Nie wierzył w to, co słyszał. Z jednej strony nie był zadowolony, że Ostrokrzew urządza taką samowolkę, że mianuje uczniów wtedy, kiedy mu się zechce, a do tego jeszcze bez wiedzy taty... Zaś z drugiej... zwyczajnie cieszył się, że jego przyjaciel już ukończył trening. Nadal jednak obawiał się, że kremowy kocur mógł mu coś namieszać w głowie i teraz zgrywa zwyczajnie przyjaznego, by donieść wszystko byłemu mentorowi.
— G-grat-tuluję — miauknął jakoś tak zdecydowanie mniej pewnie niż zazwyczaj. W głosie rudzielca dało się słyszeć wątpienie oraz swego rodzaju dystans. Leszczynek wlepił spojrzenie niebieskich ślip w swoje łapy, na chwilę zatracając się we własnych myślach.
— Coś nie tak, Leszczynku? — Świt uniósł jedną brew ku górze, przyglądając się uważnie kompanowi, którego ogon niespokojnie uderzał o ziemię — Wydajesz się być jakiś dziwny — dodał zaraz zupełnie nie owijając w bawełnę. Syn Iglastej Gwiazdy zamarł na kilka uderzeń serca, spinając własne ciało.
— T-t-to n-nic — miauknął obojętnie, podnosząc się i ruszając w stronę kociarni. Liczył cicho, że kolega da mu spokój i nie pójdzie za nim. Tak też się stało a Leszczynowa Bryza został sam ze swoimi myślami.
* * *
Od tamtego dnia minęło wiele księżyców. Sytuacja w klanie wilka zdążyła się już w miarę uspokoić i choć niechęć nie była sobie aż tak okazywana, to jednak czasem dało się wyczuć zwyczajną niechęć między niektórymi klanowiczami. Jednakże to były tylko pojedyncze przypadki, toteż Leszczynek zwyczajnie starał się to ignorować. Kocurek zdecydowanie bardziej skupił się na treningu Wróblowej Łapy, który niedawno otrzymał miano wojownika i z którego rudzielec był cholernie dumny.
Gdy patrzył na buraska, przypominał mu się jego ojciec i zmarły zastępca - Wilcze Serce. Kocur nie mógł nie zgadnąć, że drugi człon imienia jego byłego ucznia nawiązywał do czarnego kocura o paskudnym uśmiechu.
Teraz więc gdy większość czasu miał wolnego, jego myśli uciekały w stronę klanu nocy, a raczej jednego konkretnego kocura - Malinowej Łapy, który nie odezwał się od wielu księżyców i kocur zwyczajnie stracił nadzieję, na porządne wytłumaczenie swoich uczuć, co tylko pogłębiło jego nienawiść do Nagietkowej Pręgi.
— Coś ty taki nerwowy? — miauknął zdziwiony Świt, gdy sylwetka Nagietka mignęła im w oddali, przyciągając łapą nowy narybek klanu wilka. Znajdkę - Noc. Leszcz nie był zupełnie do niej przekonany a i dziwne zachowanie kolegi wobec niej, ta nerwowość oraz jego zdaniem nadmierna troska, która czasem wyglądała niczym obsesja, jakoś mu nie leżała. Wolał jednak póki co nie wpierdzielać się w nie swoje sprawy, przyjdzie czas to zapyta, póki co nie miał na to ochoty.
— Wkurza mnie — fuknął pod nosem tonem zupełnie nie podobnym do Leszczynka sprzed kilku księżyców. Oj tak, pręgowany zdecydowanie się zmienił. Głównie przestał się jąkać aż tak mocno, a z treningu Wróbelka wyciągnął duże pokłady asertywności oraz pewności siebie. Nadal jednak był troszkę pierdołowaty — N-najpierw się w-wciska w nie swoje s-sprawy, n-niszczy m-mi wszys-stko a teraz z-zachow-wuje się tak, j-jakby n-nigdy nic — prychnął, niepocieszony. Płowy poruszył wąsami zaciekawiony, puszczając ogon kociaka, który poczłapał w stronę bawiącego się Geparda i Kukułka.
— Aż tak zalazł ci za skórę? No, Leszczyn, w szoku jestem — miauknął, liżąc futerko na klatce piersiowej, po czym oblizał mordkę.
— Mh — rudzielec wydał z siebie niezadowolone mruknięcie, zmieniając zaraz temat — A-a co u ciebie? N-nie wył-łysiałeś przez t-trening z B-bors-suk? — zaśmiał się cicho pod nosem, przyglądając się mu uważnie, po czym w oczekiwani na jakąś ciekawą opowieść, wziął kęs gila, który leżał przed jego łapami.
< Świt? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz