Drgnął, gdy tylko poczuł, jak Żabi Skok wtula swój łebek w jego klatkę piersiową. Serce mu się krajało, słysząc jej szloch. Jakby tego było mało - za cholerę nie wiedział co robić. Już sama reakcja kotki na jego próbę dotyku utwierdziła go w przekonaniu, że lepiej nie wymyślać, bo tylko może pogorszyć sytuację. Westchnął cicho, pozwalając jej płakać w jego futro, nawet nie zważając na to, że moczy się ono co raz bardziej. Po części rozumiał jej ból. Sam stracił jakiś czas temu swojego ukochanego brata, zaś Malinowa Łapa... zwyczajnie się nie odzywał od dłuższego czasu. Ich spotkania były krótkie, przelotne i rzadkie.
A on chciał więcej.
Zdecydowanie więcej.
Tęsknił do wtulania się w bure futro, czy nieśmiałego zerkania na niego ukradkiem...
Leszczynek przełknął narastającą gulę w gardle, mając nadzieję, że i on się nie rozpłacze. Już wystarczyło, że jego przyjaciółka wyrzucała z siebie cały żal. Nie zamierzał jeszcze bardziej jej dokładać.
— J-już d-d-dob-brze... — szeptał niemrawo, oddychając ciężko. Rudzielec nienawidził takich sytuacji, gdzie zamiast jakkolwiek zareagować, czy zwyczajnie się gdzieś schować, musiał po prostu siedzieć jak ostatni baran i czekać. Położył po sobie uszy, wsłuchując się w łkanie czekoladowej wojowniczki.
— K-koch-hałam g-go... — powtarzała niczym mantrę — T-tak b-bar-rdzo... A... a o-on u-umarł — głos uwiązł kotce w gardle na co synowi Iglastej Gwiazdy dosłownie serce rozpadło się na milion kawałków. Tęsknił za widokiem wesołej Żabki z melancholijnym uśmiechem na pyszczku, zupełnie nie przywykł do widywania smutnej mordki wojowniczki oraz słuchania jej szlochu. Było mu... po prostu przykro. Tak po ludzki.
— N-no j-już Ż-żabko... — miauknął cicho, chcąc jakoś podnieść ją na duchu. Tak, żeby wiedziała, że zawsze jest ktoś, kto ją wysłucha, pocieszy i po prostu będzie, bez względu na wszystko — B-b-będ-dzie d-dobrze... N-na p-pewno t-twój u-ukochany p-pat-trzy n-na ciebie z k-klanu g-gwiazdy... — nie wiedział czy powinien to mówić, czy lepiej by było, gdyby zamknął pyszczek. Po prostu polegał na tym, co sam chciałby usłyszeć, gdyby był w podobnej sytuacji. Żabi Skok uratowała mu życie, był więc jej coś winien, zawdzięczał jej wiele... Nieśmiało polizał kotkę po łebku, mrucząc uspokajająco piosenkę, którą pamiętał jeszcze z czasów, gdy Gęsie Pióro uspokajała jego napady paniki.
< Żabko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz