(uwaga, brutalne opisy na początku)
Wyrwanej Łapie od dawna nie burczało w brzuchu tak jak teraz. Wydawało jej się, że nie jadła od księżyców. Pomimo zwiększenia patroli łowieckich stos zwierzyny nadal świecił pustkami. A frustracja w klanie urosła tak, że kremowa kotka czasem nie mogła już tego wytrzymać, czując, jakby wszystkie negatywne uczucia współklanowiczów spływały na nią i przygniatały ją do mokrej, zaśnieżonej ziemi. Teraz nastała kolej Wyrwy, by spróbować szczęścia, jednakże większość łowców nie wracała nawet z mysim ogonkiem, więc nie miała wielkiej nadziei na powodzenie. Wraz z nią na polowanie mieli iść Koperkowy Powiew, Kwiecisty Pocałunek i Wrzosowa Rzeka. Ten ostatni, pomimo wielkiego mrozu pałał entuzjazmem, który wkrótce udzielił się reszcie patrolowców. Choć zdarzało się to rzadko, tym razem uczennica szła na patrol bez towarzystwa mentora. Został przydzielony do innego zadania, a każda dodatkowa para łap łapiąca pożywienie była bardzo przydatna.
***
W całym lesie rozlegał się jęk kotów, konających z głodu i zimna. Zwierzyny nie było zupełnie. Zdesperowane koty pożerały zwłoki i wronią karmę, atakowały pieszczochy wyjadając ich jedzenie. Niektóre, grzebały w odpadach pozostawionych przez dwunożnych i wyjadały wszystko, co nadawało się do przełknięcia. Większość z nich truło się, umierając w takiej agonii, jak gdyby każdy najmniejszy kawałek ich ciała był rozrywany przez lisy, borsuki i szczury a ich wnętrzności były palone ogniem. Nagle, powietrze przeszył wrzask bardziej straszny i rozdzierający od innych. Tylko że tym razem to Wyrwana Łapa wrzeszczała.
Patrol spoglądał na uczennicę szeroko otwartymi oczami. Jej fantazja znów ją poniosła.
-Wyrwana Łapo? - Głos Koperkowego Powiewu był zaniepokojony – Czy wszystko w porządku?
-Ja... t-to tylko... – uczennica była przerażona własną reakcją – emocje.... już nie potrafię i-ich k-kontrolować....
-Jak chyba każdy – rzucił Wrzosowa Rzeka, spoglądając w stronę obozu
Uczennica chciała uwolnić się od natłoku myśli, ale towarzystwo innych nieustannie jej w tym przeszkadzało. Gdyby tylko mogła polować w samotności.... przecież umiała już sporo. No dobrze, prawie nic. Ale musiało wystarczyć. Przecież była kotem, a koty łapią zwierzynę. A co jeśli dalej będzie więcej zwierzyny? Na terenach niczyich? Skoro nikt tam nic nie łapie, to powinno być jej tam pełno. A przy okazji można by było uciec od frustracji i przytłoczenia...... przynajmniej na chwilę. Przecież to nie zajmie długo, prawda? Powie, że zwierzyna odwróciła jej uwagę i pobiegła za nią zbyt daleko. Reszta patrolu na pewno jej uwierzy, szczególnie teraz, gdy każdy kęs jest na wagę złota. Gdy reszta kotów zaczęła się oddalać, Wyrwana Łapa poczuła, że nie może zmarnować szansy. Cicho stawiając łapy, wymknęła się, kierując się w stronę wolnych terenów. Na szczęście, pochłonięci polowaniem członkowie patrolu nie zauważyli, że się od nich odłączyła. A może myśleli, że pobiegła za myszą lub innym stworzonkiem. I dobrze, przynajmniej przez jakiś czas nie będą jej szukać. Przynajmniej taką miała nadzieję.
***
Dojście do granicy Klanu zajęło uczennicy dłużej, niż się tego spodziewała. Wyprawa niebezpiecznie się przedłużała. Ale nieznane tereny tak bardzo ją pociągały..... Czy inne koty już jej szukają? Nawet jeśli, to zapewne nie wykryją jej zapachu, zmytego przez padający i rozmokły śnieg. To dobrze. Do nosa kotki dotarła jednak woń znaczników granicznych, wciąż silna pomimo tworzącej się na podłożu brei. Entuzjazm kotki spadł, gdy napotkana po drodze, pulchna jak na porę opadłych liści mysz prawie od razu uciekła, zanim jeszcze kotka zdążyła wyskoczyć w powietrze. A co jeśli Wyrwa ani trochę nie umie polować? Może powinna zawrócić? Tak będzie lepiej. Przynajmniej koty z patrolu nie będą się martwić. A może jednak warto byłoby spróbować szczęścia? Z tą myślą Wyrwana Łapa a kilku susach przekroczyła granicę i znalazła się na terenach nienależących do żadnego z klanu. Teren wyglądał praktycznie tak samo jak ten podlegający Klanowi Burzy. Niestety, tu zwierzyna również nie była wyczuwalna. Na śniegu nie było nawet widać.... Zaraz! Przed nosem kotki widniały zakrwawione ślady łap, prawdopodobnie należące do królika. Ranne zwierzę musiało być w pobliżu, gdyż ślady zakończyły się w rosnących kilka długości ogona dalej gąszczach. Zaciekawiona uczennica podreptała w stronę krzewów, i rzeczywiście, znajdował się tam królik. Zwierzę ledwie oddychało i było mocno wykrwawione, a na jego boku widniała wielka, czerwona szrama. Co jeśli jakiś drapieżnik się to kręci? Uczennica zakończyła życie królika jednym kłapnięciem szczęk, jednocześnie rozglądając się wokoło. Nic jednak nie widziała. Ani śladów, ani poruszeń, ani niczego, co mogłoby uchodzić za niebezpieczne. Kotka uznała, że najlepiej będzie już wracać do obozu, by w razie czego uniknąć spotkania z potencjalnie niebezpiecznym zwierzęciem, szczególnie, że królik, choć wychudły, był sporych rozmiarów i jego taszczenie sprawiało jej niemały kłopot. Wyrwana Łapa, ciągnąc za sobą okazałą jak na panującą obecnie porę zdobycz wolno skierowała się z powrotem w stronę znaczników. Już miała je przekroczyć, gdy nagle.....
-Hej, kupo mysiego łajna, ten królik należy do mnie! Oddawaj! – Syknął głos za jej plecami. Skąd na Klan Gwiazd wziął się ten kot?! Niczego przecież nie była w stanie wyczuć.
-B-Będziesz musiał o niego w-walczyć! J-jestem wojowniczką Klanu Burzy!! T-ta z-zwierzyna jest moja, m-mam obowiązek nakarmić nią klan!! - Kotka odwróciła się, wypuszczając zwierzynę z pyska i stawiając na niej łapę. Stojący naprzeciw niej czarny, starszy kot zjeżył futro, świdrując wzrokiem zdobycz Wyrwy. Ogień walki znów odezwał się w jej sercu. Będzie walczyć, gdy zajdzie potrzeba. Musi zapewnić klanowi pożywienie.
-Nie wygrasz ze mną, mała wojowniczko – parsknął gniewnie – Oddawaj!
Kremowa rzuciła się do przodu, wysuwając pazury i siłą rozpędu prawie zwalając czarnego z łap. Nie zwracała uwagi na to, że kocur jest starszy, o wiele od niej większy i bardziej umięśniony. To była jej zdobycz, to ona ją znalazła! Niech ten paskudny samotnik radzi sobie sam! Wyrwa orała jego futro, nie zadając mu praktycznie żadnych ran, ale nie poddawała się. Samotnik odpowiedział serią uderzeń z łap, jednak jego pazury pozostały schowane. Nie chciał jej zranić?
-Walcz jak kot, ty tchórzu!! – uczennica rzuciła gniewnie, zapominając o całej swojej wstydliwości, pomimo że zdawała sobie sprawę, że z pazurami czy bez, kocur ma przewagę. Musiał umieć dobrze walczyć. Czarny przytrzymał ją łapą, przyciskając do ziemi.
-Ten królik jest MÓJ! – powtórzył zachrypniętym głosem, zbliżając swój pysk do jej pyska. Kotka udała uległość, by go zmylić (słyszała, że wojownicy często tak robili) ale zaraz potem kilkakrotnie uderzyła go w nos, powodując jego lekkie krwawienie. Niespodziewanie, samotnik z dziwnym wyrazem twarzy odskoczył, puszczając ją.
-N-nie musimy się ranić – wychrypiał, dysząc – i tak jestem od ciebie silniejszy, uczniaku. Dawaj zwierzynę. Albo..... – w jego oczach malowała się niepewność.
Dopiero teraz Wyrwana Łapa spostrzegła, jak bardzo wychudzony jest starszy kocur. Na pewno trudno było mu polować. Kotka poczuła, jak rodzi się w niej współczucie dla czarnego samotnika. Po namyśle oderwała spory kawał mięsa i rzuciła go w stronę czarnego. Ten spojrzał na nią osłupiałym wzrokiem, jednakże praktycznie od razu zabrał się do jedzenia.
-Skąd ten nagły przypływ empatii, uczniaku? – zapytał starszy, wciąż wrogim i niespokojnym głosem – a tak w ogóle, to co robisz na tych terenach, co?
-K-kodeks w-wojownika mówi... - zaczęła kremowa
-O, ja kodeks wojownika znam doskonale, uczniaku -wychrypiał samotnik, kończąc porcję i kierując się spowrotem na ziemie niczyje – tym razem cię oszczędzę, ale jeśli jeszcze raz spróbujesz zabrać moją zdobycz....
-By-byłeś w-wojownikiem?! – Wyrwa wytrzeszczyła na niego oczy. Jednak kocur był już za daleko, by ją usłyszeć. Szkoda, że nie powiedział jej więcej. Mogłaby dowiedzieć się tylu fascynujących rzeczy, poznać życie samotnika, życie poza..... Nie. Nie mogła o tym myśleć, musiała pozostać wierna swojemu klanowi. Ale w tej właśnie chwili zdała sobie sprawę że swoją wyprawą poza teren zawiodła nie tylko patrol, ale i zapewne także samą Kamienną Gwiazdę. A co jeśli pomyślą, że sama zjadła złapanego królika?
***
Było już późno, a kremowa nadal nie dotarła do obozu. Słońce, niedające prawie żadnego ciepła chyliło się ku zachodowi, ogarniając las czerwoną poświatą. Napoczęty królik ciążył, a łapki odmawiały posłuszeństwa. Wyrwa myślała, że zaraz odmarzną. Całe jej ciało bolało, tak jakby lód przejmował ją od środka. Brzuch skręcał się z głodu. Jednak nie śmiała ugryźć złapanej zwierzyny. Już dość oddała samotnikowi. Musiała jednak dojść do obozu. Już nie chciała być wolna, wręcz przeciwnie. Chciała tylko położyć się w swoim legowisku i spać. Jednak obóz, choć był blisko, wydawał się być tak daleko.... Znów pozwoliła, by jej umysł zalał się czarnymi myślami. Tak czarnymi, że przejmowały nie tylko jej umysł, ale także ciało. Kotka opadła na ziemię, wypuszczając królika ze szczęk. Ostatnią rzeczą którą widziała, były biegnące w jej kierunku łapy.
<Jemiołowa Skóro?>
[przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz