Wywróciła oczyskami, nadal jednak oczekując jakiejkolwiek poprawnej odpowiedzi, czy też teorii. Nic takiego jednak nie padło z pyszczka Pigwowego Kła. Zboże westchnęła, czy ten Truskawkowy Pierd AŻ tak go zaszczuł? Było jej go szkoda, zwyczajnie. Tak po prostu po ludzku. Czarno-biały wydawał się na serio ciekawym osobnikiem i gdyby tylko bengalka miała sposobność, to z pewnością jakkolwiek spróbowałaby go poznać. Na jej pyszczku zagościł pogodny uśmiech, trąciła syna Aroniowego Podmuchu w bark.
— Zanim z tego kokona wylezie motyl, to będziesz już prawdziwym mężczyzną — zaśmiała się pod nosem, wskazując wcześniej wspomniane stworzonko. Pigwowy Kieł nie wyglądał chyba na zbytnio przekonanego, nie protestował jednak, a przynajmniej nie otwarcie, toteż Zbożówka uznała to za zielone światło.
— N-no d-dobrze — mruknął jakoś tak średnio przekonany.
— Ej, będzie dobrze, nie musisz trząść tyłkiem. Trza sobie radzić, nie? W końcu nam obu mentorował ten upośledzony spaślak — miauknęła, ruszając przed siebie. Dreptała powoli, co jakiś czas oglądając się za siebie, by sprawdzić, czy wojownik podąża za nią. Pigwa człapał niepewnie z uszami postawionymi na sztorc i drgającymi, gdy wychwyciły jakiś najdrobniejszy szmer.
W końcu dotarli na małą polankę gdzieś pośród lasu. Zboże usiadła wygodnie, klepiąc łapą miejsce obok siebie. Kocur skinął niemrawo łbem, po czym przysiadł obok niej.
— Po pierwsze i najważniejsze, mój drogi — zaczęła swój wywód zupełnie poważnie — Nie możesz dać się robić w jajo, Pigwo. Słuchaj, rozumiem, że masz dobre serduszko — tu zatrzymała się na moment i posłała kocurkowi łagodny uśmiech — Jednak musisz też mieć w sobie siłę i odwagę, żeby się przeciwstawić temu sukinsynowi — dodała zaraz.
— C-cóż... s-spróbuję — miauknął cicho, wzdychając przy tym ciężko.
— No, co więc powiesz, kiedy ktoś będzie chciał zmusić cię do czegoś?
— N-nie...?
Zboże wywróciła ślepiami, ściskając pyszczek kocurka łapami.
— GŁOŚNIEJ!
— N-NIE!
— JESZCZE RAZ!
— NIE
— NIE SŁYSZĘ CIĘ!
— NIE!
— Hej Zboże co to za- — rude futro wyłoniło się zza zarośli, wypuszczając z pyska martwą wiewiórkę — Cóż... gdybym wiedział, że szanowna pani jest na randeczce, to bym nie przeszkadzał — Wieczornik wybuchnął śmiechem, nieomal tarzając się po ziemi. Widząc jednak, co się święci, szybko zebrał swoje manatki i czmychnął w krzaki.
— WIECZORNIK, CHOLERO JEDNA BO CI DO DUPY NAKOPIĘ! — wrzasnęła wściekła bengalka i nim rzuciła się w pogoń za przyjaciele, zdążyła rzucić tylko Pigwie "do zobaczenia" i już jej nie było.
< Pigwo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz