Uwaga! W opowiadaniu pojawiaja się przekleństwa i krwawe sceny
Po chwili zza rogu wyłoniła się Fasolkowa Łapa.
— Nie musisz krzyczeć mamo, Trójki nie ma. — zachichotała cicho. — Wyszedł ze Strzyżykową Pręgą po zioła.
Koteczka zaprosiła starszą do środka, zdecydowanym ruchem ogona. To jasne, że czuła się tu jak u siebie. Wojowniczka posłusznie podążyła za nią i obie usadowiły się głębiej w legowisku.
— A więc co cię sprowadza? — miauknęła lekko Fasolka.
— Właściwie nic konkretnego córeczko, chciałam może trochę pomóc i przy okazji zapytać jak sobie radzisz. Mówiłam ci już, że jak byłam młodsza bardzo lubiłam pomagać medykom, prawda? — zaśmiała się perliście. Cienkie wąsiki Fasolkowej Łapy drgnęły z zainteresowaniem.
— Wiesz, chyba nie, nigdy mi tego nie mówiłaś. — zamruczała delikatnie pointka, uśmiechając się lekko.
— Dawne czasy… — mruknęła Miedź, strzepnąwszy uchem. — W każdym razie - opowiadaj jak ci idzie, słoneczko!
— Chyba dobrze. — miauknęła Fasolka. — już sporo wiem i kto wie, może zostanę medyczka nawet szybciej niż Trójka!
— Powodzenia. — powiedziała radośnie Miedziana Iskra, liżąc córkę po policzku. — Jestem z ciebie taka dumna, córeczko.
***
Klan Wilka przestał istnieć wczorajszej nocy, a gdy przebudziło się słońce odsłoniło przerażający widok. Fasolka nie pamiętała już ataku bestii, jednak wydawało się, że wilk który ich napadł nie mógł nawet równać się ze Stwórcą, który dopadł ich z zaskoczenia pod czarną płachtą nocy. Szybko się wszystko skończyło. Jeszcze niedługo po przejęciu obozu, koty, które wcześniej uciekły, powróciły wraz z patrolem wrogów i ze strachu przed nowym władcą poddały się bez walki. Niektóre wilczaki wróciły do swojego domu, inne wiąż nie wróciły do jednego. Dla Fasolki największym ciężarem było to,że jej mentor uciekł, zostawiając ją samą. Nawet wtedy się nie upewnił, że nie została zabita przez czarnego, który wtedy zablokował im drogę. Potrójny Krok wciąż ukrywał się gdzieś na ich terenach, a może nawet poza nimi i Fasolka zaczęła tracić nadzieję, że wróci.
Pierwszym poważnym przypadkiem, którym musiała się zająć sama były obrażenia Iglastej Gwiazdy. Kocur nosił na ciele wiele głębokich ran, a najgorsza była na udzie. Tylko tyle zobaczyć z odległości, w jakiej znajdowała się od niego. Gdy tylko uzyskała pozwolenie na opatrzenie go, prędko dopadła do jego nieprzytomnego ciała. Jego tylna łapa była zmasakrowana przez własną kość, która rozerwała jego mięśnie i przebiła skórę. Widząc to, młodej medyczce niemalże zrobiło się słabo, jednak wiedziała, że jeśli teraz z tym nic nie zrobi, rana zacznie się babrać w ropie i innych wydzielinach, a gdy wedrze się tam zakażenie jej ojciec na pewno straciłby wiele żyć.
— Ja… będę musiała ją amputować… — powiedziała cicho kotka bardziej do siebie niż towarzyszących jej kotów, zwieszając łeb.
— To zrób to szybko. Rzygać mi się chce patrząc na to. — charknął jeden z nich, po czym skierował się w stronę siedzącego niedaleko Stwórcy. Powiedział mu coś, czego już Fasolkowa Łapa nie usłyszała, jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Teraz musiała się skupić na operacji, jaką miała do przeprowadzenia. Po dosyć długim czasie usuwania ostrym kamieniem, pazurami i zębami kończyny ojca, założyła mu opatrunek z mchu i pajęczyny, dezynfekując wcześniej kikut, który został po jego łapie. Przez całą akcję Fasolce szkliły się oczy. Dlaczego Klan Gwiazdy na to pozowlił? Dlaczego teraz nie otrzymali ich pomocy? Byli w potrzebie jak nigdy wcześniej! Czy to była kara od nich? Jeśli tak, to czemu nasłali na nich Stwórcę, który karze za jakiekowliek przejawy wiary w przodków? Jeśli nie był to ich plan, to czemu nie dają znaku tego swojego okropnego życia gdzieś na srebrnej skórze. Obrzydliwy Klan Gwiazdy.
Fasolka przycupnęła obok pyska Igły, przy okazji upewniając się, że ten nadal oddycha. Kotka w końcu przyłożyła głowę do jego szyi, wtulając głowę w jego pachnące krwią futro. Czuła, jak powoli zaczyna być mokre od jej łez. Chciała powiedzieć tacie jakieś słowa otuchy, jednak sama nie wierzyła, że cokolwiek ich teraz wybawi z tej okropnej sytuacji. Otwierała i zamykała pysk, szlochając cicho. Zamykając oczy próbowała przypomnieć sobie coś dobrego, mając nadzieję, że chociaż to jakoś ją pocieszy i uda się chociaż na chwilę oszukać własny umysł i powiedzieć coś uspokajającego to ojca. Chciała wrócić do czasu, gdy była kociakiem. Chciała wtulić się w jego czyste, liliowe futro i zostać polizana kojąco po uchu przez szczęśliwego tatę. Gdy otworzyła jednak ślepia, z powrotem wróciła do rzeczywistości - Igła leżał przed nią niemalże nieruchomy, zalany krwią, bez jednej łapy. Pokonany przez Stwórcę. Nagle została brutalnie złapana za kark i odciągnięta od ciała dawnego lidera. Kotka w panice zaczęła się szarpać i wsuwając w ziemię pazury, żeby uniemożliwić napastnikowi dalsze jej poruszenie. Widziała, jak ktoś bierze Iglastą Gwiazdę za skórę na karku i powoli zaczyna targać go w innym kierunku. Nie! Nie, nie, nie! Nie mogli go jej zabrać! Nie teraz! Nie mogła pozwolić na to, żeby banda Stwórcy zabiła go jeszcze raz. Igła stracił wiele krwi i był słaby, nie mogła zostawić go na pastwę tych plugawych kanalii! Już umiała się chociaż odrobinę bronić po treningach z Kolczastą Skórą, więc nie mogła siedzieć bezczynnie w miejscu!
— P-puszczaj! — zawołała wściekle, sycząc, szarpiąc się i prychając z gotującej się w niej furii, przerażenia i frustracji. Widząc jednak, że kocur, który ją złapał no robi sobie nic z jej wrzasków, fuknęła i jeszcze bardziej zaczęła się szamotać w uścisku kłów. W końcu, udało jej się oswobodzić i gdy tylko poczuła, że jest wolna, pędem puściła się w stronę jej ojca.
— ZOSTAWCIE GO! — wrzasnęła, niemalże oślepiona przez gniew i adrenalinę, którą pompowało jej serce. Nie zwracała uwagi na ból własnej łapy, która przeciez też dostała obrażenia podczas wojny. Teraz najważniejsze było to, by nie zrobili krzywdy jej nieprzytomnemu tacie. Parę kotów obróciło się w stronę Fasolkowej Łapy, żeby zobaczyć co się dzieje. Kotka w tym czasie zdążyła dobiec do nieprzytomego Igły, drapnęła ciagnącego go osobnika, który odskoczył z sykiem i charknął cicho pod nosem, stawiając kolejne kroki w tył.
Pointka stanęła nad ciałem ojca, jeżąc groźnie sierść i wykrzywiając grzbiet w wysoki łuk. Rozglądała się na wszystkie strony, mierząc złowrogim, pełnym czystej furii spojrzeniem każdego, kto nawet próbował bliżej podejść. Gdy usłyszała za sobą kroki, momentalnie odwróciła się i wlepiła morskie ślepia prosto w potężnego, czarnego kocura. Brązowe ślepia Stwórcy błysnęły, widząc, jak kotka patrzy mu prosto w oczy. Zdobywca Klanu Wilka skrzywił się, najpierw z obrzydzenia, zaraz potem z gniewu. Wyszczerzył kły i wysunął pazury, a widząc, że większość niedobitków Klanu Wilka wyłoniła się z swoich legowisk, wywabiona krzykiem Fasolkowej Łapy, zaczął atak. W paru susach doskoczył do córki Iglastej Gwiazdy i jednym, mocnym ruchem łapy przeorał pazurami jej nos, wyrywając jego nieduży kawałek. Tonkijka pisnęła z bólu, a czując, że gęsta ciecz wylewająca się z rany narządu jej węchu powoli spływała jej do gardła, zmuszona była zwiesić głowę, żeby nie udusić własną krwią. Stwórca wykorzystał tą okazję, i nim medyczka zdążyła zrobić unik czy się cofnąć, czarny podrapał jej kark, wyrywając sporo futra i w końcu wbił kły w skórę na barku i cisnął kotką o najbliższy kamień. Wszystko to stało się w przeciągu chwili, jednak przyspieszona praca mózgu Fasolki i adrenalina w jej żyłach wydawała się wydłużać każdą sekundę. Ciepły płyn spływał po jej szyi, gardle i karku, brudząc na szkarłatny kolor jej krótką sierść. Gdy uderzyła w twardą powierzchnię głazu, nie usłyszała żadnych trzasków, jednak siła, z jaka wyrzucił ją Stwórca wystarczyła, by po upadku poczuła okropny ból, mdłości, a przed jej oczyma zatańczyły mroczki. Nie miała siły podnieść się z powrotem na łapy. Po kolejnych nieudanych próbach po prostu legła na ziemi, oddychając ciężko. Wtedy zobaczyła dopiero współklanowiczów, obserwujących ze strachem i szokiem całą sytuację. Pewnie uważali ją teraz za szaloną, stawiając opór przeciwnikom. Ale coś musiała zrobić! Nie darowałaby sobie, gdyby nawet nie spróbowała pomóc ojcu. Stwórca po wszystkim, podszedł z dwoma kotami bliżej Fasolki i splunął jej prosto w pysk.
— Jeszcze raz coś takiego odpierdolisz, a cię zajebię, zrozumiano? — syknął czarny, dociskając ją łapą do ziemi. Powietrze uciekało jej z piersi w taki sposób, że nie mogła powiedzieć ani słowa. Stwórca wyprostował się, pusząc futro.
— Jeśli ktokolwiek z was spróbuje chociaż pomyśleć o złamaniu jakiegokolwiek mojego rozkazu, skończycie gorzej niż ona. — donośny głos kocura rozległ się w całym obozie. Stwórca zaraz po tym odwrócił się i poszedł w kierunku nieprzytomnego Iglastej Gwiazdy i rozkazał swoim pochołkom kontynuować robotę. Fasolka nie mogła znaleźć siły, żeby nawet wstać. Z każdej jej piekącej rany leciała ciurkiem krew, powoli robiąc pod nią szkarłatną kałużę metalicznie pachnącego płynu. Głupio zrobiła. Gdy tylko Stwórca podszedł powinna wbić się w jego gardło i zabić gnoja. Albo szukać sposobu na dodanie mu trutki do żarcia. Było tyle sposobów na zamordownianie tego parszywego szczura, a jednak na horyzoncie malowała się jedynie mroczna przyszłość Klanu Wilka pod łapą tego palanta. Nie mieli możliwości, żeby się go pozbyć. Nie teraz. Nie samodzielnie. Nie bez pomocy kogoś z zewnątrz. Nie mieli teraz szans na zmaganie się z tym złem. Gdy wszystko ucichło, ktoś do niej podbiegł.
— Kochanie… — usłyszała drżący głos Miedzianej Iskry przy jej uchu. Fasolka w odpowiedzi jedynie skuliła swoje drobne ciałko, mając nadzieję, że Miedź po prostu od niej odejdzie. Nie chciała sprawiać mamie więcej bólu widokiem poharatanego, oszpeconego pyska czy zalanych łzami oczu.
< Miedziana Iskro? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz