Nie mógł pozwolić, by panika wzięła nad nim górę. Kocur starał się uspokoić zbyt szybki oddech, gdy odkopywali szylkretową kocicę, a potem chwycili ją za kark. Musieli ją wyciągnąć! Musieli! Czekoladowy i czarna powoli wyciągnęli Zajęczą Stopę z zawalonej nory. Każde uderzenie serca się liczyło. Poczuł wyrzuty sumienia, że się z nią nie wybrał, ale przecież dotąd medyczka zawsze wracała, gdy wybierała się na samotne zbieranie ziół.
Znaleźli się przy niej. Jeżowa Ścieżka prędko sprawdził oddech kocicy, natomiast Konwaliowe Serce przyjrzała się jej raną, głównie na szyi. Pewnie w poszukiwaniu potrzebnych medykamentów, udała się aż do nory królika. Nieszczęśliwie ta się zawaliła, gdy była w wejściu. Zacisnął zęby, wbijając pazury w ziemię. Nie oddychała. Nie wyczuł nawet najmniejszego wzięcia oddechu, gdy przystawił pysk blisko jej pyska, próbując cokolwiek wychwycić. Jej bok nie unosił się w wdechach i wydechach, leżała nieruchoma, z otwartymi z przerażenia oczami. Odeszła polować z Klanem Gwiazdy, w który wierzyła całym sercem. Już więcej jej nie zobaczy. Nie usłyszy jej głosu, mądrych słów, nie poczuje wsparcia jakim go raczyła.
Zajęcza Stopa nie żyła. Nie zdążyli jej uratować.
Kocur odsunął się od medyczki. Smutne niebieskie oczy, spojrzały prosto na Konwaliowe Serce. Ich spojrzenia się skrzyżowały, dokładnie tak jak pierwszego dnia ich wspólnego treningu.
- C-co robisz? Musimy jej pomóc! Za-zaraz przyniosę z-zioła.
- N-nie ma ziół n-na śmierć. - miauknął Jeżyk, spuszczając głowę, by spojrzeć na własne łapy. Nie miał wątpliwości, że Zajęcza Stopa była już w innym, lepszym świecie. Musiało się to stać jeszcze zanim opuścili obóz.
Czekoladowy poczuł napływające do jego oczu łzy. Pozwolił im spaść na ziemię. Konwalia pociągnęła nosem. Ona również płakała. Wiedział to, nie musiał nawet na nią spoglądać. Zajęcza Stopa była ich przyjaciółką oraz najstarszą medyczką, wiele ich nauczyła, oboje mieli z nią więź. Jeżowa Ścieżka pamiętał, jak był jeszcze uczniem wojownika. Zajęcza Stopa pomogła mu rozwinąć jego zainteresowanie ziołami, przez co stał się jej uczniem. Stał się medykiem. Stał się tym kotem, którym jest teraz. Tak wiele jej zawdzięczał. Była niczym członek jej rodziny. Położył się, wtulając nos w jej sierść. Była zimna. Zapach medyczki pomału stawał się ulotny.
- J-jeżyku, t-to nie może być prawda... ona nie mogła...
- K-konwalio. - odsunął się od ciała Zajęczej Stopy, by podejść do dawnej uczennicy. Przytulił ją, a ona wtuliła się w jego futro. W ten sposób oboje mogli się wypłakać. Opłakiwać śmierć bliskiej im kotki, tak niespodziewanej. - Ja też za nią tęsknię. Chciałbym, żeby to nie była prawda. Chciałbym z nią zamienić jeszcze chociaż jedno słowo. Pożegnać się. Klan Gwiazdy miał co do niej inne plany, wreszcie będzie mogła odpocząć.
- To moja...
- Ani nie twoja, ani nie moja wina. Tak się stało, my... musimy ją godnie pochować. I obiecać, że na zawsze będziemy o niej pamiętać. - miauknął.
Kolejne łzy pociekły po jego policzkach. Starał się być silniejszy niż przy śmierci Brzozowego Szeptu. Jednak po raz kolejny zaznał rozpaczy. Straty. Za dużo ich ostatnio. Teraz jego wspomnienia z kocicą będą smutne. Spotkają się dopiero za wiele wiele księżyców. Zajęcza Stopa wiedziała, że zostawiła klan w dobrych łapach, jednak w tym momencie ani Jeżyk, ani Konwalia, nawet nie pomyśleli o tym.
Płakali jeszcze długi czas, aż odsunęli się od siebie, by zawlec ciało medyczki do obozu. Musiała zostać godnie pochowana. Zasłużyła.
Tej nocy na niebie pojawiła się nowa gwiazda.
<Konwalio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz