- Nie umarłem, moja droga Rybko - odparła, starając się zniżyć swój głos. - Jestem tu i zawsze będę blisko ciebie. Nigdy nie będziesz już mógł spać spokojnie.
Spojrzał na nią z przerażeniem, a jego ciało zadrżało. Nie... To niemożliwe. To nie może być prawda! Przecież... Piaskowa Gwiazda mówiła mu, że kocur przecież już na zawsze go opuścił, że się nim zajęła. A teraz wychodziło na to, że to było kłamstwo? A może w jakiś sposób przebił te wszystkie zabezpieczenia? Nie miał pojęcia jak działała sprawa z opętaniami, ale skoro kremowa była zdolna poruszyć jego ciałem, bez jego świadomości, to biały potwór mógł zrobić dokładnie to samo! Strach, który ścisnął go w tamtym momencie był potworny. Nie chciał przeżywać ponownie tego bólu. Nie chciał, by ten dalej go dręczył i torturował!
- Zostaw... ciało mojej córki potworze! - zasyczał. - Miałeś zniknąć, umarłeś. - Pokręcił głową. - Zostałeś przegoniony z moich snów! Wróciłeś, bo nie masz dostępu do mojej głowy? - Wysunął pazury z warkotem. - Zechciało ci się znów mną bawić się? Nie dość ci było?! Zniszczyłeś mi życie! To przez ciebie uważają mnie za zdrajcę, podły draniu! - wyrzucił z siebie całą frustrację.
Tak bardzo kusiło go zabić, ale... ale jak wytłumaczy śmierć własnej córki Bławatkowemu Potokowi? Nie uwierzy mu, że przegonił tylko ducha Zająca. Byłaby wściekła, a on pożegnałby się znacznie szybciej z życiem.
- Sam pozwoliłeś przypisać sobie miano zdrajcy. To ty powiedziałeś za dużo, ja musiałam... Musiałem - poprawiła się - odpowiednio tobą pokierować. Gdybyś był silniejszy, postawiłbyś mi się.
Co takiego? Co on powiedział? Zdumiony wbił pysk w córkę. To nie był on... Dał się oszukać?!
Zaśmiał się, a stres powoli go opuścił, chociaż musiał przyznać, że mimo wszystko jakiś niepokój nadal gdzieś w nim pozostał.
- To nie ty - Uśmiechnął się szeroko jak szaleniec. - To nie ty... Jak dobrze... Myślałem, że wróciłeś. Zajęcza Gwiazda nigdy by nie wypowiedział takich słów. - Położył się, wzdychając z ulgą. - Chciałem zabić Zajęczą Gwiazdę dla Klanu Nocy. By pozbyć się tyrana, który chciał nas wybić do cna. Postawiłem mu się nie raz. On to wiedział. Opierałem mu się wiele księżyców, bardzo długo. Tak długo, że aż miał mnie dosyć. - poinformował tego małego diabła.
Córka pociągnęła smętnie nosem, krzywiąc się.
- Zajęcza Gwiazda nie powiedział mi o sobie jeszcze wszystkiego - rzuciła, wkręcając się w tę bajkę. - Wierz mi, lub nie, ale niezależnie od tego, jak mi będziesz długo się opierał, ja nie będę miała dosyć. Ja cię złamie - zapewniła.
Zadrżał, przybierając poważną minę. Żaden ojciec nie chciałby usłyszeć od własnego dziecka takich słów. Przez to zaczął ponownie zastanawiać się nad pewną formą powrotu dawnego wroga. Zając mógł przecież kontaktować się z jego córką, tak jak to robiła z nim Piasek. Wtedy... mogłaby starać się go udawać, skoro go tak nienawidziła, by go dobić. Ale także to on mógł stać za tym, że kociak go nienawidził.
- Czemu chcesz mnie złamać? Nie masz w tym celu... - miauknął.
- Wszystko w swoim czasie, Rybko - mruknęła przeciągle, zafascynowana tym, jak reagował na to imię. - Co za dużo informacji na raz to niezdrowo. Nie chciałbyś może pobawić się teraz ze swoją córeczką? - mruknęła, uśmiechając się nagle niewinnie. - Dobrze tatusiu, możemy pobawić się w coś, co ty chcesz. Berek albo chowany, co wolisz? Czemu masz taką minę, o co ci chodzi?
Nie wiedział co właśnie się stało. Patrzył na córkę w szoku, nadal drżąc. Nie rozumiał. To na pewno nie był Zając, ale brzmiał... podobnie. Jakby wszedł do jej ciała. Ale to nie on. I dziwnie to wszystko wyglądało. Raz mówiła, że jeszcze go dobrze nie poznała, a teraz jego córka zdaje się nic nie pamiętać z tego co zaszło. Sapnął, chowając pysk w łapach, zwijając się w kłębek. Próbował to pojąć. Jednak nie potrafił. Było to dziwne. Groźba jednak nadal dźwięczała mu w uszach. Chyba naprawdę oszalał. Może nawet gorzej niż wcześniej?
Koteczka podeszła do niego i lekko pacnęła go łapą w bok.
- Tato? Co się dzieje? - spytała. - Czemu się tak kulisz? Zmęczyłeś się? Nie chcesz już się bawić? - zmartwiła się.
Ten niewinny głos. Taki typowy kocięcy. To kim była w końcu jego córka? Z kim wcześniej rozmawiał? Co się tu na Klan Gwiazdy działo?! Miał dosyć. Czuł, że to dla niego za wiele. Mózg mu się topił szybciej niż sądził.
- Z-zawołaj mamę. Proszę - sapnął tylko, czując że wpada coraz bardziej w panikę. Nieważne co to było, Bławatek musiała się dowiedzieć o Zającu. Musiała... Musieli się go pozbyć z ciała ich córki, nie mógł jej szeptać kłamstw. Tylko czy na pewno to był on? A co jeśli się mylił? Te wątpliwości sprawiały, że nie potrafił już określić w jakiej żyje rzeczywistości.
Mała pokiwała energicznie głową i pobiegł po mamę. Wróciła z nią, nadając jak najęta.
- Tata tak leży i się trzęsie! Nie wiem, o co chodzi, ale się martwię - przyznała, podchodząc do czekoladowego. - Mama już jest!
- Co się dzieje? - Płowa podeszła do partnera, trącając go lekko nosem w czubek głowy.
Od razu się do niej przytulił, chowając pysk w jej futrze. Potrzebował jej bliskości. Właśnie teraz, gdy czuł jakby oszalał i stracił rozum.
- Zajęcza Gwiazda tu był. Jego dusza weszła w Zajączek. Nie zostawi mnie nigdy. Mówi do niej. Ustawia przeciwko mnie. Nie wiem co się dzieję. Miał zniknąć, odejść. - załkał. - On tu był, był... groził mi... nie chcę znów przeżywać tego piekła. - miauczał jak szaleniec, wciąż się do niej lepiąc.
Bławatek spojrzała na niego z przerażeniem, po czym przeniosła wzrok na córkę, która wydawała się równie przerażona.
- Nikogo tu nie było - zapewniała vanka, przełykając ślinę. - Ja nie wiem, o co chodzi, bawiłam się z tatą nowym kwiatuszkiem a potem zaczął się tak dziwnie zachowywać.
Oddychał z trudem, próbując się uspokoić.
- Był tu. Był. Nie kłamie. Naprawdę. - starał się zapewnić partnerkę.
- Musisz odpocząć. Idź po mak do Muchomorzego Jadu i się prześpij - poleciła mu.
Tak. Musiał. Musiał. Musiał. Wypuścił z objęć wojowniczkę, po czym skierował kroki w stronę wyjścia. Dojrzał jeszcze jak siostra Złotego Runa przytula córkę, miaucząc do niej:
- Już spokojnie. Tata... tata czasem tak ma. Został kiedyś bardzo skrzywdzony, przez złego pana. Ma przywidzenia. Jest chory, dlatego bądź dla niego miła i wyrozumiała, skarbie.
- Dobrze mamusiu! Będę bardzo kochana dla tatusia i mówić mu same miłe słówka, to może mu przejdzie! - oświadczyła, uśmiechając się w stronę czekoladowego. - Nie martw się tato! Pozbędziemy się tego niedobrego potwora, który cię męczy!
Spojrzał na tego małego diabła, który teraz bardziej przypominał mu zwykłe kocię, niż żądną mordu istotkę. Uśmiechnął się do niej.
- Też mam taką nadzieję, córeczko - miauknął, żegnając się z nimi i wychodząc ze żłobka, bardziej znerwicowany niż przedtem.
<Córko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz