*opowiadanie zawiera wzmianki o kanibalizmie i krwi*
- Chodź Łasicza Łapo. - Poleciła i machnęła ogonem dając znak do wymarszu. Chłodne powietrze mroziło kocie futra, z daleka w tym błyszczącym puchu uczennica dostrzegła swojego ojca. Obie kotki zbliżyły się do niego przedzierając przez zaspy.
- Jest gotowa. - miauknęła bura. Kocur zamruczał cicho, a spokojne spojrzenie skierował na córeczkę.- Zatem czas się przekonać. - miauknął. Skinął głową i wolnym krokiem podążył do reszty zgromadzonych, którzy czekali przy wyjściu. Irga, Sosna, Stokrotka, Trójoki, Szczur, Chłodny, Gąsior. Odwrócili się w kierunku kotki lekko zdziwieni, po chwili jednak rozpoznali w niej córkę lidera. Mimo to, Łasica dojrzała nieprzychylne spojrzenia.
- Nie przestrasz się, Łasiczko. Twojego brata trzeba było ciągać siłą. - szepnął do niej, ocierając się lekko o jej bok. Wyglądał na dumnego. W końcu zabiła i skanibalizowała własną ciotkę. Ciekawe co zrobiłby Chłód na jej miejscu.
- N-nie boję się. - Prychnęła, a mimo to w jej głosie wybrzmiała nutka zwątpienia. Prześwidrowała wzrokiem wszystkich zebranych przy okazji czując ciepło ciała ojca. Arlekinka mrużąc leniwie ślepia znów zwróciła się do ojca. - Czy coś jeszcze mam zrobić? - Zapytała tym razem pewniej. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, w bardzo krótkim czasie wiele się zdążyło zadziać. - Ty... Jeszcze nie. Ale wszystko zależy od tego, jak sobie poradzisz. — odparł spokojnie. Dopiero gdy dotarli na miejsce, ustanęli w kręgu. Młoda zauważyła ojcowskie spojrzenie w stronę Chłodnego, tamten jednak odwrócił wzrok, czyżby wiedział co się zaraz stanie? Lider westchnął. Wkrótce podniósł głos, i rozejrzał się po zebranych.
- Kulcie! Łasicza Łapa swoją odwagą pokazała, że zasługuje na dołączenie do naszego grona. Zabiła kota z zimną krwią, nie bała się także go zjeść. Jestem pewien, że to samo byłaby w stanie zrobić samotnikom. Miauknął, po czym rzucił łagodniejsze spojrzenie córce stojącej na przeciw niego.
- Ja, Mroczna Gwiazda, przywódca Klanu Wilka i lider kultu Mrocznej Puszczy, naznaczam cię w imię naszych przodków. Czy jesteś gotowa przyjąć na siebie nasze znamię jako dowód inicjacji?
- Jestem gotowa. - Odparła, czuła niemały stres podczas tej chwili a do jej głowy napływały rzeki myśli. Jakie znamię? Nie pamiętała by rozmawiała o tym z ojcem bądź bratem. Chociaż faktycznie były rzeczy, które nie dawały spokoju.- Zatem otrzymasz ode mnie znak, który pozostanie z tobą aż do śmierci i zawsze będzie przypominał ci o przynależności do kultu. - Van zbliżył się do szylkretki i naderwał jej lewe ucho, a krew trysnęła brudząc jego pysk i podłoże.
- Auć! Zrobiła krok do tyłu z przerażeniem spoglądając na rzucony na ziemię kawałek jej ucha. Nerwowo trąciła łapą swoje ucho, które piekło niemiłosiernie.
- Moje ucho! Moje cudowne ucho! - Syknęła prawie przez łzy, spanikowała. -Dlaczego?! - Jęczała dalej, zapominając że wzrok zebranych spoczywa na niej. Bardzo w tym momencie się upokorzyła.
Zaskoczone pyski kultystów spoczęły raz to na liderze, raz to na kotce. Ojciec też był zaskoczony. Wyglądał jakby zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji. Sosnowa Igła ruszyła się z miejsca, ale kocur syknął na nią, ruchem ogona każąc jej zostać tam, gdzie stała. Podszedł do córki i wysunął pazury i uderzył kotkę przejeżdżając jej po pysku. Kolejna akcja, której tym razem to ona się nie spodziewała.Twarde spojrzenie kocura nie miało w sobie litości.
- Przerwałaś ceremonię - syknął do niej.
Czując ból narastający na pysku o dziwo nie zaczęła histeryzować jeszcze bardziej, lecz przycupnęła na śniegu i spojrzała w puch zabarwiony na czerwono jej krwią. Wzięła głęboki wdech i gdy tylko zebrała się na odwagę podniosła łeb w stronę ojca. Ten wyglądał jakby zaraz miał ją zamordować wzrokiem. - Przepraszam. - Wymruczała już spokojniej, negatywne emocje powoli ją opuszczały.
Lider odetchnął i przyłożył swój pysk do jej pyska, liżąc ją z rzadko spotykaną dla siebie delikatnością. - W porządku, moje słońce, jestem tutaj. Blizny dają ci siłę - wyszeptał do niej spokojnie i cofnął się do tyłu, kontynuując ceremonię. - Tej nocy, zgodnie z wolą Mrocznej Puszczy, nadaję ci nowe imię. Łasicza Łapo, od dzisiaj będziesz znana jako Łasiczy Skowyt. Kocur odwrócił się i przycisnął swoją łapę do kałuży krwi, która wyciekła ze zwłok zabitego samotnika. Następnie odwrócił się do córki i zanim przycisnął, wyszeptał jej do ucha, wiedząc, jak panicznie nie lubiła się brudzić. - Spokojnie - miauknął, po czym odcisnął krwisty ślad na czole wojowniczki. Wszechobecna cisza w mgnieniu oka zmieniła się w wiwaty i skandowanie nowego imienia Łasicy. Słowa ojca lekko ją uspokoiły, na swoim łbie czuła woń krwi, która drażniła jej nozdrza. Chciała ją czym prędzej zmyć, ale wiedziała, że nie może ponownie się upokorzyć. - Łasiczy Skowyt - dodała pod nosem. - Podoba mi się.
- Cieszę się, że ci się podoba - miauknął jedynie. Sosnowa Igła z Irgowym Nektarem poderwały się, obwieszczając, że idą szukać samotników. Lider za to usiadł koło córki, opatulając ją swoim ogonem w oczekiwaniu, aż kotki przyniosą ofiarę. Zignorował zazdrosne spojrzenie syna, który odwrócił się do niego, gadając z Gęsią. Van natomiast otarł się o głowę córki, której czoło wciąż było zakrwawione.
- Byłaś dzielna. - miauknął, lecz wyglądał na lekko rozczarowanego jej zachowaniem. - Niedługo zobaczysz, co robimy. Powinienem był wcześniej powiedzieć ci trochę o kulcie.
- To prawda, mogłeś. - Uśmiechnęła się do niego, ale szybko jej wzrok powędrował w stronę brata. Nie rozumiała co ten jej brat widział w Gąsiorze i nie zamierzała w to bardziej wnikać. Nie podobało się jej jedynie spojrzenie Chłodu, gapił się on bowiem tak na nich jakby zazdrość go rozpierała przez co jeszcze bardziej przylgnął do liliowego kocura. - W każdym bądź razie. Zabijamy samotników ku chwale Mrocznej Puszczy, i żeby dostać dodatkowe życia. Ten kult zapoczątkował mój mentor, Jastrzębia Gwiazda. Ja jestem jego następcą i dbam o to, co pozostawił mi w spadku. Polujemy na samotników, by dopełnił się cud Bezgwiezdnej Ziemi. Każdej nocy, przynajmniej raz na księżyc. - wytłumaczył.
Ni stąd ni z owąd szylkretka dostała kawałem kociego mięsa w łeb. Uderzenie sprawiło, że prawie odbiła się na ziemię, na szczęście udało jej się utrzymać równowagę. Rzuciła Chłodnemu zimne spojrzenie nienawiści i jakby nigdy nic zignorowała to co właśnie się zdarzyło. Z resztą i tak nie chciała wdawać się w bójkę z bratem, gdy nadal piekło ją ucho. Wiedziała, że próbuje ją rozjuszyć.
- Chciałabym, żebyś opowiedział mi kiedyś więcej o Jastrzębiej Gwieździe. Prawie go nie pamiętam.
Ojciec spiorunował syna wzrokiem i odwrócił się znowu do córki. - Cóż... Jastrzębia Gwiazda był wspaniałym mentorem. Był dla mnie prawie jak ojciec. Dużo mnie uczył. Jego treningi były bardziej wymagające niż większość, ale za to dzięki temu mogę szczycić się dobrymi umiejętnościami. To on pierwszy założył kult i dbał o klan, gdy mieliśmy problem z dzikami i Dwunożnymi wchodzącymi na nasze terytoria. W dodatku ukarał Kunią Łapę, wcześniej była Paplającą Łapą i nie mogła chodzić na zgromadzenia, bo nas zdradziła. Zaśmiała się gdy tylko usłyszała imię Paplająca Łapa. Brzmiało kompletnie niepoważnie.
- Co takiego zrobiła?
- Rozgadała się, a co - prychnął. - Powiedziała jakiemuś Nocniakowi, że mamy problemy z dzikami i jesteśmy osłabieni. Całe szczęście mieli najwidoczniej miękkiego lidera, bo zbyt długo czekał z zaatakowaniem nas i skorzystaniem z okazji. Byliśmy pierwsi i odebraliśmy Nocniakom terytoria.- Dużo się działo w takim razie. - Stwierdziła.
Momentalnie zaczęła przyglądać się sylwetce ojca a następnie brata. Faktycznie byli bardzo podobni. Ciekawe do kogo ona była podoba? Matkę pamiętała jak przez mgłę.
Mroczna Gwiazda skinął głową i uniósł brew, prawdopodobnie zauważył, jak młoda przygląda się raz to ojcu, raz to bratu.- Jesteśmy podobni?
- Właściwie nawet bardzo. - Uznała wzruszając ramionami. - ale charaktery to macie różne. Westchnął.
- Przekonanie tego bachora by stanął po naszej stronie jest ciężkie, ale jesteśmy na dobrej drodze.
Na horyzoncie można było dostrzec kotki, które wróciły z samotnikiem.
- Patrz na to, córko. I się ucz - miauknął do niej, i wstał, podchodząc do kotek trzymających samotnika. Wyszczerzył kły i w mgnieniu oka przegryzł tchawicę kota, który padł martwy na ziemię. Spojrzał na córkę. - Jedz, jeśli jesteś głodna.
Zmierzyła wzrokiem leżące w śniegu ciało.
- Na razie nie. - oznajmiła bez większych emocji.
Mianowanie w kręgu kultystów minęło bez zbędnych przedłużeń, a za dnia miało miejsce bardziej oficjalne mianowanie tym razem przed całym klanem.
<Łojciec?>
Ha! Trafiona! - kochany brat
OdpowiedzUsuń