Nie przewidział jednak, że jego wytrzymałość jest dosłownie żartem i zwyczajnie w połowie wyścigu przez obóz obraz zaczął mu się zamazywać, płuca palić, zaś łapy skutecznie odmawiały posłuszeństwa, sprawiając, że jedyne o czym marzył w tej sekundzie było to, aby wyścig nareszcie się zakończył. W sumie to Leszczynek sam nie wiedział, co strzeliło mu do główki, by rzucić wyzwanie kremowemu, jednakże najpewniej mogła być to ochota udowodnienia czegoś...? Tak, chyba tak. Rudzielec wiedział, że jest w pełni akceptowany przez najbliższych, jednakże nadal miał silne poczucie udowodnienia, że jest do czegoś przydatny, że potrafi zrobić cokolwiek.
- P-pierwszy! - miauknął wesoło, przekraczając linię mety, którą wyznaczały kamienie ułożone w rządku, po czym zaraz usiadł, próbując złapać oddech, dysząc przy tym niczym parowóz.
- Dałem ci wygrać, Leszczyn! - zawołał oburzony Ostrokrzew, który przekroczył metę o kilka uderzeń serca później, aniżeli pręgus. Środkowy kociak z miotu nastawił uszu, spoglądając na brata, który mimo iż miał niezadowolony wyraz mordki, to dało się zauważyć na nim lekki uśmiech.
- W-wiem! - pisnął, uśmiechając się szeroko, po czym podszedł do pointa, ocierając się o jego bok i mrucząc cichutko - Jesteś najlepszym bratem! - liznął go w policzek, przydeptując z łapki na łapkę. Jego entuzjazm jeszcze bardziej wzrósł, gdy zobaczył, że kocurek się rozpromienia i niezadowolony wyraz pyszczka odchodzi w niepamięć.
- No ba, że jestem - uniósł ogon wysoko, pusząc się z dumy. Leszczynowa Łapa roześmiał się promiennie, machając nerwowo na boki ogonem, po czym rzucił się na brata, przyduszając go do ziemi - Dawaj Ostrokrzew! Pobawmy się w zapasy! - zawołał, łapiąc go za ucho.
<Ostrokrzewik? Sorki za gniota>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz