przed inbą w Klanie Wilka
Płowy wojownik postanowił zagadać Leszczynową Bryzę, syna Iglastej Gwiazdy. Nie miał nic lepszego do roboty, a nie uśmiechało mu się słuchać narzekań Potrójnego Kroku kolejny dzień pod rząd. Uszy więdły kocurowi od tych ciągle powtarzanych przez liliowego linijek. A to kocięta za głośne, a to Fasolkowa Krzywizna znowu coś zrobiła, a to kolejny uczeń się przypałęta i nadepnie jaśnie medykowi na ogon... Rzygał tym. Chciał po prostu od tego odpocząć. Sam był skłonny krytykować życie raz po raz, lecz nie w takich ilościach, co Trójka.
Poczuł niemałe zaskoczenie podczas rozmowy z Leszczynową Bryzą. Dostrzegł liczne zmiany w charakterze rudego. Nieco mniej się jąkał, miauczał pewniej. Zdołał nawet unieść się gniewem na widok Nagietkowej Pręgi. Posiadanie własnego ucznia musiało pomóc w drobnych zmianach w rudym wojowniku.
- A-a co u ciebie? N-nie wył-łysiałeś przez t-trening z B-bors-suk? - zapytał się Leszczynek, zmieniając temat i biorąc kęs leżącego przed nim gila.
Świtająca Maska chciał odruchowo rzucić wiązanką przekleństw, skierowaną ku Borsuczej Łapie. Powstrzymał się, żeby przypadkiem nie wystarczyć rudego. Mimo wzrostu pewności u towarzysza wolał nadal postępować ostrożnie w jego obecności. Chwilę pomyślał, co rzecz współklanowiczowi. Na pewno słyszał codzienne darcie mordy między burą a płowym.
- Cóż... Jeśli posiedzi u mnie dłużej, niż do dziesiątego księżyca, to wyłysieję cały - odpowiedział po chwili. Drgnął na myśl o tym. Fuj, sama wisząca skóra na kościach, bez żadnego futra. Jak można żyć w takim stanie? Podczas cieplejszych dni dałoby się wytrzymać, ale podczas zimy? Przecież brak sierści to droga na szybką śmierć. - Uparte to i wyszczekane. Nie okazuje żadnego szacunku. Nie musi od razu traktować mnie jak kogoś z gwiezdnych, ale zwykłe "przepraszam" czy "dziękuję" ledwo przechodzi jej przez pysk - miauczał poirytowany. Usiadł, machając ogonem to w prawo, to w lewo. Oto, w jak prosty sposób popsuć dobry humor u płowego. Chwila mówienia o Borsuczej Łapie i irytacja przychodzi od razu. - Słychać nas codziennie na cały klan, bo tylko krzyk do niej dociera.
- S-słychać w-was n-nawet poza o-obozem - miauknął z uśmieszkiem na pyszczku Leszczynowa Bryza, jedząc nadal gila. Płowy przełknął ślinę. Sam zaraz się uda po kawałek mięsa, bo głód powoli zaglądał mu w oczy. Rudy chyba to zauważył, ponieważ przysunął ptaka w kierunku Świtającej Maski. - G-gryza?
- Nie, dzięki, ale to miłe z twojej strony - odpowiedział. Nie spodziewał się takiego gestu od strony znajomego. Poczuł się... miło? Rzadko kto okazywał mu jakąkolwiek wdzięczność. Wojownik porzucił to myślenie. Nie pragnął się rozkleić. - Poza tym zajmuję się Nocą. Znalazłem ją więc... Siedzę u niej w wolnej chwili.
- Ch-chce ci się?
Płowy na chwilę zamilkł. Próbował ułożyć w swojej głowie słowa odpowiedzi tak, żeby nie dawać żadnych podtekstów na temat pokrewieństwa między nim a czarną. Na szczęście różnili się od siebie pod każdym względem, ale jedno nierozsądne zdanie i tajemnica wyjdzie na jaw. Potem wszystko pójdzie jak z płatka: ranga ucznia i ponowny trening albo wygnanie poza terytorium klanu.
- I tak, i nie. Często mi się nie chce, ale królowe mają swoje kocięta do wykarmienia. A poza patrolami i polowaniami trochę się nudzę... A jak radzi sobie Wróbelek?
<Leszczynowa Bryzo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz