Do żłobka wprowadził się pan od patyków, a zaraz po nim jakiś inny starszy uczeń. Był zaskoczony obrotem takich spraw, ale powitał nowych bywalców ich małego świata z radością. Widział, że nie byli zbyt radośni, a niezadowolenie się z tej dwójki wręcz wylewało. Z panem od patyków miał jednak szansę porozmawiać kilka razy podczas zabaw. Teraz jednak gdzieś wyszedł; mama powiedziała, że do pracy, przez co prócz nich, był jeszcze Pszczółka. Chcąc przełamać pierwsze lody i być może sprawić, by kocurowi żyło się wraz z nimi lepiej, podszedł do niego.
- O! Cześć, Pszczółko! - miauknął do byłego ucznia. Uśmiechnął się do niego miło, bo w końcu tak najłatwiej było pokazać swoje dobre zamiary. - Jestem, Jelonek! Pobawimy się?
Pszczółka nie wydawał się zadowolony, że przerwał mu samotne siedzenie. Zjeżył się, skarcił go spojrzeniem, by zaraz położyć po sobie uszy.
- Nie jestem Pszczółka - prychnął w odpowiedzi.
Nie? Ojej! Musiał go bardzo tym obrazić! Myślał, że tak ma na imię, bo w końcu mama się tak do niego zwracała.
- Nie? To kim? - Przekrzywił łeb.- Jesteś moim blaciszkiem?
- Druga skucha, młody. Jestem Leśna Łapa. I nie, nie jestem twoim blaciszkiem.
Nie przejął się jego oschłym tonem głosu. Wręcz przeciwnie! To tylko nakręciło go bardziej, by poprawić mu humor.
- O! To miło cię poznać, Leśna Łapo - miauknął. - To chcesz się pobawić? Diament jest w tym oklopna. Za baldzo skacze i glyzie. Lubi mnie przewlacać - ostrzegł go przed siostrą.
Na jego pysk wszedł od razu uśmieszek. Czyli się udało! Cel został osiągnięty! Zaplusował u starszego, widział to, co mu się bardzo spodobało.
- Pewnie, Jelonku. Możemy się pobawić - miauknął miło, starając się zagrabić zaufanie kocurka.
Uradowany od razu pobiegł koślawo i wolno do kulki mchu, którą chwycił w pyszczek i przyniósł starszemu pod łapy. Zabawa zawsze była najlepsza na nudę i smutki! Jak nic Leśna Łapa polubi rzucanie kuleczką! On ją uwielbiał!
- Trzeba nią rzucać - wyjaśnił mu zasady. - A dlugi musi ją złapać.
- Dobrze - zamruczał. - Tak? - Pacnął kuleczkę mchu tak, żeby w razie czego nie trafiła kociaka w nos.
- Nieee. Tak - Złapał kule w pyszczek i rzucił tak, że poleciała za rudego. - I wtedy jak tak leci, to ty łapiesz.
Starszy wrócił się po kulkę, siadając znów przed nim z zabawką.
- Dobra... - Chwycił ją znowu i rzucił jak kociak mu pokazał. - Lepiej?
Spróbował ją złapać, ale kawałek uciekła. A już ją prawie miał! Z radosnym piskiem pognał za kulką, sapiąc. Złapał ją w pyszczek, po czym wrócił z nią do starszego.
- Tak! Gol miałeś! - pochwalił go.
- Supeeer - miauknął z teatralną radością rudy. - A wiesz, jaki jest sekret, żeby kuleczka lepiej leciała?
Sekret? Wbił w niego zafascynowany wzrok. Znał jakiś na to patent? Gdyby go poznał to jak nic, mógłby strzelać gole i chwalić się mamie, jaki on jest super! Byłby jak wojownicy, co wygrywali na wojnie podczas targowania się o coraz lepsze patyki!
- Jaki? - zapytał, czekając w napięciu.
- Musisz powiedzieć do niej magiczne słowo. Bardzo cichutko, żeby nikt daleko nie usłyszał - wytłumaczył, kątem oka spoglądając na czającą się w kącie żłobka Tygrys. - A magiczne słowa to szuja. Albo lisie łajno. Albo mysie gówno. Kuleczka wtedy ma zachętę do lotu.
Te słowa brzmiały śmiesznie. Wierzył jednak starszemu, bo przecież był taki mądry!
- Naplawdę? Splóbuje - Przybliżył pyszczek do kulki, po czym miauknął cicho. - Szuja, mysie gówno i lisie łajno - A następnie spojrzał na Leśną Łapę, oczekując czy dobrze to zrobił. - Tak?
- Tak, świetnie. A teraz rzuć i zobaczymy, czy złapie - miauknął zadowolony.
Wziął kulkę i rzucił nią, obserwując jak ta leci. Kolega od razu rzucił się ku kuleczce, by wyglądało przekonywująco, jednak specjalnie nie złapał jej w zęby. Kłapnął tylko niedaleko, by obejrzeć się za nią i posłać kociaki uradowane spojrzenie.
- Widzisz? Zdobyłeś gola!
Wcale nie zauważył, że to było udawane. Wziął na serio, serio, że w kulkę wstąpiła nieznana siła.
- Wooow! To działa! - Oczka mu aż błysnęły. - Jeszcze laz - Podskoczył przednimi łapkami w górę, chcąc sprawdzić ponownie, czy i tym razem wygra.
Rudzielec poszedł po kulkę i położył ją przed kociakiem.
- Dawaj.
Znów się nad nią nachylił, czując dreszczyk ekscytacji.
- Szuja, mysie gówno i lisie łajno - szepnął, po czym znów rzucił kulkę uradowany, obserwując jej lot.
I znowu Leśna Łapa nie złapał, ku radości malucha.
- Świetnie. Znowu gol. Niedługo nie będę się mógł pozbierać po tych rzutach - miauknął, zachęcając dzieciaka do bluźnienia tylko więcej i bardziej. - A... wiesz co jeszcze jest częścią zabawy? Nikt nie może wiedzieć, skąd poznałeś tą technikę. Bo wtedy już nigdy nie zadziała. A chcesz, żeby działała, prawda?
O nie! To nie mógł powiedzieć o tym mamusi! Ale... w sumie to chyba nic by się nie stało, gdyby zataił przed nią tą informację? To mogłoby pozostać ich tajemnicą, a wszyscy myśleliby, że jest po prostu taki super, że potrafi strzelać gole!
- Chce. - Pokiwał łebkiem. - Nikomu nie powiem - obiecał. - Chcę wyglywać! - Uśmiechnął się szeroko.
- Dobrze. Tylko pamiętaj. Jak tylko ktokolwiek, nawet twoja mama, się dowie, to będzie po sztuczce!
Nie miał zamiaru tracić tej sztuczki! Już zadecydował. Zrobił zacięty wyraz pyszczka i pokiwał głową.
- Mamusia się nie dowie. To będzie mój seklet.
<Leśna Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz