*przed pierwszym zgro medów*
Zapach spalenizny wypełnił obozowisko. Smród spalonego futra nieprzyjemnie drapał Pigwę w nos. Lecz ten znieruchomiały ignorował go. Zdrowe oko wbite było w burą kupę futra. Pstrągowa Gwiazda leżała na ziemi bez ruchu. Ciemne chmury, z których nie tak dawno uderzył piorun powoli się rozchodziły. Pigwowy Kieł sam nie wierzył w co właśnie zobaczyć. Z resztą jak pewnie reszta klanowiczów.
A dzień zaczął się tak spokojnie.
Dziwnołapny medyk przyszedł do liderki. Z racji na jego stan łap przednich rozmawiali pośrodku obozu. Wszyscy ich słyszeli. Płowy medyk tłumaczył liderce, że Klan Gwiazd zesłał mu sen. Sen, w którym miał się udać sam do kamulca. Bura nie wierzyła mu. Uznała to za przekręt, aby się wymknąć, wrócić do Klifiaków i zaatakować ich, gdy będą bez medyka. Pomiędzy kotami narodziła się dyskusja. Żadne z nich nie zorientowało się, gdy niebo się zachmurzyło. Huk pioruna przerwał toczące się w obozie życie. Wszystkie koty zwróciły wzrok w liderkę. Ta leżała bez życia na gruzie.
— Ej ty! — szturchnął go niego medyk, widząc, jak ten jedynie tępo wpatruje się w kotkę. — Przynieś mi tu ziarna maku i korzeń żywokostu — rozkazał mu.
Pigwa jedynie kiwnął łbem i popędził w stronę legowiska medyka. Nadal nie dociera do niego ta cała sytuacja. Jego babcia dostała piorunem. Dostała piorunem od ich przodków. Pigwa nie sądził, że ich krewniacy są zdolni do takich czynów. Strach do nich wzrósł w niewielkim ciałku. Szybko wpadł do legowiska medyków i chwycił co potrzebne. Rzucił zioła pod łapy medyka, by podbiec do babci. Dotknął delikatnie ciała liderki. Poczuł jak jej brzuch unosi się słabo. Żyła. Gwiezdni nie zabili jej na śmierć. Odetchnął z ulgą.
— Przesuń się — mruknął medyk, podchodząc do liderki. — I weź tych gapiów, coraz tłoczniej tu — dodał.
Pigwa spojrzał zdezorientowany po tłoczących się coraz bardziej kotach. Faktycznie robiło się tu coraz ciaśniej. Zaciekawione Nocniaki podchodziły coraz bliżej, by zobaczyć co się stało. Szeptały między sobą zaniepokojone. Ktoś płakał. Ktoś inny krzyknął, że liderce się należało. Pigwa czuł ich wzrok i na sobie. Przerażony nie wiedział co robić. Niepewnie otworzył pysk.
— No już! Jazda stąd! Już drugi raz piorunem nie dostanie! — przepędził gapiów Aroniowy Podmuch.
Wokół nich zaczęło robić się luźniej. Pigwa poczuł kłucie zazdrości.
Czemu on nie mógł tak zrobić?
Czemu nawet od swojego ojca potwora musiał być bardziej beznadziejny?
Wbił bezsilny pazurki w ziemię. Musi w końcu zrobić krok w przód. Nie może wciąż żyć w cieniu rodziny.
— Nie wstawaj, Pstrągowa Gwiazdo — syknął medyk.
Wojownik szybko przeniósł wzrok na babcię. Ta na miękkich łapach próbowała się podnieść. Na jej pysku malowało się widoczne niezadowolenie. Była niemal wściekła. Jej ogon zaszurał o ziemię.
— Odejdź — burknęła na niego. — Pigwowy Kle, odprowadź go, nic mi nie jest — mruknęła.
Pigwa i medyk spojrzeli po sobie. Obydwoje wątpili w słowa liderki.
— Aroniowy Podmuchu — przyzwała zastępce. — Musimy o czymś porozmawiać — głos lekko jej zadrżał. — A wy nadal tu? — pogoniła wnuczka wzrokiem.
Pigwowy Kieł powolnym krokiem zaczął się oddalać od burej i ojca. Z nadstawionymi uszami próbował wychwycił każde słowo pomiędzy kotami.
— ...ja straciłam je... tak, wszystkie... nie wiem... nie, to nie to... Gwiezdni są źli... tak... musimy coś wymyślić — z każdym krokiem Pigwa coraz gorzej wyłapywał kolejne słowa.
Aż w końcu odeszli na taką odległość, że nic nie słyszał. Zmartwiony spuścił łeb. Nie rozumiał za dużo z rozmowy pomiędzy liderką i zastępcą, ale czuł, że nie rozmawiali o niczym przyjemnym. Westchnął. Szkoda, że to nie Aroniowy Podmuch dostał piorunem.
— Skąd znałeś te zioła? — zapytał medyk.
Pigwowy Kieł zastrzygł uszami i szybko uciekł wzrokiem od płowego.
— J-jak byłem m-mniejszy t-to często sie-siedziałem u medyka — mruknął prawie zgodnie z prawdą.
Odprowadziwszy dziwnołapnego pod legowisko medyków, zwrócił łapy w stronę legowiska wojowników. Jutro pewnie czekał ich ciężki dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz