— I zajebiście, młoda — odparł z szerokim, niecnym uśmiechem na rudym pysku. Nareszcie czarny babsztyl dostał to, na co zasłużył. Gówno. — A mocno? Poczuje na pewno? — upewnił się, zainteresowany umiejętnościami bachorka.
— Śmieldzi. Aż się zygać chce — odparła niewinnie, jakby właśnie prowadzili rozmowę o kwiatkach — Bendzie capić mocno — zapewniła z cholerną dozą dumy i zadowolenia z siebie, na co kocur uśmiechnął się szerzej.
— I dobrze. Bardzo dobrze — zamruczał uradowany. Ta młoda też była niezła. Może będzie się dało z nia pracować. Jak z Jelonkiem. Chociaż ta wydawała się nawet bystrzejsza niż jej tłusty braciszek. — Następnym razem nażryj się czegoś mocnego, to będzie jebać bardziej — doradził jej, chcąc tylko uprzykrzyć życie liderzyny bardziej.
— To nastepnym razem. Chocias pewnie bemdzie wiedzieć, że to ja. Juz jej wcześniej buldel zlobiłam — pochwaliła się swoim innym wyczynem, a Leśna Łapa uniósł brew — Lozpieldoliłam jej legowisko — wyjaśniła szybko i po krótce.
— Rozpierdoliłaś, mówisz? Była wściekła? — zapytał, by zaraz pokręcić głową. — Pewnie, że była. Ale widze, że mamuśka ci nieźle dupsko broni. I dobrze. Pozwalaj sobie na ile chcesz. Stary babsztyl zasługuję na nauczkę. Jak będziesz potrzebowała czegoś od starszego kolegi to zapraszam. Chętnie pomogę — zaproponował luźno. W końcu jak dzieciak potrzebuje środków, to on będzie bardziej niż szczęśliwy by pomóc w rozpierdolu, jak to młoda nazwała.
— Dobła. Odezwem siem — miauknęła wesolutko, jakby nie wiedząc, że właśnie zasugerowano jej robienie czegoś złego i paskudnego. — Jestem Diament — przedstawiła się jeszcze szybciutko.
— Ładnie. Jestem Leśna Łapa. Albo Pożar w skrócie — skinął jej głową, wciąż przyzwyczajony do starego imienia. Nie będzie się przedstawiał jako jakaś Pszczółka. To imie dla pizdy, nie dla niego. — Miło poznać, dzieciaku.
***
Miał dosyć bezczynnego siedzenia w żłobku wraz z Tygrys, bachorami i jego ojcem. Chociaż ten ostatni znikał na całe dnie, kopać jakieś rowy, które, jak oboje mieli nadzieję, z czasem staną się grobem Kamiennej Gwiazdy. Tylko czekał na moment, aż ta kopnie w kalendarz i będzie mógł zakopać jej bezużyteczne zwłoki. Ale by to zrobić, musiał mieć siłę. Tak więc, gdy Czarnowron nie przychodził uczyć go o szacunku, manierach i innych dyrdymałach, postanowił robić parę ćwiczeń wzmacniających, by nie zostać na długo w tyle.
Podczas jednej z sesji, gdzie kładł się i wstawał, by ćwiczyć łapy, podszedł do niego nie kto inny niż kociar-rozpierdol. Diamencik we własnej osobie. Ta pezyglądała mu się chwilę, by zaraz z iskierką w oczkach otworzyć do niego pyszczek.
— Dawaj salto.
Leśna Łapa obrzucił ją tylko pytającym spojrzeniem, nie zaprzestając treningu.
— Wyglądasz jak fikająca ropucha — stwierdziła koteczka. — Zrób salto w tył.
Pożar wywrócił tylko oczami. Jeszcze będzie mu tu pisklak przeszkadzał. Lubił młodą, ale nie miał czasu na głupie, kocięce żarty. Chyba, że szukała kogoś, kto jej pomoże z wkurzeniem Kamień.
— Czego chcesz? — mruknął w końcu, przeciągając łapy.
<Diament?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz