Płatki śniegu podobnie jak sam śnieg już dawno się rozpuściły. Pora Nowych Liści zawitała do Klanu Wilka, budząc go lekko do życia. Koty biegały po obozie jakby się paliło. Denerwowały Kawkę. Ich kolorowe futra przewijały się przed jego brązowymi ślipiami, wytrącając go z rozmyśleń. Widząc chmarę kotów, zaczął się rozglądać za liliowym futerkiem. Sarniej Łapy jednak nie było w tłumie. Kawka westchnął. Chciał, choć sam się nie przyznawał do tego za żadne skarby, spotkać kotkę jeszcze raz. Wspomnienie niepewnie uśmiechniętej kotki przynoszącej im wróbla mimowolnie znów wkradło się mu go łba. W świetle poranka jej futro wyglądało tak ślicznie, niczym usłane najkolorowszymi liśćmi. Kawka, który dotychczas za najładniejszą kotkę, mimo wszystko, uznawał swoją mamę gwałtownie zmienił zdanie.
— Nad czym tak rozmyślasz, mały? — zawołała Cętkowany Liść z podejrzanym uśmiechem na pysku.
Kawce ani trochę nie podobał się ten uśmiech. Czuł, że kotce wpadło coś głupiego do łba.
— Nie jestem wcale mały — burknął, skrzywiając się.
Słoneczny Zmierzch słysząc ich rozmowę, podszedł do nich.
— To prawda — mruknął. — Sarnia Łapa jako kociak była chyba dwa razy od niego mniejsza — dodał.
Kocurek zaciekawiony zastrzygł uszami.
Skąd ten wiedział, jak kotka wyglądała jako kociak?
— Znasz Sarnią Łapę? — miauknął, uważnie obserwując kocura.
Słoneczny Zmierzch kiwnął łbem.
— Nawet dobrze, wychowałem ją — stwierdził kocur, wypinając dumnie pierś. — To moja córka... — dodał..
— Opowiedz mi o niej — zażądał Kawka, przerywając mu.
Słoneczny Zmierzch spojrzał na niego zaskoczony.
— Czemu? — zapytał.
Kawka wywrócił oczami. Głupie pytania.
— Chyba dobrze znać koty, z którymi się żyje w jednym klanie, nie? — prychnął na kocura.
<Zmierzch?>
Przecież Zmierzch nie wie że Sarnia Łapa, Modrzewia Kora, Sowi Szpon nie są jego biologicznymi dziećmi, nikt mu jeszcze nie powiedział.
OdpowiedzUsuńnaprawdę? zaraz poprawie tak to
Usuń