- Ojejku, będziesz mnie szkolił! Cieszę się! - miauczał uradowany malec, już nie taki drobny. Wyrósł. Zmieniał się.
- Też się cieszę - powiedział krótko Orlikowy Szept, kłamiąc. Nie zamierza wprawiać ucznia w zły nastrój. - Najpierw mi powiedz... Czy wujek Jeżyk zdołał ci jakoś pomóc?
Na chwilę jego dobry humor prysł. Bał się tej chwili. No bo... Wujek się starał, a on nie czynił postępów! Chociaż... Chyba jednak coś wyszło. W końcu wiedział, że to urojenia, a nie rzeczywistość. Jednak teraz martwił się o coś innego. Orlikowy Szept pytał pewnie dlatego, ponieważ chciał wiedzieć, czy będzie musiał się z nim męczyć podczas treningów. Nie wiedział co mu odpowiedzieć. Chciał powiedzieć prawdę, ale bał się, że kocur nie nauczy go bycia wojownikiem. A tak bardzo chciał być Dreszczem z opowieści Konwaliowego Serca! Odważnym i wielkim!
- Tak. Pomógł. Jest lepiej - skłamał, nawet nie mrugnąwszy okiem.
- No dobrze. To rano zaczniemy trening.
Drżąca Łapa kiwnął głową. Szybko podbiegł do mamy i taty podekscytowany, trajkocząc jak najęty. Wypytywał ich o to, co oni robili na swoich treningach. Ośle Ucho z chęcią dzielił się z synem opowieściami, mama nie za bardzo. Powiedziała tylko, że cieszy się, że już nie będzie musiała się nimi zajmować. Posłał jej chłodny wzrok. Też nie będzie tęsknił.
Noc spędził w legowisku uczniów, wtulony w Jeżynową Łapę. Brat wolał spać sam, by nie zarazić się jak to ujął... idiotyzmem. Sam był głupi. Burak jeden...
Rano poczuł jak coś nim potrząsa. Ziewnął i skierował wzrok na białe, rozmazane coś. Poczuł straszliwy ucisk w piersi, zaczynając drżeć.
- To ja. - usłyszał znajomy głos.
Wziął oddech i szybko wstał, zmuszając się do nieokazania jak bardzo się przeraził tą pobudką.
- Wiem... Śniło mi się coś tylko - skłamał szybko wychodząc na zewnątrz. - To... Co dziś robimy? - zapytał.
- Pokaże ci teren. Chodź.
Ruszył za białym, opuszczając po raz pierwszy obóz. Jak się cieszył, że nie mieszkali w lesie, gdzie cienie i gałęzie, sprawiały złowróżbny nastrój. Otwarty teren był... Fajny. Rozglądał się zaciekawiony, a długa trawa czasami zasłaniała mu widoczność. Czując u boku mentora, był rozluźniony. Pierwszy raz poczuł, że był w stanie wygrać ze swoim lękiem. Robił spory krok naprzód.
<Orlikowy Szepcie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz