Zrobiło się zimniej i mroźniej. To uczucie szczypania w nosek było bardzo nieprzyjemne, lecz jakże fascynujące! Ziemia na dodatek pokryła się białym śniegiem, składającym się z miniaturowych śnieżynek, które powoli zlatywały z nieba, wirując na wietrze. Przyglądała się temu z wielkimi oczami. To było znacznie ciekawsze zjawisko niż deszcz! Ten spadał, rozpryskując się na masę drobnych kropelek, tworząc z czasem kałuże. A tu... Tu było tyle gracji i spokoju.
Dotknęła łapą białego puchu, czując pod poduszkami zimno. Zrobiła ślad, który wypalił się niczym piętno na ziemi. Długo eksperymentowała. Czy to kończyną czy językiem i doszła do fascynujących wniosków. To coś reagowało na kontakt z ciałem. Chodziło o ciepło. Mech nie topił śniegu, czy też piórko, które dostała od mamy. To żyjąca istota powodowała załamanie się równej powierzchni.
A śnieg... był tylko zamarzniętą wodą. Smakował nawet jak ona, był tylko mroźniejszy i chłodził pyszczek. Po kilku kęsach zaczęły boleć ją ząbki, a język stał się sztywniejszy. Zimno było zabójcze, ale i takie ciekawe! Na dodatek ten stan skupienia wody był bardzo plastyczny. Bardzo szybko zauważyła, że śnieg się lepi i z łatwością może wybudować z niego całkiem sporą kulkę.
To właśnie zajmowało jej ostatnie kilka dni.
Badanie.
Nie oznaczało to jednak, że skupiła się na tym doszczętnie. Jak to zawsze z nią było, świat domagał się od niej uwagi. Każdy wchodzący i wychodzący kot, był od razu przez nią rejestrowany. Potrafiła jednak nieco już to kontrolować, dzięki treningowi z ciocią Irgą, przez co wystarczyło jedno spojrzenie, by nasycić spragniony umysł. Dlatego też mogła robić kilka rzeczy jednocześnie, wykorzystując do tego podzielność uwagi.
Zapach krwi dotarł do jej noska, przez co na chwilę zawęszyła w powietrzu. Ujrzała wojowników, którzy brali ze stosu świeże, nieco krwiste kawałki mięsa. Nie przypominało to myszy czy innych stworzonek, które jadła jej mama. To były kawałki czegoś większego, skoro nie byli w stanie rzucić całości na stos. Miała ochotę to zbadać. Ruszyła w tamtą stronę, zapadając się cała w śniegu, że tylko uszy wystawały ponad powierzchnię. Zadarła mocno głowę do góry, by coś widzieć, ale to było trudne. Czuła się jakby parła przez błoto, więc sapnęła rozeźlona, gdy jej łapki się zmęczyły.
Mama teraz na głowie miała mnóstwo kociąt, więc nie uratuje jej. Głupia Słodka Myszka! Mogła nie być wrogiem Mrocznej Gwiazdy. Wtedy być może nadal siedziałaby w żłobku, pilnując swoich dzieci. Nie lubiła ich, a oni jej. Najgorszy jednak był Łasica, który ciągle jej dokuczał. Jego iloraz inteligencji był jednak niższy od myszy, więc starała się nie zniżać do jego poziomu, ani nie wplątywać się w jego zaczepki czy dyskusje.
Więc... musiała rozwiązać ten problem sama. Podskoczyła, co zwróciło uwagę, przechodzącej zastępczyni. Ah, ta ma nosa do wypatrzenia niecodziennego zachowania. Podeszła do niej, karcąc ją wzrokiem.
- Co tu robisz, Bielik? - zwróciła się do niej, a ona się nieśmiało uśmiechnęła.
- A tak jakoś... zgubiłam się? - miauknęła.
Starsza kocica westchnęła, podnosząc ją za kark, dzięki czemu mogła rozejrzeć się po obozie z lotu ptaka. Nie trwało to jednak długo, bo została ponownie zawrócona przed wejście do żłobka, z którego dochodził istny armagedon dźwięków.
- Wracaj do mamy, nie sprawiaj jej problemów - poradziła, po czym odwróciła się, by odejść.
Nie chciała bawić się z tymi dzieciakami, którzy jej nie rozumieli! Cierpiała wśród takiej kakofonii, wolała znacznie spokojniejsze otoczenie, jakim był świat zewnętrzny.
- Ciociu, a nie potrenujemy czegoś dzisiaj? - zaproponowała, chcąc uwolnić się z tego więzienia.
- Na ten moment jestem zajęta. Poćwicz sama - mruknęła, dając jej od razu zadanie. Odgarnęła śnieg przed nią i ułożyła na dwie kupki, budując z jednej coś, co miało przypominać kota. Miało uszy, głowę i tułów bez łapek. - Spróbuj zrobić takiego bałwana, nie dekoncentrując się dźwiękami i otoczeniem. Pamiętaj, jedno...
- Jedno zerknięcie wystarczy, tak wiem ciociu - przerwała jej, wzdychając.
W nagrodę została poklepana po główce, po czym złota odeszła. Spojrzała na drugą kupkę śniegu ze skwaszoną miną. No dobra. Podejmie to wyzwanie.
Zaczęła rzeźbić w bryle kształt, który jej zdaniem lepiej oddawałby kota niż dzieło Irgi. Z uwagą obserwowała jak kawałki śniegu odpadają, rozlatując się w drobny mak, gdy kończyły na ziemi. Kątem oka nadal spoglądała na stos i tajemnicze mięso.
Zniknęło.
Zjedli jej obiekt zainteresowania!
Otworzyła z oburzenia pysk, zbyt mocno przejeżdżając pazurem po bałwanie. Zdekoncentrowała się. Znowu. Gdy do niej dotarło, że nie zwróci takim gapieniem się przed siebie, istnienia tej dziwnej piszczki, wróciła wzrokiem na swoje dzieło.
Jej koto bałwan stracił głowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz