jeszcze w porze opadających liści
Szli właśnie uliczkami miasta, szukając nowej kryjówki. I to wszystko przez nią. Bo była taka głupia…Matka na początku była wściekła. Teraz jednak mówiła, iż się na nią nie gniewa. Ale Krokus nie sądziła, iż to była prawda. Zawiodła ją. Zawiodła. Tak strasznie zawiodła…
Kiedy tylko znaleźli małą, zapomnianą kupę zostawionych w ciemnym zaułku mebli, uznali, iż będzie to idealne schronienie. Niedokładnie poukładane przedmioty tworzyły masę „nor” i innych kryjówek, a do tego były miękkie. Kiedy tylko każdy ustalił sobie miejsce pobytu, Krokus za pozwoleniem matki wybyła. Musiała się zrekompensować. Chociaż tak niewielkim czynem, jak zdobycie marnej piszczki.
***
Od razu kiedy wróciła, Deszcz pokazała jej, gdzie teraz będą odkładać zwierzynę. Owym miejscem był stary abażur lampy, od góry posiadający okrągłą dziurę. Wrzuciła tam więc marną mysz. Wtedy niespodziewanie usłyszała głos matki.- Krokus. Chodź, muszę z tobą o czymś porozmawiać – rzekła srebrna. Słysząc jej wypowiedź bura skuliła się, ale nic nie powiedziała tylko bez sprzeciwu ruszyła za matką na ubocze. Błękitna odchrząknęła, po czym spytała:
- Kochanie, ostatnio…raz jesteś kompletnie wypompowana z energii, raz wściekła na cały świat albo zjadasz dużo piszczek…do tego… - starsza spojrzała na jej brzuch – dziwnie mocno przytyłaś…wiesz może, co jest tego wszystkiego przyczyną? – spytała.
Cętkowana przełknęła gulę w gardle. Skuliła się pod białymi łapami matki, przerażona reakcją, bo wcześniej nie przemyślała, jak jej ma to powiedzieć, jeśli starsza zauważy jej dziwne zachowanie. A teraz do tego jej stan psychiczny był tak kruchy, że kompletnie nie wiedziała, co zrobić, a strach ją wręcz paraliżował.
- Kochanie. – Bylica nachyliła się do niej, otulając ją własnym ciałem – mi możesz wszystko powiedzieć, wiesz o tym, prawda? – miauknęła z troską dziko pręgowana, liżąc ją między jej zakręconymi uszami.
- W-w-w-wiem… - odparła cichutko.
- Więc…co takiego się dzieje…?
- B-b-b-będziesz miała w-w-w-wnuki… - pisnęła, kuląc się.
Poczuła, jak szara zesztywniała. Odwróciła głowę, zaciskając miodowe ślipia tak mocno, że aż powieki ją bolały. Nie chciała patrzeć matce w oczy.
- C-co? – błękitna wykrztusiła zszokowana.
- Ch-chciałam…żeby…ż-żeby było…n-n-nas więcej…w r-r-r-rodzinie… - wyłkała.
Jej matka tylko otworzyła pysk, co poznała młodsza po mlaśnięciu kiedy ta otwierała swój pysk. Po chwili zaczęła być lizana miedzy uszami, starsza szeptała jej do ucha, iż nie musiała, ale i tak cieszy się z wnuków…
Ale ona czuła, że dobrze nie było.
***
Utknęła w swoistej „kociarni” ich małej grupki. Siedziała tam teraz całe dnie, gdzieś między starymi wyrzuconymi przez dwunożnych poduchami. Nie mogła nawet trenować tego drania, jakim był Wypłosz. Pewnie się z niej nabijał…
Czuła się taka bezsilna i bezużyteczna…
Miała tylko nadzieję, iż jej starania i bóle będą warte tego, co rosło w jej brzuchu…
Czuła się taka bezsilna i bezużyteczna…
Miała tylko nadzieję, iż jej starania i bóle będą warte tego, co rosło w jej brzuchu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz