Samotnie wrócił do legowiska medyków, nie spodziewając się, jaki bajzel tam zastanie. Spowodowany przez czarno-białą nie był jednak największym zmartwieniem. Kotka chciała zabić Nitka. Tak po prostu! Nie wiedział co w nią wstąpiło. Konwaliowe Serce słynęła ze swej empatii i spokoju. Teraz wydawała mu się taka obca. Jak... jakby była zupełnie kimś innym. Uznał, że zniosła tak żałobę. W końcu znała Zajęczą Stopę odkąd tylko trafiła do klanu. Dla nich obu była bardzo ważnym sojusznikiem. Widocznie każde z nich, radziło sobie inaczej z tym samym bólem. On płacząc, ale wiedząc, że po burzy pojawi się słońce, jak po śmierci Brzozowego Szeptu. Ona natomiast próbując ukryć, że to się stało, wyprzeć to z pamięci, pozwolić sobie na łzy. Wraz ze smutkiem zawsze szedł gniew, a za nim podążało współczucie.
To właśnie poczuł w pierwszej chwili, gdy udało mu się obezwładnić kotkę.
A potem ona to powiedziała. I tego się już nie spodziewał, nawet w najgorszym koszmarze, który zdarzył mu się nie raz już przyśnić. Otworzył szerzej oczy, w których odbiło się czyste zaskoczenie. Zamarł. Chyba pierwszy raz nie wiedział co odpowiedzieć. Spojrzał prosto w ścianę, jakby tam miało kryć się rozwiązanie tej sprawy. Na Klan Gwiazdy, co ona narobiła?!
Kotka nie tłumiła łez. Odwróciła wzrok. Był wdzięczny, że go nie przytuliła, bo sam nie wiedział, jakby zareagował. Był po prostu w zbyt dużym szoku, by poukładać myśli.
- Przepraszam... Złamałam Kodeks Medyka... - z jej oczu poleciało następne kilka łez. - I może już nigdy mi nie wybaczysz oraz już się do mnie nie odezwiesz i się nie zdziwię, zrobiłam coś złego, sama nie umiem sobie wybaczyć... ale... A-ale ja zawsze będę tutaj... I-i zawsze będę czekać na to by znów byliśmy przyjaciółmi, j-jak przedtem... - miauknęła cicho łkając.
Chciał ją przytulić, pocieszyć. Mógłby powiedzieć, że jest jego przyjaciółką, że Stokrotka i Burza mają najcudowniejszą mamę, a partner kotki musi być prawdziwym szczęściarzem. Ale dobrze wiedział, że nie to powinien jej powiedzieć. Owszem, dalej pozostała jego przyjaciółką, jedną z najbliższych mu kotów w Klanie Burzy. Powinien jednak powiedzieć, że jest dobrą medyczką, że za wiele sezonów po jego śmierci, klan zyska prawdziwą opokę w najtrudniejszych czasach, że jest z niej bardzo bardzo dumny. Jeszcze kilka uderzeń serca wcześniej, właśnie tak by powiedział. Teraz nie był pewny jej losu. Co jeśli zostanie wygnana? Nie chciał jej stracić!
Zmusił się by na nią spojrzeć. Na jej łapę, a właściwie kikut. Musiała być to kara od Klanu Gwiazdy. Ten piorun, który nie pozwolił jej prawie wejść do groty... to teraz był znak. I ten sen! kwiat w pysku, łodyga! przodkowie byli na nią źli. Na każdego medyka łamiącego kodeks. W tej chwili nie liczyły się jej umiejętności i to, że uratowała życia wielu kotom. Wbił pazury w ziemię. Oh, czemu musiał być taki bezsilny wobec potęgi gwiezdnych? Czemu kodeks musiał być taki surowy? Czemu niektórzy nie mogli go przestrzegać? Pomyślał o Strzyżykowej Prędze, Sosnowym Zagajniku oraz Słodkim Języku. Nie spodziewał się, że jego dawna uczennica posunie się do takiego czynu. Była taka ambitna, szybko się uczyła, była też wierząca. Spuścił głowę, spoglądając na swoje łapy.
Zmusił się by na nią spojrzeć. Na jej łapę, a właściwie kikut. Musiała być to kara od Klanu Gwiazdy. Ten piorun, który nie pozwolił jej prawie wejść do groty... to teraz był znak. I ten sen! kwiat w pysku, łodyga! przodkowie byli na nią źli. Na każdego medyka łamiącego kodeks. W tej chwili nie liczyły się jej umiejętności i to, że uratowała życia wielu kotom. Wbił pazury w ziemię. Oh, czemu musiał być taki bezsilny wobec potęgi gwiezdnych? Czemu kodeks musiał być taki surowy? Czemu niektórzy nie mogli go przestrzegać? Pomyślał o Strzyżykowej Prędze, Sosnowym Zagajniku oraz Słodkim Języku. Nie spodziewał się, że jego dawna uczennica posunie się do takiego czynu. Była taka ambitna, szybko się uczyła, była też wierząca. Spuścił głowę, spoglądając na swoje łapy.
Wdech
Mama mówiła mu, że zawsze musi zachować spokój. Właśnie na takiego kocura wyrósł. Opanowanego.
Wydech
Nie potrafił uwierzyć w to wszystko. Oczywiście uważał, że miłość to najpiękniejsze uczucie na świecie, pomogę "dodać skrzydeł", często ważniejsze od pozycji. Czasami też "ogłupiała", zabierając świadomość popełnianych grzeszków. Usiadł, czując jak jego łapy stają się ciężkie. Sam jej mówił, żeby słuchała serca. Nie sądził, że jego nauki, kiedyś odwrócą się przeciw niemu. Może to przez niego Konwaliowe Serce złamała kodeks? Pewnie nie, jednak w tej chwili właśnie tak się czuł. Winny.
- Ja...
Asystentka podniosła na niego pełne nadziei ślepia. Przypominały słoneczniki, gdy tak lśniły ze smutku i wiary. Westchnął. Wybaczy jej... wiedział to... była dla niego zbyt ważna, prawie jak córka, żeby tak po prostu przekreślił ich relację.
- Ja...
Złamanie kodeksu było jednak poważne. Gwiezdni tak łatwo nie przebaczają, nawet w swojej wielkiej dobroci i trosce o żyjące na ziemi koty. Uderzył ogonem o ziemię, powodując, że piach i kurz zakręciły w powietrzu, jakby w rytm jakiejś melodii, unosząc się i opadając następnie na podłoże. Postanowił pozostawić los kotki w łapach przodków. Oni znali zakończenie tej historii. Jakiekolwiek by ono nie było, niestety za wszystko trzeba było zapłacić i chociaż ta świadomość wywołała u niego rozpacz, możliwe, że jego beztroskie życie wkrótce pokryje się masą smutku. Nie chciał tak bardzo tracić tych, na których mu zależy!
Kocur powoli wypuścił ze świstem powietrze. W tej chwili tak pragnął się nie dowiedzieć, żyć w nieświadomości lub uciec jak najdalej. Oh, gdyby tu była Zajęcza Stopa... ona pewnie lepiej wiedziała, co należało zrobić. Gryzł się z własnym sercem, zanim postanowił, że jej nie wyda.
- Ja się na tobie zawiodłem. - zdobył się w końcu na zabranie głosu. Spojrzał w oczy swojej uczennicy. W niebieskich oczach odbił się żal, smutek oraz głębokie poczucie tęsknoty. Tym właśnie była dorosłość. Odpowiedzialnością i braniem na siebie konsekwencji. - Zawiodłem się tak bardzo. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek posuniesz się do takich rzeczy. Nie ty. Chciałbym cię pocieszyć, ale nie jestem w stanie, Konwalio. Nie wiem co teraz będzie. Klan Gwiazdy ci nie wybaczy, a jeśli się wyda, to cię stracę. To Klan Burzy, Stokrotka i Burza cię stracą. Chce usłyszeć, dlaczego ten kocur był dla ciebie aż taki ważny? Dlaczego mimo wszystko się zdecydowałaś podjąć ryzyko?
- Kocham go. Je też kocham. Jeżyku ja... tak, bardzo cię przepraszam! Nigdy nie chciałam cię zawieść! - ponownie w jej ślipiach pojawiło się morze łez.
Położył uszy.
- Co chcesz usłyszeć? - mruknął, kręcąc głową. Chciałby wrócić do tych czasów, gdy dopiero się poznali. Nie czułby wtedy takiego bólu. A skoro on tak się czuł, to jak ona musiała?
To wszystko. Powiedzenie, że idzie się zająć ciężarną krewniaczką. Wyruszenie z Cętką. Nerwowy wzrok Orlika. Powrót do klanu. Strata łapy. Śmierć jednego z kociąt jej przyjaciół. Ile jeszcze będzie przed nią? Każdy miał prawo do błędu, ona też. Uh, naprawdę w tej chwili nie potrafił logicznie spojrzeć na sytuację.
To wszystko. Powiedzenie, że idzie się zająć ciężarną krewniaczką. Wyruszenie z Cętką. Nerwowy wzrok Orlika. Powrót do klanu. Strata łapy. Śmierć jednego z kociąt jej przyjaciół. Ile jeszcze będzie przed nią? Każdy miał prawo do błędu, ona też. Uh, naprawdę w tej chwili nie potrafił logicznie spojrzeć na sytuację.
Raz był tak wściekły, że miał ochotę krzyczeć. Wykrzyczeć jej całą swoją rozpacz prosto w pysk. Innym razem zbyt smutny, by cokolwiek powiedzieć. A jeszcze innym dopadały go wyrzuty sumienia.
Czekoladowy powoli podniósł się na łapy. Konwaliowe Serce milczała. Zbyt długo. Gdy wreszcie zabrała głos, nastawił uszu, by jej wysłuchać z cierpliwością.
- J-ja… Uh… J-ja n-nie wiem…
Jego Konwalia. Chciała znowu coś powiedzieć, ale przerwał jej machnięciem ogona. Odwrócił wzrok, prosto w stronę wyjścia. Potem ruszył przed siebie. Nie mógł na nią patrzeć. Nie dzisiaj. Nie w tej chwili. Po prostu tak bardzo nie mógł. Wiedział, że ją rani i bolało go to niesamowicie, ale inny ból był o wiele silniejszy. Czuł, że traci do niej zaufanie. Tak bardzo tego nie chciał.
- Jeżowa Ścieżko!
Zatrzymał się, odwracając w jej stronę.
- Posprzątaj tu. Wszystkie zioła będzie trzeba wyrzucić i wybrać się po nowe, a w dwójkę zajmie nam to o wiele dłużej. - miauknął, zachowując spokój w głosie.
Czasami milczenie było lepsze.
Kotka pokiwała powoli głową. Niepewnie przystąpiła o krok do przodu, ale właśnie wtedy opuścił legowisku, ruszając przez obóz. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Wszyscy byli pogrążeni w swoich sprawach i opłakiwaniem Zajęczej Stopy.
- Idę się przewietrzyć. - miauknął do Oślego Ucha, pełniącego straż przy wyjściu.
Brat położył mu ogon na ramieniu.
- Jasne, Jeżyku.
Widział to współczucie. Uśmiechnął się słabo, na tyle było go stać, by zgrywać pozory, że jest z nim okej. Opuszczając obóz mógł odetchnąć z ulgą. Puścił się biegiem przez teren. Był burzakiem. Szybkim burzakiem. Z łatwością pokonywał kolejne dystanse, wyciągając masywne łapy przed siebie. Melodia grana przez wiatr, towarzyszyła mu na każdym kroku, dzwoniąc w uszach, muskając jego pysk. Owiało go wiele woni ziół i zwierzyny, które czuł już niejednokrotnie. Przyspieszyło mu serce od nacisku tylu emocji. Musiał zwolnić, gdy poczuł się zmęczony. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że dotarł do granicy. Otworzył pysk, chłonąć wszystkie zapachy. Jeden mocniejszy przebił się bardziej. Zerknął na szalej rosnący nieopodal. Jego białe, malutkie, śliczne płatki.
- Obiecałem, że nigdy cię nie zerwę. - miauknął do rośliny, jakby mogła go zrozumieć. Na samą myśl parsknął śmiechem, unosząc kąciki ust. Szkoda, że nie mogła mu powiedzieć, że zachowywał się jak dziwak.
Niósł w pysku parę kaczeńców i stokrotek, które udało mu się cudem znaleźć. Dobrze, że zima nie nadeszła. Podążał znajomą trasą, wyuczoną na pamięć. Kocur po kilku dłuższych uderzeniach serca, znalazł to czego szukał. Poczuł napływające mu do oczu łzy. Zawsze płakał będąc w żałobie. Tak już miał. Przysiadł przy zakopanej kupce ziemi. Tutaj ją pochowali. Zajęczą Stopę. Teraz to miejsce wydawało się takie samotne i smutne. Położył przyniesione kwiaty. Pewnie też je lubiła. Miała słabość do stokrotek. Z resztą nie tylko ona.
- Hej, Zajęcza Stopo. - przywitał się, siadając i otulając ogon wokół łap. Z kwiatami grób wyglądał ładniej, ale wciąż był pokryty rozpaczą za utraconą towarzyszką. Przynajmniej teraz będzie mogła cieszyć się wiecznym spokojem. Westchnął. - Brakuje mi ciebie. Bardzo. Po-potrzebuje rady. Bardzo martwię się o Konwalię. Jest jeszcze taka młoda, a już pcha się do ryzyka. Nie chce żeby potem cierpiała. Co.. co zrobiłaś na moim miejscu? Zawsze wiedziałaś co robić.
Owiał go wiatr, poruszając półdługą sierścią. Była przy nim. Na pewno. Nie zostawiłaby go w żadnym momencie. Smutny uśmiech wkradł się na czekoladowy pysk.
- Ja też? Mo-możliwe. - miauknął. - Chciałbym wierzyć, że wszystko potoczy się dobrze.
Położył się, kładąc głowę na łapach. Obserwował miejsce pochówku jego mentorki, przypominając sobie tak wiele. Nie tylko wspomnień związanych z nią, ale również z Konwalią. Do klanu wróci nad ranem, teraz potrzebował pobyć samemu. Wpadło mu do ważne pytanie, na które na razie nie musiał odpowiedzieć.
Czy miłość naprawdę była warta każdego ryzyka?
- J-ja… Uh… J-ja n-nie wiem…
Jego Konwalia. Chciała znowu coś powiedzieć, ale przerwał jej machnięciem ogona. Odwrócił wzrok, prosto w stronę wyjścia. Potem ruszył przed siebie. Nie mógł na nią patrzeć. Nie dzisiaj. Nie w tej chwili. Po prostu tak bardzo nie mógł. Wiedział, że ją rani i bolało go to niesamowicie, ale inny ból był o wiele silniejszy. Czuł, że traci do niej zaufanie. Tak bardzo tego nie chciał.
- Jeżowa Ścieżko!
Zatrzymał się, odwracając w jej stronę.
- Posprzątaj tu. Wszystkie zioła będzie trzeba wyrzucić i wybrać się po nowe, a w dwójkę zajmie nam to o wiele dłużej. - miauknął, zachowując spokój w głosie.
Czasami milczenie było lepsze.
Kotka pokiwała powoli głową. Niepewnie przystąpiła o krok do przodu, ale właśnie wtedy opuścił legowisku, ruszając przez obóz. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Wszyscy byli pogrążeni w swoich sprawach i opłakiwaniem Zajęczej Stopy.
- Idę się przewietrzyć. - miauknął do Oślego Ucha, pełniącego straż przy wyjściu.
Brat położył mu ogon na ramieniu.
- Jasne, Jeżyku.
Widział to współczucie. Uśmiechnął się słabo, na tyle było go stać, by zgrywać pozory, że jest z nim okej. Opuszczając obóz mógł odetchnąć z ulgą. Puścił się biegiem przez teren. Był burzakiem. Szybkim burzakiem. Z łatwością pokonywał kolejne dystanse, wyciągając masywne łapy przed siebie. Melodia grana przez wiatr, towarzyszyła mu na każdym kroku, dzwoniąc w uszach, muskając jego pysk. Owiało go wiele woni ziół i zwierzyny, które czuł już niejednokrotnie. Przyspieszyło mu serce od nacisku tylu emocji. Musiał zwolnić, gdy poczuł się zmęczony. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że dotarł do granicy. Otworzył pysk, chłonąć wszystkie zapachy. Jeden mocniejszy przebił się bardziej. Zerknął na szalej rosnący nieopodal. Jego białe, malutkie, śliczne płatki.
- Obiecałem, że nigdy cię nie zerwę. - miauknął do rośliny, jakby mogła go zrozumieć. Na samą myśl parsknął śmiechem, unosząc kąciki ust. Szkoda, że nie mogła mu powiedzieć, że zachowywał się jak dziwak.
Niósł w pysku parę kaczeńców i stokrotek, które udało mu się cudem znaleźć. Dobrze, że zima nie nadeszła. Podążał znajomą trasą, wyuczoną na pamięć. Kocur po kilku dłuższych uderzeniach serca, znalazł to czego szukał. Poczuł napływające mu do oczu łzy. Zawsze płakał będąc w żałobie. Tak już miał. Przysiadł przy zakopanej kupce ziemi. Tutaj ją pochowali. Zajęczą Stopę. Teraz to miejsce wydawało się takie samotne i smutne. Położył przyniesione kwiaty. Pewnie też je lubiła. Miała słabość do stokrotek. Z resztą nie tylko ona.
- Hej, Zajęcza Stopo. - przywitał się, siadając i otulając ogon wokół łap. Z kwiatami grób wyglądał ładniej, ale wciąż był pokryty rozpaczą za utraconą towarzyszką. Przynajmniej teraz będzie mogła cieszyć się wiecznym spokojem. Westchnął. - Brakuje mi ciebie. Bardzo. Po-potrzebuje rady. Bardzo martwię się o Konwalię. Jest jeszcze taka młoda, a już pcha się do ryzyka. Nie chce żeby potem cierpiała. Co.. co zrobiłaś na moim miejscu? Zawsze wiedziałaś co robić.
Owiał go wiatr, poruszając półdługą sierścią. Była przy nim. Na pewno. Nie zostawiłaby go w żadnym momencie. Smutny uśmiech wkradł się na czekoladowy pysk.
- Ja też? Mo-możliwe. - miauknął. - Chciałbym wierzyć, że wszystko potoczy się dobrze.
Położył się, kładąc głowę na łapach. Obserwował miejsce pochówku jego mentorki, przypominając sobie tak wiele. Nie tylko wspomnień związanych z nią, ale również z Konwalią. Do klanu wróci nad ranem, teraz potrzebował pobyć samemu. Wpadło mu do ważne pytanie, na które na razie nie musiał odpowiedzieć.
Czy miłość naprawdę była warta każdego ryzyka?
<Konwalio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz