Został uczniem i mógł cieszyć się ze wspólnych treningów z Wielkim Bogiem, którego niezbyt czasami rozumiał. Ale co mógł zrobić? Trzeba było dostosować się do zasad jakie mu przedstawił. Chciał naprawdę się wzmocnić, by ten nie uważał go za ciężar. Przyniesienie mu wstydu, to ostatnie na co miał ochotę.
Obserwował jak ze stosu ze zwierzyną, znikają piszczki. Czekał na dobry moment, by coś zjeść. Bał się, że może zostać źle potraktowany, jak zabierze wojownikom jedzenie. Dlatego też czekał, patrząc, a brzuch ściskał mu się z głodu. I wtedy dojrzał ją. Biała kotka właśnie wyrzuciła na bok resztki, dłubiąc pazurem między kłami. Widząc jego wzrok, jej oczy zabłysły i chwilę później znalazła się tuż obok niego.
- No proszę. - Złapała go za pysk, obracając go to w prawo, to w lewo. - Wiesz... niedawno takie same ślepia wydłubaliśmy pewnemu nocniakowi - Uśmiechnęła się szeroko, widząc jego panikę. - Też był bardzo niegrzeczny. Tak jak ty.
- J-j-ja... ni-nie... - zaczął, ale został uciszony, przez jej pazur na gardle.
- Ty nie? Chyba tak. - miauknęła. Podszedł do nich niebieski kocur, który zainteresował się tym co się działo. Kotka rzuciła mu tylko spojrzenie, miaucząc. - Szpak, ty też chcesz sprawdzić czy umie pływać, jak wiesz kto?
- O... brzmi nieźle. Przekonamy się ile w nim nocniaka - zaśmiał się, lecz nagle ugryzł się w język, słysząc prychnięcie kotki.
Jak to nocniaka? O czym on mówił? Nie zostało mu to jednak wytłumaczone, bo zaraz kotka rzuciła nim w wojownika, który skrzywił zniesmaczony pysk.
- Bierz go i już nie paplaj tak jęzorem - fuknęła, kierując kroki poza obóz.
Poczuł jak niebieski chwyta go za kark i niesie nie wiadomo gdzie. Bał się. Zaczął rozglądać się wzrokiem za Krwawnikiem. Głupio było myśleć, że Wielki Bóg mu pomoże. No bo dlaczego miałby? Podkulił nogi, czując wzbierające w oczach łzy. Co teraz się z nim stanie? Co zamierzają?
Nie szli długo, gdy szum rzeki rozbrzmiał w jego uszach. Biała usiadła na brzegu, wpatrując się w wodę.
- Wrzuć go tam. Stawiam jeden poranny patrol na to, że wytrzyma pięć uderzeń serca nim pójdzie na dno.
Wojownik wypluł go z pyska, przygniatając łapą. Nie ruszał się, czując jak serce mu próbuje wyskoczyć z piersi. Zamierzali go wrzucić do wody?! Ale on nie umiał pływać! Czemu wpadli na taki głupi pomysł? Czy to ma związek z tym całym "ile w nim było nocniaka?".
- Ja stawiam mysz, że wytrzyma dłużej. - odmiauknął jej, a następnie ponownie podniósł go i zamachnął, wypuszczając z pyska.
Przez chwilę leciał, a zaraz chwilę potem uderzył w wodę. To był szok. Zaczął przebierać łapami, próbując wydostać się na powierzchnie. Ciecz zalewała mu nos, oczy, uszy, a nawet dostała się do pyska. Walczył o życie! Chciało mu się płakać. Więc tak umrze? Krwawnik jak nic będzie nim zawiedziony.
- Pomocy! - pisnął na tyle ile był w stanie, krztusząc się. Tracił siły. Łapy odmówiły mu posłuszeństwa, były coraz bardziej ciężkie. Leciał na dno, a pęcherzyki powietrza wydobywały się z jego nosa, gdy uderzył o dno. I wtedy ktoś go wyłowił, rzucając na brzeg i waląc go po grzbiecie. Wykaszlał wodę, drżąc i dysząc, z przerażeniem rozglądając się dookoła.
- Ha! Mówiłem! - powiedział zadowolony niebieski. - Widać, że ma ich krew! Nawet długo się utrzymał.
Biała niezadowolona z przegranego zakładu, machnęła na to ogonem.
- Ah, tak? - Po czym chwyciła go za sierść i ponownie wrzuciła do wody.
Znów próbował ocalić życie, machając łapami, lecz te po ostatnim razie szybciej się poddały. Poleciał na dno, a oni znowu go wyłowili. Czuł się jak zabawka. Wrzucali go i wyławiali, szydząc i śmiejąc mu się w pysk. To było straszne. Chciał uciec, wrócić do obozu i skryć się za mentorem, ale gdy tylko się podnosił, oni łapali go za kark, zawracając go do wody.
- No co uciekasz? Przecież to twoje naturalne środowisko - zakpił kocur.
Nie wiedział o co mu chodziło. Dlaczego tak mówił? Poderwał się na łapki, po czym znów zawrócił od wody. Biała podłożyła mu łapę, przez którą opadł na pysk. Nos zakuł go boleśnie.
- Co za fajtłapa - prychnęła, a słysząc jego burczenie w brzuchu tylko się zaśmiała. - Ojej, jesteś głodny? - Jej uśmiech się poszerzył.
Skulił się bardziej, próbując opanować dźwięki, które dobiegały z jego żołądka. Nie wiedział co znowu wpadnie im do głowy. Nie chciał tu być.
- Mam pomysł! - zawołał wojownik, wyławiając coś z rzeki i rzucając mu to przed pysk. - To twój posiłek. Jedz.
Wodorosty nie wyglądały zbyt apetycznie. Wręcz nie chciał ich jeść. Biała podeszła do niego, stając nad jego małym ciałkiem i biorąc na łapę roślinę.
- Jedz! Korzystaj z naszej dobrej woli! Na nic innego nie zasługujesz! - prychnęła, wpychając mu zielsko do pyszczka.
Niechętnie zaczął przeżuwać wodną zieleninę, ku ich chorej satysfakcji. Ale co miał zrobić? Nie wygrałby z nimi. Możliwe, że znów wrzuciliby go do wody. Przełknął więc wodorosty, a następnie kolejne i kolejne, aż nie uznali, że mu starczy. Czuł, że na pewno znów skończy u medyka, tym razem z bólami brzucha.
- Dobra wracamy, muszę wybrać się jeszcze na polowanie - westchnął niebieski, chwytając go za kark.
- Nie martw się mały, na pewno jeszcze się wspólnie pobawimy. - syknęła mu do ucha kotka, kierując kroki w stronę obozu.
Cieszył się, że dzisiejszy dzień przeżył. Musiał unikać tej dwójki jak ognia! Nie podobało mu się ich zainteresowanie jego osobą. Przez to wszystko nie wiedział, jak pójdzie mu trening z Krwawnikiem. Miał nadzieję, że kocur się tego nie dowie... Raczej nie zamierzał na nich donosić. Skończyłoby się to tylko źle, gdyby oprawcy usłyszeli o tym, że wszystko wyśpiewał. Nie mógł jednak zachować tajemnicy przed mentorem. Obiecał mu, że o wszystkim będzie mu mówić, gdy zapyta... właśnie. Gdy zapyta. Może się nim nie przejmie? Nigdy jakoś nie wykazywał troski jego osobą.
Z tymi ciemnymi myślami został podrzucony z powrotem w miejsce, z którego zniknął. Tak jakby nic się nie stało. Ale już dawno zauważył, że nikt się nim nie interesował. Czemu by mieli? Był tylko śmieciem, a w dodatku dowiedział się, że i prawdopodobnie miał coś z nocniaka, skoro ta dwójka coś o tym wspomniała. Wiedział, że to byli ich wrogowie. Słyszał jak wiele kotów mówiło na nich bardzo nieprzychylne słowa. Czy więc dlatego ich nienawidzili? Bo pochodzili od nich? Nie był tego pewny. Reakcja białej wskazywała na to, że miał o tym nie wiedzieć. Tylko czemu?
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz