Szukał zaniepokojony Brzoskwinki, wypytując każdego napotkanego kota, czy przypadkiem jej nie widzieli. Niestety ci kręcili głowami, a z każdą przeczącą odpowiedzią, rósł jego niepokój. Gdzie ona poszła? Czy przez tą dzisiejszą akcję z fochem, postanowiła zrobić coś głupiego? Czy znów zawalił jako partner?
- Jesionowy Wichrze! Co się dzieję? - Zobaczył zbliżającego się byłego ucznia, który widząc jak kręci się w kółko, poszedł.
- Jaskrowy Pyle! Szukam, Brzoskwinki! Zniknęła! - zawołał.
- Przecież poszła na patrol - powiedział wojownik.
Patrol? Zdziwiony spojrzał na niego.
- Widziałeś to?
- Tak. Szła z Białym Kłem i Rzeczną Łapą.
Usiadł z ulgą na ziemi. Jak dobrze. Prawie zszedł na zawał.
- Dziękuję. - Skinął łbem i podszedł pod wyjście z obozu.
Zaczął się rozglądać za ukochaną. Akurat, wtedy zauważył ją, tak jak powiedział Jaskrowy Pył. Właśnie wracali. Czekał na nią, bojąc się co teraz. Czy będzie go ignorować? Czy coś? Szakłakowy Cień ujął to tak, jakby była chora. I to dość poważnie. Postanowił więc sprawdzić, o co chodziło z tą całą niespodzianką.
- O Jesionowy Wichrze! - zawołała kremowa vanka, tuląc się w jego sierść.
Zamruczała, opowiadając z entuzjazmem jak przebiegł patrol. No proszę... Humorki się jej zmieniają bardzo szybko.
- Tak... tak... - Kiwał głową.
- Co się stało? Wyglądasz jakbyś się czymś martwił. Co do mojego barku, jest lepiej. Mówiłam ci byś przestał się o to obwiniać! - Podniosła głos, machając nerwowo ogonem.
Dziwne... Teraz naglę zrobiła się wściekła.
- Em... Chodźmy do medyka.
- Uważasz, że jestem chora?! Tak we mnie wierzysz?!
- Nie! Nie o to chodzi! - próbował ją szybko uspokoić.
Jej wzrok nie złagodniał. Szybko zaczął myśleć, jak mógłby ją zaciągnąć do legowiska medyka i poradzić się klifiaka o te jej nerwy.
- To o co?! - w końcu warknęła.
- No... Chciałem byś wybrała płatki kwiatów... - A to palnął.
Ta spojrzała na niego podejrzliwie.
- Na co płatki kwiatów?
- No... Ten... Na przeprosiny. Byś sobie wybrała... - brnął dalej.
Nagle jakby uszło z niej całe napięcie. Westchnęła.
- No dobrze. Chodźmy - powiedziała i skierowała się w tamtą stronę.
Klanie Gwiazd! Zadziałało! Szybko ją dogonił.
- Myślisz, że ostatnio przytyłam? - nagle zapytała.
Oho... Niebezpieczny temat. Co robić, co robić?
- N-nie... wcale... Tylko... To sierść! Jesteś puszysta! - Kiwnął gorliwie głową.
- Ojjj... Tylko tak mówisz - zaśmiała się, liżąc go w policzek.
Ha! Punkt dla niego!
W końcu weszli do środka. Brzoskwinka zaczęła rozglądać się za płatkami kwiatów, które jej obiecał. Szybko podszedł do dziwnołapego medyka i wyjaśnił mu na uchu sprawę. Ten tylko spojrzał to na jednego, to na drugą.
- Chyba wiem o co chodzi. Mogę cię zbadać? - Zwrócił się do kotki.
- Z barkiem w porządku. - fuknęła.
O nie... znów się zaczyna.
- Chodzi mi o brzuch - sprostował. - To zajmie chwilę. - Podszedł i zaczął ją tam obmacywać.
Jej ogon chodził poddenerwowany. Zauważył, że jego również. Chyba pierwszy raz mu się zdarzyło, poczuć taką zazdrość.
- Gratulację. Jesteś w ciąży - zwrócił się do kremowej.
- W ciąży?! - zawołali jednocześnie przyszli rodzice.
- Co to znaczy? - dopytywał Jesionowy Wicher.
- To, że na świat przyjdą kociaki. Wasze, kociaki - wytłumaczył.
- To! cudownie! - Brzoskwiniowa Bryza zaczęła się cieszyć.
To tłumaczyło te dziwne zachowanie Szakłakowego Cienia. On... On wiedział! A to była ta niespodzianka! Nadal stał jak taki kołek, próbując to zrozumieć. On tatą? Tatą? Kociaki? Jego? Ale KIEDY TO SIĘ STAŁO?!
- Ale... Ale jak? - Spojrzał pytająco na medyka.
Ten zrobił zdziwiony wyraz pyska.
- To ty nie wiesz skąd się biorą kociaki? - zwrócił się do niego.
- Znaczy... coś tak... ale nie... nie wiem.
Poranna Zorza westchnął. Zaczął mu tłumaczyć to i owo, a czekoladowy czuł, że wpadł głębiej niż przypuszczał. Dlatego twierdzono zawsze, że gdy ktoś się bardzo kocha, powstają przez to kociaki. Nie sądził, że to chodzi o to! Spojrzał na Brzoskwinkę. No cóż... Teraz się wyjaśniły jej humorki. A to znaczyło... Że będzie tatą! Tatą!
Urocze c:
OdpowiedzUsuń