Dlatego też tego poranka zdecydowała się podejść do liliowej koteczki, leżącej w kącie i prawdopodobnie śpiącej.
Szylkretka widywała ją często w towarzystwie jej braci, lecz tym razem była sama. Podchodząc do niej, w głowie powtarzała jej imię, starając się zrobić dobre wrażenie i zyskać kolejnego przyjaciela.
- Hej! – popędziła w jej stronę, co gwałtownie wybudziło samiczkę ze snu. – Oj, pseplasam. Nie chciałam cię wystlaszyć – wyrzuciła od razu, widząc, w jaki sposób zareagowała. Ta spojrzała na nią lekko zaspanym wzrokiem.
- Jestem Zguba! – przedstawiła się, spostrzegając, iż ona się wcale nie odzywa. Może tak ją wystraszyła, że aż ze strachu połknęła własny język? Spanikowała, rozglądając się panicznie po żłóbku w poszukiwaniu matki, która pomogłaby jej w kryzysowej sytuacji.
- Losa – mruknęła cicho, na co kociak odetchnął z ulgą – Mam na imię Losa i nic się nie stało – dodała.
- To dobrze! Bałam się, se mose zjadłaś swój jesyk – odparła niepewnie. Liliowa spojrzała na nią z lekkim rozbawieniem, na co Zguba rozluźniła się jeszcze bardziej. Zdała sobie sprawę, iż czasami wymawia niektóre wyrazy poprawnie, a innym razem nie. Zmarszczyła nosek z oburzenia przez własne błędy.
- Nie mosna sjeść własnego jesyka! – stwierdziła Rosa, choć prawdopodobnie sama nie była tego taka pewna.
Obie siedziały przez dłuższy czas w ciszy i w zamyśle, kwestionując sprawę tego, czy da się połknął własny język.
- Gdzie twoi blacia? – spytała niespodziewanie Zguba, wciąż zawiedziona faktem, iż ona nie miała rodzeństwa.
- Posli gdzieś, a mama pobiegła ich chyba sukać – odpowiedziała, spoglądając z zainteresowaniem na wyjście.
- A ty nie chciałabyś plsejsć się po okolicy? – spytała szara.
- Jus wychodziłam palę lazy z innymi, ale nie wiem, czy mama wciąs nie byłaby sła… - powiedziała speszona. Niebieska przelotnie spojrzała do tyłu na matkę, która na domiar złego wpatrywała się w nią. Nie było szans przemknąć niezauważalnie pod jej okiem.
- Moja chyba tes. – odezwała się w końcu. – Co nie skodsi splóbować pósniej na chwilę uciec i poklęcić się przy legowisku. Nie pójdsiemy daleko – posłała błagalny wzrok w stronę starszej kotki. Ta w końcu kiwnęła głową. Postanowiły poczekać, aż Paprotkowa Pieśń spuści z nich oko, co trwało dosyć długo. Kociakom to nie przeszkadzało, gdyż wymyśliły sobie zabawę, polegającą na tym, która pierwsza znajdzie jakiś listek na terenie żłóbka. Kiedy matka Zguby postanowiła uciąć sobie pogawędkę z inną Karmicielką, maluchy zdążyły wydostać się i skryły się w pierwszym, napotkanym krzaku.
- Ej, Losa, mowiłaś, se byłaś jus palę lazy. Snass jakieś fajne miejsca? – spytała.
<Rosa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz