Z gardła kocura wydobyło się warknięcie. Tego było za dużo. Należał do kotów o twardym charakterze, z którymi nie warto było zadzierać, bo nie zawaha się użyć pazurów. Obrażanie jego rodziny było skazaniem na czarną listę. A biletem do trumny obraza jego wspaniałości. Kto zadziera z nimi, ma do czynienia również z nim. Do tego Szczawiowy Liść był świadomy, że wszystko ujdzie mu na sucho, jako iż był synem zastępczyni oraz miał sympatię Lisiej Gwiazdy. Kocur machnął ogonem ze zirytowaniem. Miętowy Strumień ostro przegiął. Liliowy zamierzał dać nauczkę tej wroniej strawie.
Spiorunował wzrokiem starszego wojownika.
— Widzę, że pająki zasnuły ci mózg, Miętowy Strumieniu. Nie wiesz, że ze mną się nie zadziera? — syknął. — Czyżbyś zapomniał, że twoje szkolenie zajęło dłużej niż piętnaście księżyców? Z resztą tak bardzo ci się spieszy do nagadania na moją rodzinę, że sam zapomniałeś jak twoja matka puściła się w krzakach. Co, źle mówię? Lisia Gwiazda puknął twoją matkę i ma cię gdzieś. To ty niczym rzep się do niego lepisz. Żałosne.
Ciało Miętowego Strumienia napięło się, natomiast Szczawiowy Liść wysunął pazury. Dwójki kocurów nie interesował fakt, że znajdowali się w obozie. Nie przeszkadzała im również obecność Omszonej Łapy, który za chwilę miał być świadkiem bójki. W ciągu następnego uderzenia serca, wrzask wydobył się z gardła Miętowego Strumienia, który pierwszy rzucił się na syna zastępczyni. Szczawiowy Liść został przygnieciony do ziemi. Tylnymi łapami kopnął brzuch rudego. Miętowy Strumień syknął rozgniewany. Uniósł łapę, którą uderzył liliowego. Szczawiowy Liść nie pozostał mu dłużny i wkrótce wbił kły w jego kończynę. Ból rozlał się po jego ciele, gdy Miętowy zadał kolejny cios. Młodszy uznał, że czas cackania poszedł się walić i pora na prawdziwe skopanie zadka. Przednią łapą zdzielił wnuka Wschodzącej Fali po pysku, aż kilka kropelek krwi pociekło z jego nosa i spadło prosto na liliowe futro. Zaczął się wić, żeby tylko się wyrwać spod ciężaru rudego. Miętowy Strumień wykorzystał fakt, żeby wbił kły w jego grzbiet. Szczawiowy Liść przypominając sobie wszystkie treningi z Łabędzim Pluskiem oraz kilka potyczek za młodzika, chwycił szybko za szyję wojownika. Ten chcąc lub nie, musiał się odsunąć, a wtedy syn Berberysowej Bryzy wyczołgał się spod niego. Teraz to on rzucił się na kocura. Wpadli na siebie, tarzając się po ziemi, w akompaniamencie kurzu. Omszona Łapa mógł słyszeć dźwięki obijanych pysków, ciał, drapiania i wściekłych syków.
Bijatyka przyciągnęła pierwszych gapiów, którzy przerwali swoje zajęcia, a niektórzy nawet wychylili się z legowisk. Zebrali się w tłumie, szeptając między sobą, podczas gdy Szczawiowy Liść i Miętowy Strumień, wciąż się lali po pyskach, z coraz większą agresją. Kropelki krwi spadały na podłoże oraz znaczyły ich futra, chociaż lepiej widać to było na jaśniejszej sierści.
— WYSTARCZY! — Berberysowa Bryza przebiła się przez tłum. W jej ślepiach błyszczała wściekłość. Może nawet lekkie zdezorientowanie, w końcu jednym z bijących był jej własny, pierworodny syn. — Co wy wyrabiacie?!
Głos matki wybił go z rytmu, ale nie to go powstrzymało przed kolejnym ciosem. Miętowy Strumień odskoczył, więc Szczawiowy Liść zrobił to samo, mierząc wojownika wściekłym spojrzeniem. Uwielbiał uczucie walki, gdy szumiło w jego uszach, a chęć wygranej i smaku krwi, stawała się prawdziwą żądzą. Piorunowali się spojrzeniami, dysząc z wysiłku. Szczawiowy Liść dojrzał kątem oka, że jego futro skąpane jest w kilku kroplach krwi, podobnie z resztą jak to Miętowego Strumienia. Cóż, na pewno niezbyt atrakcyjnie w tej chwili wyglądał, ale przynajmniej dokopał synowi Liliowej Sadzawki. Czuł więc satysfakcję, chociaż zdecydowanie wolałby jeszcze powalczyć, żeby rozbić głowę tego aroganta.
— Sokole Skrzydło niech was obejrzy. Rozejść się! Z wami porozmawiam później i lepiej żebyście mieli dobre wytłumaczenie. — mruknęła do kocurów.
Pobratymcy jakby nigdy nic wrócili do swoich zajęć. Szczawiowy Liść posłał jeszcze chłodne spojrzenie Miętowemu Strumieniowi, zanim matka pchnęła go w stronę legowiska medyka. Oboje musieli znosić jeszcze swoje towarzystwo przez całe badanie u medyka Klanu Klifu. Ich stan nie był jednak poważny, więc mogli wrócić do siebie. Odbyli poważną rozmowę z Berberysową Bryzą. Głównie oberwało się zapewne Miętkowi, czuł to, w końcu Berberys zawsze dbała o własne kociaki. Szczawik przynajmniej bronił rodziny, nie to co ta wronia strawa!
Reszta dnia przeminęła szybko. Nawet się nie zorientował, kiedy z samego rana musiał zajrzeć do Wroniej Łapy. Jego futro było znowu czyste i piękne. Przy wejściu do legowiska uczniów, dojrzał Omszoną Łapę, zapewne czekającego na swojego mentora. Szczawiowy Liść prychnął. Nie ukrywał, że Miętowy Strumień mu podpadł i zapewne to nie była ich ostatnia bójka.
Ominął go, wchodząc do środka. Obudził Wronią Łapę. Zaraz mieli ruszać na kolejny trening. Dzisiaj chciał wybrać się ze swoją uczennicą na polowanie na ptaki. Wyszedł na zewnątrz, siadając w pewnej odległości od Omszonej Łapy, ze wzrokiem skierowanym w horyzont.
<Omszona Łapo?>
Szczawik mogłeś go pobić bardziej c:
OdpowiedzUsuń