- Nie! - pisnął spanikowany Wypłosz. - Przestań! Ja nie chcę tam znowu! Zwariowałaś?!
Ona była jednak głucha na jego miauki. Puściła go nad kałużą, znów przygniatając do ziemi. Przycisnęła jego pysk tak, że na chwilę zetknął się z taflą. Następnie pozwoliła mu nieco unieść głowę do góry, jednak dalej trzymała ją tuż nad kałużą.
- A teraz powtórz, co ci jak dotąd powiedziałam – rzekła bura.
Dawała mu szansę. Niech nie będzie głupi i to wykorzysta, bo jak nie…to może przydarzy mu się wypadek i podtopi się w kałuży mocniej, niż wcześniej, tracąc przytomność.
Po chwili jej uczeń zaczął gadać.
- Pajęczyna... tamuje krew. Strzyp na infekcje i krwawienie. Różanek jakiś na wzmocnienie...
- Jeszcze raz. Gdzie rośnie Skrzyp? I jak się go aplikuje?
- Yghm... bagna - akurat to zapamiętał, bo nad jednym bagnem właśnie wisiał - Jak na krwawienie i infekcje to na rany nakłada czy coś. Papka z tego?
Jak na razie szło mu całkiem nieźle. Czyli taka… motywacja, na niego działała. No w końcu, nareszcie zaczął się jej słuchać! Starczyło mu grozić i spełniać te groźby, gdy był nieposłuszny. Nieźle.
- Dobrze. A i ostatnią nazwę przekręciłeś. Spróbuj sobie ją przypomnieć. - mruknęła.
- Ru... Rumianek? - miauknął niezbyt pewnie jednooki.
- Dobrze. - wypuściła kocura. - koniec lekcji, możemy wracać. - miauknęła, idąc pospiesznym krokiem do domu. Tym razem nie zwolni dla tego grzdyla, niech się postara, może przy okazji nauczy się czegoś o tropieniu.
Po jakimś czasie spokojnego chodu dostrzegła, iż Wypłosz zniknął. Nosz… co za głupek. Czyżby zwiał? DRAŃ JEDEN. Wróciła się do miejsca, gdzie trop się urywał. Czuła jego zapach mocno. Nie mógł być daleko.
- Wiem że gdzieś tu jesteś ty mały wypierdzie - warknęła. - Jak nie wyjdziesz w tym momencie to zanurkujesz w kałuży. Nie słysząc odpowiedzi, zaczęła wąchać okolicę, chcąc złapać tego idiotę i zanurzyć go w kałuży jeszcze raz, bo nie mało ją tym nieposłuszeństwem wpienił. Podeszła do pewnego krzaka, niuchając. Zaczęła obwąchiwać krzak, czując na nim dużo zapachu tego głupiego debila. Po chwili dostrzegła jego złote oko pośród liści.
- Widzę cię. Wyłaź. Już. - warknęła. Oj, dostanie mu się, dostanie.
Ten jak na złość wycofał się bardziej oraz głębiej, by ciężej było Krokus go wyciągnąć. Wściekła wydała z siebie gardłowy pomruk, niczym potwór, po czym wskoczyła na górę krzewu, nie przejmując się wbijającymi gałązkami i tym, iż się w nim zapadała. Patrząc na Wypłosza wyszczerzyła swe kły. Dorwie go. Dorwie tego małego, bezwstydnego drania, i zafunduje mu takie tortury, że będzie ją błagał ze łzami w oczach o litość! Bury siedział tam dalej, a na zachowanie Krokus, wycofał się w jeszcze większy gąszcz.
- Zostaw mnie! – miauknął.
Syknęła, słysząc jego słowa. Oj nie. Nie zostawi. Było się jej nie narażać, kiedy miał jeszcze szansę, teraz już po nim było! PO NIM! Nie wywinie jej się od tak, nie ma mowy! Kotka naparła bardziej ciałem na krzew, przez co część gałązek się połamała, a ona upadła tuż przy Wypłoszu po czym szybko wstała, chwyciła go za kark i wytaszczyła z krzaka, ciągnąc w stronę kałuży.
Ten natomiast wrzasnął panicznie, próbując się uwolnić.
- Nie! Nie! Nie do kałuży! Proszę! Nie!
Ha! Proszę! Proszę! Hahaha! Nic z tego! Przytrzymała go nad taflą, po czym zanurzyła mu głowę w ów kałuży, mimo jego pisków i paniki. Poczekała dość długo, wręcz tak, iż powoli przestawał się wiercić. Dopiero wtedy puściła jego głowę, pozwalając mu zaczerpnąć powietrza. Wypłosz zaczął kaszleć, łapiąc spazmatycznie powietrze w płuca, podczas gdy ona napawała się widokiem jego cierpienia.
- Masz teraz pójść za mną, nie ociągając się, głupi śmieciu, albo cię podtopię tak, że stracisz przytomność a to świństwo dostanie ci się do płuc.
<Wypłosz?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz