Kminkowa Łapa truchtała za grupą kotów z niechęcią widoczną na pysku. Było zimno i chciała siedzieć w legowisku, a nie marznąć wśród dziesiątek obcych. Im bliżej byli, tym bardziej trzymała się boku Trzcinowej Sadzawki, niepewna wśród takiej ilości klanów. Gdy wkraczali na teren spotkania, jej myśli zasłoniły wspomnienia jednego z poprzednich zgromadzeń. Na chwilę przestała sobie zdawać sprawę z otoczenia, a gdy się otrząsnęła, zielonookiego kocura już nie było. Spanikowana szukała go spojrzeniem, zwalniając kroku. Zamiast na niego trafiła na Mopka, na co wywróciła oczami. Zmierzyli się spojrzeniami, po czym bezgłośnie syknęli i odbili od siebie, taktycznie oddalając. Kluczyła między kotami, ewentualnie zamiast niego szukając jakiegoś przyjaznego pyska. W którymś momencie wzdrygnęła się, gdy koło jakiejś rudawej kotki z klanu burzy uderzył piorun. Zrezygnowana w końcu musiała usadzić dupę na ziemi, uznając, że wygląda podejrzanie i słabo, rozglądając się za mentorem jak kocię za matką. Nie zdążyła nawet złapać oddechu, gdy obok pojawił się dzieciak o jasnej sierści i morskich oczach, których jeszcze nigdy nie widziała w takiej odmianie.
– Witaj – przywitał się.
–... Cześć? – spojrzała w dół na kociaka, nie wiedząc, jak należy postępować z takim maluchem i odruchowo rozglądając się za jego rodzicem.
— Jak się nazywasz? — spytała mała klifiaczka, wlepiając w nią oczy. Nagle zrobiło się ciemno, w oddali rozbrzmiewały grzmoty. Koty szybko to zauważyły, więc powietrze zapełnił zapach strachu. Śnieg, wcześniej odbijający światło, zabarwił się czerwienią, której metaliczny smród zwracał uwagę. — Co się dzieje? Czy tak było zawsze?
Cofnęła łapy, nie wiedząc, co się dzieje, drepcząc jakby w miejscu. Nie chciała wstawać, by nie spłoszyć dzieciaka i zacząć paniki. Przełknęła ślinę, czując swoje sztywne mięśnie.
– Nie przypominam sobie nigdy czegoś takiego... – dopiero po spojrzeniu młodej spojrzała na skalę liderów, widząc, że inni patrzyli. Przez myśl nie przeszło jej szukać wcześniej oparcia w Kruczej Gwieździe.
— Czy to znaczy, że jesteśmy w niebezpieczeństwie? To nie może być Klan Gwiazdy, przecież Klan Gwiazdy miał być dobry, a nie.... Krew... To jest dziwne. Ja się tego nie spodziewałam.
Zmrużyła oczy. Czasami zapomniała o wierze w klan gwiazdy wśród klanowych kotów. Niepokoiła ją ta ciemność, w ich wierzeniach znaczyło to, chyba że ich bogowie nie mogą ich zobaczyć albo są źli; ale ona, innej wiary, choć teraz słabej, wolała po prostu widzieć, co czai się w mroku
– Póki jest to sama krew, to nic ci się nie stanie. – mruknęła, podnosząc głowę, chcąc oddalić od swoich nozdrzy smród o chociaż te kilka centymetrów i dyskretnie przeskanować otoczenie – Ale jakby coś się zaczęło dziać, biegnij do swojego klanu, dobrze?
— Wiem, co robić — syknęła — Wybacz. Jestem trochę nerwowa. Nie widziałam czegoś takiego wcześniej. To cholernie dziwne. Nie wiadomo co zaświaty byłyby w stanie zrobić.
– Ano. Kto wie, co przodkowie mogą. – nie mogła dostrzec źródła krwi. Liderzy byli spięci, oprócz białego kocura, którego pierwszy raz tam widziała wśród nich. Śledziła spojrzeniem oddalające się koty z klanu burzy, strzepując łapę dalszą od dzieciaka.
W którymś momencie dzieciak się oddalił do siebie, a ona w przerzedzających się kotach dostrzegła Lamparcią Łapę wśród medyków i wepchała się w ich towarzystwo, by wrócić do domu za Kruczą Gwiazdą.
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz