Patrzył na swoje wytwory. Na dzieci. Z wielkim trudem nazwał tak trzy kocięta, które przetrwały poród. Jedno z nich, Kwiatuszek, nie zdołało się w pełni wykrztałcić. Nie wiedział nawet, jak nazwać płód. On? Ona?
Przymknął oczy. Apatia, ciągle obecna w nim samym, zdawała się pogłębiać. Na wieść o utracie jednego z kociąt... Nie poczuł nic. W ogóle. Żadnego smutku, żalu czy gniewu. Zaakceptował to. Jakby śmierć przestała go jakkolwiek obchodzić. Kwiatuszek podzieliło losy Motylka, trzeciego kocurka z miotu Koniczynki. On również nie przeżył.
Spojrzał w górę, na niebo. Próbował znaleźć jakieś oznaki obecności matki i siostry. Zmarłe milczały. Potrząsnął głową. Jakiż był glupi i naiwny pomimo dwudziestu sześciu księżyców na karku. Przecież gwiezdne koty mają a głębokim poważaniu życie na ziemi. Żyją w swoim własnym klanie, korzystając z dobrodziejstw pośmiertnej egzystencji. Po co im zawracać sobie głowę żywymi?
Usiadł przy Cętkowanym Kwiecie. Kotka leżała. Kocięta piły mleko, pchając się nawzajem. Wszytkie maluchy posiadały takie same frędzelki, jak ich własny ojciec.
Ojciec.
Przecież tak niedawno otworzył po raz pierwszy niebieskie oczy i ujrzał otaczające go kolory. Wojownika naszła nostalgia. Po raz kolejny. Dotarło do niego, jak szybko pędził czas.
Popatrzył na Tupot, uroczą, czekoladową córkę, z licznymi cętkami i bielą w kilku miejscach. Potem na białego Świerszczyka i liliową Niebo. Każde z nich przypominało po trochu któregoś z rodziców.
- Mokra Gwiazda powiedział mi, że wkrótce dostanę ucznia i mam się przygotować - miauknął Orlikowy Szept, żeby przerwać długą ciszę. Pamiętał to zdarzenie. Lider wezwał go do siebie i po krótkim dialogu powiedział o tym. O dostaniu pierwszego, własnego ucznia przez białego. Niebieskooki przyjął to, milcząc. Nie czuł się w żaden sposób gotowy na nauczanie wchodzącego w życie kocura bądź kotki. A jak popełni błąd? A jak również Klan Gwiazd się uweźmie na uczniu i skaże go na śmierć? Kolejną, bolesną i krwawą? Niebieski nie zdradził imienia wybrańca. Biały cicho marzył, żeby nie trafił mu się Wiewiór. Resztę zniesie, ale tej rudej pokraki Piaskowej Ścieżki nigdy w życiu.
Cętkowany Kwiat podniosła głowę, uśmiechając się delikatnie. Nadal wyglądała na zmęczoną po porodzie.
- To wspaniale, Orliku - powiedziała. - Mimo tego... Pomożesz mi przy nich? - zapytała.
Orlikowy Szept chciał odruchowo rzec nie, lecz w ostatniej chwili ugryzł się w język. Musiał uważać na każdy swój czyn, żeby gwiezdni nie mścili się na każdym kroku. Nie wiedział, co czyni źle, dlatego starał się mówić mniej niż zazwyczaj.
- Tak...
Kilka dni później, gdy maluchy otworzyły oczy, uczyły się pierwszych słów i zaczęły razem się ze sobą bawić, przyszedł do nich ponownie. Humor niespecjalnie mu dopisywał. Dzień był gorący, a gęste futro nie pomagało w ochłodzeniu się. Dodatkowo wstał lewą łapą. Zmusił się, by wstać. Obiecał burej partnerce, że pomoże zająć się małymi.
W żłobku dumna mama myła Świerszczyka, a Tupot bawiła się jej gęstym ogonem, raz po raz na niego naskakując. Wzrokiem oszukał siedzącą w kącie Niebo. Nie potrafił uwierzyć, że liliowa była taka duża. Podszedł do córki ostrożnie i usiadł naprzeciwko niej. Oboje patrzyli na siebie, nie mówiąc nic. Co w takiej chwili mówi rodzic? "Cześć, chodź połapmy biedronki", czy może "Jak się czujesz? Jak się spało?". Przełknął ślinę. Bał się powiedzieć coś przed własnym dzieckiem, co za zrządzenie losu.
- To... Witaj? - zaczął niepewnie. Niebo machnęła kilka razy ogonem na powitanie. Widział w jej niebieskich oczach niepewność i strach. Przypominała mu Dreszcza, również biednego i niepewnego siebie. Może... Czas skorzystać z pewnego doświadczenia, które nabył z kremowym.- N.. Nie masz się czego bać, skarbie. Jestem twoim tatą. - Uśmiechnął się, starając się wyglądać przez to bardziej przyjaźnie. - Tatuś Orliczek. Chcesz się w coś pobawić albo... Pochwalić się, czego mama cię nauczyła?
Przymknął oczy. Apatia, ciągle obecna w nim samym, zdawała się pogłębiać. Na wieść o utracie jednego z kociąt... Nie poczuł nic. W ogóle. Żadnego smutku, żalu czy gniewu. Zaakceptował to. Jakby śmierć przestała go jakkolwiek obchodzić. Kwiatuszek podzieliło losy Motylka, trzeciego kocurka z miotu Koniczynki. On również nie przeżył.
Spojrzał w górę, na niebo. Próbował znaleźć jakieś oznaki obecności matki i siostry. Zmarłe milczały. Potrząsnął głową. Jakiż był glupi i naiwny pomimo dwudziestu sześciu księżyców na karku. Przecież gwiezdne koty mają a głębokim poważaniu życie na ziemi. Żyją w swoim własnym klanie, korzystając z dobrodziejstw pośmiertnej egzystencji. Po co im zawracać sobie głowę żywymi?
Usiadł przy Cętkowanym Kwiecie. Kotka leżała. Kocięta piły mleko, pchając się nawzajem. Wszytkie maluchy posiadały takie same frędzelki, jak ich własny ojciec.
Ojciec.
Przecież tak niedawno otworzył po raz pierwszy niebieskie oczy i ujrzał otaczające go kolory. Wojownika naszła nostalgia. Po raz kolejny. Dotarło do niego, jak szybko pędził czas.
Popatrzył na Tupot, uroczą, czekoladową córkę, z licznymi cętkami i bielą w kilku miejscach. Potem na białego Świerszczyka i liliową Niebo. Każde z nich przypominało po trochu któregoś z rodziców.
- Mokra Gwiazda powiedział mi, że wkrótce dostanę ucznia i mam się przygotować - miauknął Orlikowy Szept, żeby przerwać długą ciszę. Pamiętał to zdarzenie. Lider wezwał go do siebie i po krótkim dialogu powiedział o tym. O dostaniu pierwszego, własnego ucznia przez białego. Niebieskooki przyjął to, milcząc. Nie czuł się w żaden sposób gotowy na nauczanie wchodzącego w życie kocura bądź kotki. A jak popełni błąd? A jak również Klan Gwiazd się uweźmie na uczniu i skaże go na śmierć? Kolejną, bolesną i krwawą? Niebieski nie zdradził imienia wybrańca. Biały cicho marzył, żeby nie trafił mu się Wiewiór. Resztę zniesie, ale tej rudej pokraki Piaskowej Ścieżki nigdy w życiu.
Cętkowany Kwiat podniosła głowę, uśmiechając się delikatnie. Nadal wyglądała na zmęczoną po porodzie.
- To wspaniale, Orliku - powiedziała. - Mimo tego... Pomożesz mi przy nich? - zapytała.
Orlikowy Szept chciał odruchowo rzec nie, lecz w ostatniej chwili ugryzł się w język. Musiał uważać na każdy swój czyn, żeby gwiezdni nie mścili się na każdym kroku. Nie wiedział, co czyni źle, dlatego starał się mówić mniej niż zazwyczaj.
- Tak...
Kilka dni później, gdy maluchy otworzyły oczy, uczyły się pierwszych słów i zaczęły razem się ze sobą bawić, przyszedł do nich ponownie. Humor niespecjalnie mu dopisywał. Dzień był gorący, a gęste futro nie pomagało w ochłodzeniu się. Dodatkowo wstał lewą łapą. Zmusił się, by wstać. Obiecał burej partnerce, że pomoże zająć się małymi.
W żłobku dumna mama myła Świerszczyka, a Tupot bawiła się jej gęstym ogonem, raz po raz na niego naskakując. Wzrokiem oszukał siedzącą w kącie Niebo. Nie potrafił uwierzyć, że liliowa była taka duża. Podszedł do córki ostrożnie i usiadł naprzeciwko niej. Oboje patrzyli na siebie, nie mówiąc nic. Co w takiej chwili mówi rodzic? "Cześć, chodź połapmy biedronki", czy może "Jak się czujesz? Jak się spało?". Przełknął ślinę. Bał się powiedzieć coś przed własnym dzieckiem, co za zrządzenie losu.
- To... Witaj? - zaczął niepewnie. Niebo machnęła kilka razy ogonem na powitanie. Widział w jej niebieskich oczach niepewność i strach. Przypominała mu Dreszcza, również biednego i niepewnego siebie. Może... Czas skorzystać z pewnego doświadczenia, które nabył z kremowym.- N.. Nie masz się czego bać, skarbie. Jestem twoim tatą. - Uśmiechnął się, starając się wyglądać przez to bardziej przyjaźnie. - Tatuś Orliczek. Chcesz się w coś pobawić albo... Pochwalić się, czego mama cię nauczyła?
<Niebo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz