Spojrzał a to na liderkę, a to na smarkule. Na pysku Pstrągowej Gwiazdy malowało się wiele emocji. Trudno było zadecydować, która najmocniej się odznacza. Westchnął ciężko. Musieli coś zrobić. Bobrza Kłoda był bezwartościowym członkiem klanu i każdy tylko czekał aż zdechnie, lecz nadal był członkiem ich rodziny. Pomimo że nikt go nie chciał.
— Dobra, zostajesz wojowniczką — miauknął Aronia. — Nie ma sensu, żebyś utopiła kolejnego — dodał.
Pstrąg pokręciła łbem, wdychając. Zdrowe pomarańczowe ślipie spoglądało na niego zdecydowanym wzrokiem.
— Następnym razem poczekaj, aż ktoś cię wpuści, a nie wchodzisz jak do siebie — pouczyła uczennicę liderka, kładąc sierść.
Zbożowa Łapa jedynie kiwnęła łbem i pospiesznie opuściła legowisko liderki. Pewnie miała dość przeżyć na dziś. Aroniowy Podmuch zwrócił wzrok ku burej.
— To na czym skończyliśmy? — mruknął cicho na wypadek, gdyby znajdka jeszcze była blisko.
* * *
Pora Zielonych Liści naszła nagle. Przynajmniej dla Aroniowego Podmuchu. Ostatnio miał wrażenie, że życie ulatuje mu pomiędzy łapami. Wszystko działo się tak szybko. A on czasem nie nadążał. Nawet sam nie zauważył kiedy zwichnął sobie ogon. Na początku jedynie bolało, lecz później zaczął mieć problemy z równowagą. Uparcie przekładał wizytę na później będąc zbyt zajęty, aż spadł z drzewa przy okazji prawie miażdżąc Biały Kieł. Teraz siedział u tego klifiackiego medyka. Dziwnołapny budził w nim wiele emocji. Żadne z nich nie było pozytywne. Aronia ni cholery mu ufał. To jakby wkładać łapę w pysk wilka.
— A spróbuj mnie otruć — syknął na dziwnołapnego.
Kocur wywrócił oczami.
— A po co? — mruknął. — Nic mi to nie da, a umrzeć nie chce. — dodał, kładąc jakąś papkę na jego ogonie.
Aronia mimowolnie pisnął. Ból był potworny. Taki uporczywy. Słysząc jakieś szmery przy wejściu niechętnie odwrócił łeb w jego stronę. Już miał skrzyczeć kota, który śmiał mu przeszkadzać w cierpieniach, gdy ujrzał poobijaną Zbożowy Kłos trzymaną przez Jaskrowy Pył i Wieczornikowe Wzgórze.
— Kto ją tak po obijał? — mruknął Aronia, lekko krzywiąc się z bólu.
— Sama — wyprzedził kotkę z odpowiedzią rudy wojownik. — Z drzewa spadła, mysi móżdżek — pacnął przyjaciółkę.
Zboże prychnęła niezadowolona.
— Zobaczymy jak tobie wyjście pospieszne schodzenie z drzewa — mruknęła.
Wieczornik westchnął.
— Nie kazałem ci się aż tak spieszyć — miauknął, kładąc z bratem kotkę na legowisku koło Aronii.
Zastępca niezbyt ucieszył się z towarzyszki. Wcześniej było przynajmniej cicho. Teraz będzie musiał siedzieć z nią. Samicą. Narwaną samicą. Samicą, która utopiła własnego mentora. Na lepszego kota nie mógł tracić.
— Ej, ile muszę tu jeszcze siedzieć — zaczepił medyka.
Ten spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem.
— Z siedem wschodów słońca na pewno tu przeleżysz. — stwierdził.
Aroniowy Podmuch niezbyt ucieszył się z tego werdyktu. Siedem wschodów słońca w legowisku medyka. To o wiele za dużo.
— Kto ją tak po obijał? — mruknął Aronia, lekko krzywiąc się z bólu.
— Sama — wyprzedził kotkę z odpowiedzią rudy wojownik. — Z drzewa spadła, mysi móżdżek — pacnął przyjaciółkę.
Zboże prychnęła niezadowolona.
— Zobaczymy jak tobie wyjście pospieszne schodzenie z drzewa — mruknęła.
Wieczornik westchnął.
— Nie kazałem ci się aż tak spieszyć — miauknął, kładąc z bratem kotkę na legowisku koło Aronii.
Zastępca niezbyt ucieszył się z towarzyszki. Wcześniej było przynajmniej cicho. Teraz będzie musiał siedzieć z nią. Samicą. Narwaną samicą. Samicą, która utopiła własnego mentora. Na lepszego kota nie mógł tracić.
— Ej, ile muszę tu jeszcze siedzieć — zaczepił medyka.
Ten spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem.
— Z siedem wschodów słońca na pewno tu przeleżysz. — stwierdził.
Aroniowy Podmuch niezbyt ucieszył się z tego werdyktu. Siedem wschodów słońca w legowisku medyka. To o wiele za dużo.
<zboże?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz