- Co za dużo to nie zdrowo - Mruknęła i usiadła, liżąc swoją łapę. Co chwila jednak kukała na szylkretową kotkę, która wlepiała w nią spojrzenie. Rzuciła spojrzenie na Jasia, które wyraźnie mówiło wynośmy się stąd, ale kiedy ten jedynie parsknął śmiechem i zatuszował to kaszlnięciem, dlatego córka Sowy postanowiła jednak odpowiedzieć chociaż na część pytań. Podniosła swoją drewnianą łapę i postukała nią kilka razy o suche, zmrożone podłoże. Po kilku biciach serca odezwała się:
- To, zrobiło mi pewne ścierwo z Klanu Nocy, gdy jako kotka młodsza od ciebie próbowałam zabić zdrajcę Klanu Lisa na polecenie matki. Z resztą ten kikut to też za winą tego wojownika z Klanu Nocy. - Podniosła jedną brew widząc kotkę, która była nieco przestraszona, ale szybko zastąpiła tą emocję ciekawość, a w jej oczach zabłyszczały wesołe iskierki i zawołała z szeroko otwartymi oczami:
- O jeju, to musiało boleć!
- Bolało, ale dopiero wtedy poczułam się jak członek Klanu Lisa. Z blizną i szacunkiem. Tam możesz być kimś, dopiero wtedy, gdy pokażesz, że masz wartość większą niż zdechły lis.
-...ale nie tylko wtedy! - Wymruczał Jasio, gdy Punia rzuciła na niego zaniepokojone spojrzenie i polizała go po głowie. A przynajmniej Sarence wydawało się, że dopiero pod tym spojrzeniem Jasio stwierdził, że warto coś dodać. Prychnęła w stronę Puni:
- Jaś to nie kociak, nie potrzebuje mamuśki, która się o niego niepokoi. Nie jest miękkim mchem, który się ślamazarzy.
- Pfff! Po prostu się o niego martwię! - Odparła ostro pieszczoszka, a na jej pyszczku zagościł grymas. Co kilka bić serca zerkała z niepokojem na Jasia, który nie bardzo wiedział jak zareagować. Szaro-biała zmarszczyła brwi i ruszyła w stronę wyjścia. Postawiała pewne kroki, a wzrok miała skierowany na przód. Wskoczyła na murek, a pies zaczął szarpać o ściany swojej dziwnej klatki, ale nic nie szczekał.
- Zostawiam was samych razem z tą wyjącą, wielką bestią, a Jaś doskonale będzie wiedział gdzie mnie szukać.
***
Wróciła do stodoły z dwoma nornicami w pysku. Nie wyglądały jednak jak zwykłe upolowane zdobycze, o nie. Były całe we krwi, nosiły głębokie ślady po pazurach Sarenki, a nawet wydawałoby się, że o mały włos i nie byłyby rozdrapane całkowicie. Rzuciła je na stos zwierzyny, a Trujący Bluszcz wymruczała z pogardą coś pod nosem, ale na jej szczęście Sarenka była zbyt zajęta swoimi sprawami, aby ją zaczepić. Zauważyła, że Biegnący Zając szepcze coś do Srebrnego Szlaku Między Gwiazdami, ale nie zwracała na nich zbytnio uwagi. Stwierdziła jednak, że jej starszy brat wyrósł już ze swojej tchórzliwości jak u prawdziwego zająca i będzie mogła wreszcie mianować go wojownikiem. Nie miała jednak chęci, by robić to teraz, więc ruszyła dalej ku wejściu na drugie piętro stodoły. Zrobiła kilka susów na stogi siana, aby dostać się na najwyższy stos stogów. Z tego wszystkiego jednak nie udało jej się doskoczyć na deskę, która oznaczała najwyższe piętro, przez co zawisła nad przepaścią. Zaczęła się natarczywie wdrapywać, aż w końcu dostała się na drugie piętro stodoły. Nie wyglądało tu jak przedtem - na początku pory nagich drzew mróz był tak potężny, że Lisi postanowili zatamować błotem, trawą i inną zieleniną największe dziury, przez co wpadało do tego miejsca nieco mniej światła. Z tego też powodu dopiero kiedy umościła się w gniazdku z siana zobaczyła siedzącego w cieniu Jasia.
<Jasio! zróbmy jakąś rozmowę i ich ruchnijmy, plz XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz