W milczeniu weszła do środka tymczasowego mieszkania rodzinki. Nie chciała czasem zbudzić kociąt, oczywiście nie z troski o nie, a z faktu, że nie życzyłaby sobie, żeby zaczęły jej truć. Obejrzała się nagląco w stronę wyjścia. Podczas polowania rozdzieliła się ze Słonikiem i ten jeszcze do tej pory nie wrócił. Machnęła ignorancko ogonem. No dobra, jeśli nie wróci w najbliższym czasie, to tylko jego problem.
— Jesten glotna. — Dźwięk tupotu małej łapki przeszył podłoże. — Gdsie bylas?
Melodyjka, czując, jak krew się w niej gotuje, opuściła łeb, by spojrzeć w oczy pierworodnej. A więc jednak nie wszystkie dzieciaki spały grzecznie, nie przeszkadzając mamusi. Upuściła królika i warknęła ostro, obnażając zęby, żeby pokazać Ryjówce, jak bardzo nierozważny był jej krok.
— Nie powinno cię to interesować. Jedzenie natomiast dostaniesz, jeśli ładnie usiądziesz obok reszty rodzeństwa i się zamkniesz. — Machnęła ogonem tak silnie, że w powietrze wzbiły się tumany kurzu.
Wysunęła i wsunęła pazury przednich łap, by zdusić w sobie ochotę przejechania nimi po pysku małej buntowniczki. Następnie odgoniła ją szybkim ruchem kity i ułożyła się na posłaniu z mchu, układając się możliwie jak najdalej od pogrążonych w śnie Melona i Muchy. Kątem oka zobaczyła, jak Ryjówka, z położonymi po sobie uszami, usłuchanie siada obok rodzeństwa. Melodyjka odwróciła się od niej, westchnęła ciężko i jeszcze raz świstnęła ogonem w powietrzu.
Ostrymi kłami sprawnie rozerwała skórę swojej zdobyczy, by dobrać się do pysznego mięsa. Polowanie zawsze wzmagało w niej apetyt. Aż przywodziło jej to na myśl pełne krzyku i wesołej atmosfery wspólne posiłki uczniów Klanu Burzy… warknęła pod nosem. Przecież i tak jej tam nie chcieli, a ona potrafiła się sobą zająć… jak widać. Zaczęła przeżuwać pożywienie, delektując się jego delikatnym smakiem. Jak dobrze, że gówniarze jeszcze nie jadły stałego pokarmu, do tej pory wystarczało im jej mleko.
Gdy skończyła się pożywiać, oblizała starannie pyszczek z ewentualnych resztek pokarmu, które mogły tam się zawieruszyć. Wzięła to, co się z królika ostało w pysk i wyszła na zewnątrz, zakopując niedbale. Swój wzrok wbiła w horyzont. Gdzie do cholery był ten Słonik? Zastrzygła uchem, a z jej gardła rozległ się cichy pomruk niezadowolenia. Czując, jak negatywne emocje w niej coraz bardziej narastają, odwróciła się na pięcie. Siedząca jak na baczność Ryjówka wciąż czekała na posiłek. Samotniczka przewróciła oczami, ale tak jak obiecała, rozłożyła się przy córce, odsłaniając brzuch.
— Żryj.
Kiedy kotka zaczęła ochoczo ssać, Melodyjka zerknęła ku wciąż śpiącej pozostałej dwójce. Niech już wstaną, nie będzie karmić tych gówniarzy na dwa razy.
— Koniec spania! — Tupnęła łapą, obserwując, jak kocięta mrugają zaspanymi oczami. — Chodźcie jeść, drugiej okazji do wieczora wam nie dam.
Obydwa szybciutko podeszły do niej. Melon zaczął coś niewyraźnie mruczeć pod nosem, ale puściła to mimo uszu. Ten paskudny grubas i tak nigdy sobie nie odpuści jedzenia.
Gdy cała gromada się najadła, kotka wręcz natychmiast ich przegnała.
— Możecie się pobawić, spać, cokolwiek, byleby nie drzeć mi tu ryja. — Położyła łeb na łapach, ziewając.
Obróciła się w ich stronę. Melon ponownie kładł się na mchu, Mucha ochoczo wybiegła z nory krzycząc za sobą "Na pewno niedługo wrócę proszę pani". Jedynie Ryjówka została, z zaciekawieniem wbijając brązowe ślepka w matkę. Melodyjka burknęła. Cała trójka odziedziczyła oczy po ojcu, za to pierworodna miała wywinięte do tyłu uszy po niej.
— Czego chcesz? — Przesunęła ogonem po ziemi, wbijając w kociaka wrogi wzrok. — Dostałaś jedzenie, więc możesz iść zająć się sobą.
<Ryjówko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz