piorun.
- Kocięta ani nikt z Owocowego Lasu nie ma żadnego, żadnego, żadnego prawa opuszczać Owocowego Lasu. To podstawowa zasada numer jeden - powiedział wojownik, podnosząc dumnie ogon, żeby potwierdzić swoje słowa. Interesował się dobrem młodego klanowicza, więc starał się zachowywać jak uprzejmy wujek. - Gdybyś uciekł, zjadłby cię lis. Taki duży i potężny. Większy od jakiegokolwiek kota czy kotki. Uwierz, nie chcesz go spotkać - odpowiadał, zastanawiając się przy okazji czy nie zaklasyfikować Czermienia jako takiego lisa. Czarny, najprawdziwszy kot, ale zachowujący się jak typowy drapieżnik.
Piorun rozszerzył oczy z zainteresowania.
- Lis? Sce go poznac! - miauknął uradowany.
- Nie! - przeraził się Szkarłatny Mróz. - Umarłbyś od razu! Jesteś taki malutki, a już chcesz ryzykować. - Przez chwilę porozglądał się po ziemi, zatsanawiając się, czym zająć uwagę malca. - Nauczę cię rzucać jabłkami na odległość. Kto rzuci dalej, wygrywa. Co ty na to?
- Mały, nie zostaniesz sam. Nie odchodź. Zanudzisz się na śmierć. W twoim wieku należy się bawić z każdym, kto chce. Ja z chęcią... Na przykład... Porzucam z tobą jabłkami, albo zerwę liście z krzewów - miauczał, starając się dotrzymać kroku Piorunowi.
- Psed chwilom dobse sie bawilem! Z tobą nie sce - odpowiedział głośno niebieski. Końcówką ogona starał się dotknąć nos rudego, aby w jakiś sposób się go pozbyć.
Szkarłat nie odpuścił. Szedł dalej za kocurkiem. Od tak nie zostawi nowego towarzysza! Dopiero co Żuk ugryzł go w ogon. W pamięci młodszego zostanie to na długo. A jak nabawi się traumy? Co, jeśli nigdy nie zechce się bawić?
- Taka bójka to zabawa?! Nigdy w życiu! To wyglądało jak śmiertelny pojedynek - miauczał rudy, trochę wyolbrzymiając. Coś tam pamiętał, że jako mały maruda, w Klanie Lisa, sam używał pazurów i zębów do walki z własnym bratem, ale to było dawno temu! Nie powtórzyłby tego samego błędu. Nie poniżyłby się, aby zranić Czermieniowy Gniew. Czułby ogromne wyrzuty sumienia na widok krwi kapiącej z ran czarnego członka ich rodziny.
Zbliżyli się do granic ich obozu. Szkarłat automatycznie wziął niebieskiego za kark i cofnął się z nim do żłobka. Piorun syczał i wiercił się niespokojnie.
- Puscaj! Puscaj! - krzyczał. Ruszał się, chcąc powrócić na ziemię.
Rudy twardo szedł przed siebie, chociaż ciężar Pioruna trochę go męczył. Nie zamierzał otrzymać kary od Szyszki za to, że kocię wyszło z Owocowego Lasu. Uwolnił kocurka dopiero po powrocie do legowiska maluchów.
- Cemu?! - zapytał się z wyrzutem Piorun.
- Kocięta ani nikt z Owocowego Lasu nie ma żadnego, żadnego, żadnego prawa opuszczać Owocowego Lasu. To podstawowa zasada numer jeden - powiedział wojownik, podnosząc dumnie ogon, żeby potwierdzić swoje słowa. Interesował się dobrem młodego klanowicza, więc starał się zachowywać jak uprzejmy wujek. - Gdybyś uciekł, zjadłby cię lis. Taki duży i potężny. Większy od jakiegokolwiek kota czy kotki. Uwierz, nie chcesz go spotkać - odpowiadał, zastanawiając się przy okazji czy nie zaklasyfikować Czermienia jako takiego lisa. Czarny, najprawdziwszy kot, ale zachowujący się jak typowy drapieżnik.
Piorun rozszerzył oczy z zainteresowania.
- Lis? Sce go poznac! - miauknął uradowany.
- Nie! - przeraził się Szkarłatny Mróz. - Umarłbyś od razu! Jesteś taki malutki, a już chcesz ryzykować. - Przez chwilę porozglądał się po ziemi, zatsanawiając się, czym zająć uwagę malca. - Nauczę cię rzucać jabłkami na odległość. Kto rzuci dalej, wygrywa. Co ty na to?
<Piorun?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz