Białe, splamione krwią wroga kły raz po raz wbiły się głęboko w gardło przywódcy Klanu Wilka, rozrywając je na strzępy. Ciemna, czerwona ciecz spływała z jego ran, gdy oddychał ciężko, wbijając wzrok pomarańczowych oczu prosto w jej twarz.
— Dziękuję.
Śmiech rozdarł powietrze, nim Jastrzębia Gwiazda wydał ostatni dech. Ciało znieruchomiało, pozostawiając ją samą. Po jej grzbiecie przeszedł dreszcz, drżący, zadyszany oddech próbował się uspokoić, gdy zlustrowała spojrzeniem ciało. Zlustrowała spojrzeniem to, co uczyniła. Cisza była jednocześnie kojąca i przerażająca. Wygrała...
"Dziękuję".
Położyła po sobie uszy. Śmiech trupa wciąż brzmiał w jej uszach. Co miał przez to na myśli?
Cofnęła się o krok, gdy bijące serce zdawało się wyrywać z jej piersi. Wydała z siebie wściekły, cichy charkot, by po chwili znów zamilknąć. Jeszcze przez parę uderzeń serca jej oczy utkwione były w nieruchomym, zakrwawionym ciele przywódcy.
Nie spodziewała się, że pójdzie jej tak łatwo.
Poczuła, jak na smród krwi i zwłok robiło jej się niedobrze. Wypuszczając powietrze, odwróciła się, pozostawiając trupa samego. Skierowała kroki czarnych łap w kierunku rzeki, by obmyć się z krwi. Każdy kolejny zdawał się być coraz bardziej sztywny. Duma i niepewność jednocześnie rozpierała jej pierś.
Chłodne tafle niebieskiego zbiornika wody przywitały ją, gdy dotarła tam i schyliła się nad nurtem, przemywając pysk, łapy i resztę ciała. Zamrugała kilka razy, wpatrując się w ten nurt. Ten sam, gdy mordowała tutaj Pszczeli Pyłek.
Pszczeli Pyłek. Jastrzębia Gwiazda.
Tak to się kończyło? Morderstwem?
Mimo pozbycia się największego wroga, czuła w sercu pustkę. Dziwne uczucie, jakby wciąż ktoś tu był i ją obserwował. Jednak ilekroć się odwracała, nikogo nie widziała. Schyliła się, by napić się wody, gdy pluskające krople uderzały w czarne jak smoła futro.
"Kamień".
Szepczące wołanie rozniosło się po jej głowie. Zjeżyła futro, odskakując o krok i odwracając się panicznie za siebie.
Nikogo nie było.
"Kamień...".
Ten sam głos. Ten sam znajomy, przeciągły głos rozbrzmiał w jej umyśle, rozwiewając wokół siebie coraz bardziej przerażającą aurę. Czuła, jak bicie jej serca przyspieszyło, a nozdrza łapczywie wciągały powietrze. On... On... Nie. To nie było możliwe. Nie.
"Oszukałaś mnie... To bardzo, bardzo było niemiłe z twojej strony."
Zadrżała. Jej pazury złapały się za głowę, próbując wypędzić głos z odmętów Mrocznej Puszczy. Nie. On był martwy!
"Ale nie martw się. Pomogę ci. Zostanę z tobą na zawsze, Kamień. Na zawsze... Aż nie rozdzieli nas śmierć."
Zaśmiał się mrocznie. Ten śmiech był jeszcze bardziej przerażający, ze świadomością, że nie potrafiła go wypędzić. Wiedziała, kto mówi, ale nie widziała go. Nie był już ciałem. Nie był kimś, kogo mogła zranić i pozbyć się raz na zawsze.
"Myślałaś, że to był koniec? Nie, Kamień. Umarłem, bo chciałem. Byłem chory. Śmierć bez widoku twej zakrwawionej buźki, byłaby śmiercią nie godną mnie. Teraz jednak mnie wyzwoliłaś z oków ciała i mogę być wszędzie... Jeszcze raz więc dziękuję. "
Zastygła. Każda jej kończyna znieruchomiała.
Pomogła swojemu wrogowi.
Spuściła wzrok, milcząc chwilę, nim prychnęła, wbijając pazury w ziemię.
— Nie! Odejdź! Zostaw mnie! Nie chcę cię więcej słyszeć! — warknęła z wściekłością. — Zabiłam cię, nie możesz tu być! Nie możesz do mnie mówić!
Odpowiedział jej tylko śmiech, a gdy dobiegł końca, cichnąc z każdym uderzeniem serca, w jej umyśle pozostało jedynie milczenie.
Jej pazury przejechały po gładkiej ziemi. Syknęła, potrząsając głową, jak gdyby to miało sprawić, że wypędzi go stamtąd. Jej serce biło szybko jak nigdy. Znów ją oszukał. Znów ją wykorzystał.
I ona sama na to pozwoliła.
* * *
Wróciła do obozu, gdy była już pewna, że śladów krwi nie widać. Jej serce wciąż jednak łomotało, jak gdyby właśnie spotkała się oko w oko z jakimś drapieżnikiem, takim jak lis. Bo zrobiła to. Jednak ten drapieżnik był jej pobratymcem. Ostatnią osobą, jaką spodziewała się zastać.
Przy powrocie do obozu upolowała tylko królika, by mogła się wytłumaczyć, gdzie była. Zwierzyny teraz nie brakowało, jednak kosztem ogromnych upałów. Rozejrzała się wokół. Tyle znajomych pysków. Zmrużyła oczy. Była tak zmęczona. Chciała po prostu się położyć, ale obawiała się, że wtedy znowu spotka Jastrzębią Gwiazdę. Zbyt zajęta własnymi myślami, nawet nie zauważyła, gdy natknęła się prosto na Szczypiorkową Łodygę. Córka jej mentora... Zaszła w ciążę. Kamień nigdy by się tego po niej nie spodziewała. Nie wiedziała, kto był ojcem kociąt, ale była praktycznie pewna, że Szczypiorek nie mogłaby pokochać nikogo. Bezuczuciowy, wredny, wyprany z emocji pionek Piaskowej Gwiazdy.
— Szukasz problemów? Daj mi to. — warknęła jedynie szylkretka, wyrywając zwierzynę z jej pyska.
Czarna najeżyła się, wbijając w nią długi wzrok.
—To nie dla ciebie — syknęła. — Mam cię przywracać do rzeczywistości? Dyskryminacja już dawno minęła.
Szczypiorek tylko zaśmiała się cicho, wydobywając z siebie westchnięcie.
— Może to ty jeszcze nie wróciłaś do rzeczywistości, Pyskatko? Karmicielki jedzą przed wojownikami. Może lepiej zacznij szukać zaczepki u swoich przyjaciół. Może u twojego ukochanego ucznia. Chyba mu odbiło po tym, co mu zrobiłam. Wiesz, że uważa siebie za kotkę? Teraz do siebie pasujecie. Oboje tacy słabi i głupi z upokarzającą karą. — prychnęła. — Ostatnio nawet sobie znalazł jakiegoś kochasia. Rudego. Jak się z tym czujesz?
Kotka tylko machnęła ogonem.
— Przestań mówić o nim w ten sposób w mojej obecności — rzuciła, bijąc czarnym ogonem.
— Twój partner musiał się na tobie zawieść. Nie masz tyle odwagi, by kogoś skrzywdzić... Co z ciebie za wojowniczka. Mam oczywiście na myśli Zajączka.
— Nie nazywaj go tak. Nie jest moim partnerem. Nie mamy żadnego romansu. To tylko głupie, nic nieznaczące plotki.
— Już pokazałaś, ile twoje słowo jest warte — parsknęła. — To jak wyjaśnisz to, że sam się przyznał do Sowiej Łapy? A dwójka kociąt urodziła się biała, zupełnie jak on?
Zamilkła, zaciskając zęby. Bo to nie on. To Piaskowa Gwiazda w jego ciele.
— Lepiej uważaj, co mówisz, bo-
— Bo co, Kamień? Każesz mi iść na dodatkowy patrol? Albo zmusisz mnie do polowania? —zadrwiła. — Nie możesz mi nic zrobić. Już dawno nie jesteś zastępczynią.
— Zejdź mi z oczu.
— Z przyjemnością. Nie lubię patrzeć zbyt długo na plebs. Nie jesteś tego warta.
Gdy szylkretka odwróciła się na pięcie, czarna zacisnęła pazury na ziemi, powstrzymując się od rzucenia się jej prosto na szyję.
To tylko utwierdziło ją w przekonaniu, jak bardzo ich wszystkich nienawidziła. Jak bardzo nienawidziła Piaskowej Gwiazdy i wszystkich jej cholernych pionków ślepo za nią podążających.
Jej pazury zadrapały ziemię, wspominając słowa Jastrzębiej Gwiazdy.
Piasek zasługiwała na zdecydowanie gorsze niż to, co dostanie.
* * *
Niebo ciemniało z każdą następną minutą. Patrzyła w nie, siedząc przy wyjściu z obozu i wpatrując się w gwiazdy znad ciemnej skalnej półki. Rzędy świecących białych plamek otaczały księżyc, tworząc wielką Srebrną Skórę wypełnioną konstelacjami. Zwęglone Futro często w nie spoglądał. Nie wiedziała, co w nich widział. Prychnęła lekko, mrużąc oczy. Dlaczego przodkowie widzieli to, co się działo i mieli to głęboko w dupie? Dlaczego nic nie robili? Dlaczego nie mogli po prostu ściągnąć Zająca z powrotem na ziemię, skoro są tak wszechmogący? Westchnęła z frustracją i irytacją, że nie było nikogo, kto mógłby udzielić jej odpowiedzi na te nurtujące pytania.
Dzisiaj to ona pełniła wartę w obozie, co też było dla niej na łapę. Nie musiała aż tak bardzo bać się nakrycia, chyba, że jakiś członek klanu wyjdzie z legowiska, by załatwić swoje potrzeby. Wiedziała, czego chciała, a jednocześnie napawało ją to niepewnością. Mimo to odepchnęła na bok złe myśli. Musiała wziąć się w garść, jeśli naprawdę chciała coś osiągnąć.
Wstała i zwróciła swoje kroki do legowiska medyka. Przekroczyła jego próg, wstrzymując oddech. Słyszała z dali westchnięcie szylkretowej medyczki, która obracała się w śnie na swoim posłaniu.
Czarna nerwowo zadrżała, gdy spojrzała na kawałek "świętego" kamienia. Kamienia, który w rzeczywistości nie należał do Klanu Gwiazdy, a do Mrocznej Puszczy. Zacisnęła zęby, zmuszając się do rozluźnienia mięśni. To nie mogło być aż tak trudne. Jastrząb się z nimi komunikował i nic mu się nie stało.
Tyle, że on był takim zwyrolem jak oni sami. A Zając? Zając nie miał czystego sumienia, ale nie był zły. Nie zasługiwał na gnicie w odmętach tego okropnego miejsca. Czarna jeszcze raz rozejrzała się dla pewności wokół i zwróciła spojrzenie w kierunku przeklętego przedmiotu. Poczuła, jak przez umięśnione kończyny do czarnego pyska przechodzi dreszcz trwogi i niepewności, a jednocześnie goryczy i determinacji. Bała się kontaktu z najciemniejszymi duszami, a jednocześnie była pewna tego, co chciała od nich zyskać. Jastrząb mówił, że wiele oferują.
Zamknęła oczy i dotknęła nosem chłodnej połaci odłamka kamienia, kładąc się i owijając ogonem łapy. Czekała na nadejście snu, wsłuchując się w muzykę świerszczy i swój własny oddech.
*
Rozejrzała się wokół, gdy zalała ją fala chłodu. Otaczała ją ciemność i rozciągający się wokół wysoki las. Powietrze było gęste i nasycone stęchlizną. Wokół niej płynęła gęsta mgła, a po gwiazdach nie było ani śladu. Jastrzębia Gwiazda się nie mylił. To zdecydowanie nie był Klan Gwiazdy. Przełknęła ślinę, widząc wijące się jak węże ciernie.
Dostrzegła utkane w cieniu postury nieznajomych jej kotów. Czuła, jak jej futro jeży się na sam widok tego okropnego miejsca. Nie chciałaby tu trafić po śmierci. Jednocześnie spoglądając w te mroczne tereny gdzieś w jej wnętrzu płynęła nadzieja, że spotka tu Zajęczą Gwiazdę. Po kocurze nie było jednak ani śladu.
— Potrzebuję... waszej pomocy. — zaczęła ostrożnie, gdy jej wzrok przeleciał po złych duchach, jak gdyby miały ją zaraz pożreć żywcem niczym wygłodniałe, wściekłe wilki. — Pomocy w wypędzeniu ducha tyranki z ciała Zajęczej Gwiazdy.
Z jednej strony rozległ się chichot, z drugiej czuła na sobie wiele spojrzeń. Jak często żywe koty musiały ich odwiedzać? Jak wiele osób tak naprawdę wiedziało, co kryło się w tych pozornie niewinnych odłamkach świętego kamienia?
— Masz na myśli Piaskową Gwiazdę? — rozbrzmiał głos należący prawdopodobnie do kotki.
Czarna skinęła powoli głową. Słysząc kroki, zdezorientowane spojrzenie zielonych oczu zwróciło się w tamtą stronę. Kolejna nieznajoma dusza - tym razem kocur - podeszła bliżej. Jego oczy były ciemne i puste, a jednocześnie tak przerażające, że czuła, jak każda jej część błaga ją, by uciekła. Nie mogła jednak sobie na to pozwolić. Więc stała wryta, rzucając wokół twarde spojrzenie, jak gdyby każdy okaz słabości miał sprawić, że utkwi tutaj na wieki tak samo jak brat Wilczej Zamieci.
— Jesteśmy w stanie przystać na twoją prośbę— mruknął duch, wpatrując się w nią z dość niepokojącym uśmiechem wymalowanym na pysku. Podniósł wyżej brodę. — Zabijesz Piaskową Gwiazdę w ciele Zajęczej Gwiazdy, a wtedy zwrócimy mu życie tak, jak tego pragniesz.
Oczekiwała kolejnych słów, jednak słyszała tylko milczenie. To... Tyle? Żadnego drugiego dnia, żadnego haczyka, żadnych warunków? Nie musiała nic zrobić w zamian? Pomogą jej ot tak?
Zbyt wiele wątpliwości, a zbyt mało sensownych odpowiedzi. Nie chciała się jednak upominać. Może Jastrzębia Gwiazda się nie mylił. Mroczna Puszcza naprawdę ofiaruje swoją pomoc.
Pytanie tylko - jakim kosztem?
Wzięła wdech.
— To przyjemność z wami współpracować. — skłamała tylko szeptem, nim otworzyła oczy, tym razem znów w prawdziwym świecie. Wstrzymała oddech, wpatrując się w kamień, jak gdyby wciąż słyszała śmiech mrocznych dusz, z którymi się przed chwilą pożegnała.
* * *
Zielone oczy i białe futro należące do Zajęczej Gwiazdy mignęły jej przed oczami, gdy w końcu zauważyła, jak ,,liderka" Klanu Burzy wychodzi z legowiska, kierując kroki ku wyjściu z obozowiska. Biały ogon lekko podrygiwał, gdy zniknął za jej horyzontem.
Postawiła uszy, a jej oczy otworzyły się żywo. Wzrok zielonych oczu Kamiennej Agonii spoczął na znajomej sylwetce znikającej za progiem. To była jej szansa, która nie zawsze mogła się powtórzyć. Piaskowa Gwiazda ruszyła swój cholerny zad poza obóz. Podniosła się szybko, kierując swoje kroki ku wyjściu. Ciepłe powietrze zawrzało, gdy opuściła za sobą serce terytoriów Klanu Burzy. Skwar zdawał się pożerać wszystkich od środka w tej porze, jednak nie mogła zwracać teraz uwagi na takie błahostki. Mierzyła wzrokiem kota, którego jednocześnie lubiła i nienawidziła. Zdawała sobie sprawę, że to Piaskowa Gwiazda kierowała jego ciałem. Jednak świadomość, że będzie musiała walczyć z kimś z twarzą największego sprzymierzeńca... To było ponad nią.
Zacisnęła jednak zęby. To nie był czas na ryczenie i narzekanie. Piaskowa Gwiazda musiała zapłacić za swoje cholerne czyny. Zniknąć stąd raz na zawsze. Zdychać w głębi Mrocznej Puszczy. Szła za białym futrem, rzucającym się dobrze w oczy, jak za niczego nieświadomą zwierzyną, z każdym krokiem oddalając się coraz bardziej od obozu. Dostrzegła, że sylwetka lidera wreszcie się zatrzymuje. Z jej gardła wydobyło się coś rodzaju zadowolonego ze smaku nadciągającej zemsty mruczenia.
Podeszła kolejny krok bliżej, tak cicho, jakby skradała się przed zwierzyną. Żeby mieć przewagę w zaskoczeniu.
Posunęła się jeszcze dalej, aż w końcu rzuciła się do przodu. Dojrzała przebłysk zdziwienia, a niedługo później wściekłości na zielonych oczach ciała Zajęczej Gwiazdy. Przybiła lidera do ziemi, tylnymi łapami przyciskając białe kończyny i uporczywie próbując sięgnąć gardła. Wydała z siebie charkot, gdy pazury Piaskowej Gwiazdy przejechały tuż obok jej szyi. Odsunęła się, a korzystając z jej nieuwagi przywódczyni odepchnęła ją mocno tylnymi łapami, powodując, że wywróciła się na ziemię wprost na łopatki. Syknęła wściekłe, gdy poczuła białe łapy zmierzające w jej stronę. Pysk Zająca zbliżył się do niej, obnażając ostre kły, a jedna z jego kończyn przycisnęła ją mocno do ziemi, wprawiając w zawroty głowy i na chwilę odcinając dopływ powietrza. Czarna splunęła, wolną łapą drapiąc łapę przeciwnika. Gdy Piaskowa Gwiazda rozluźniła ucisk pod wpływem bólu, podniosła się do góry i przejechała wysuniętymi z całej siły pazurami po jej głowie jak po skale. Tyranka na moment prychnęła, usiłując strząsnąć z siebie krople krwi, które zaczęły sączyć się na jej oczy. Biała łapa na oślep uderzyła ją w pysk, powodując zadrapanie, niemal od razu zapełniające się szkarłatem. Czarna ledwo odzyskała równowagę, gdy spazm bólu przepłynął jak fale przez jej głowę. Plama krwi należącej do niej skapnęła na ziemię. Syknęła z jeszcze większą wściekłością. Nienawidziła jej. Zasługiwała na najgorszą z możliwych śmierci. Czuła radość z każdego bólu zadanego liderce. Może to nie przystoi. Może to potworne. Ale nie zamierzała zwracać na to uwagi. Piaskowa Gwiazda na to zasłużyła swoimi cholernymi czynami. Kamień rzuciła się do przodu i wyskoczyła w górę, białe łapy jednak z siłą odepchnęły ją w bok. Kotka przeturlała się na ziemi i zaatakowała ponownie, tym razem zbijając Piaskową Gwiazdę z nóg. Oczy córki Króliczego Susu błyszczały teraz wręcz szaloną furią, a z każdym kolejnym ciosem miała ochotę uśmiechnąć się coraz szerzej.
— Kamień... — wydobył się słaby głos, na który nawet nie zwróciła uwagi, spluwając na ziemię.
Wysunęła pazury, zbliżając się do rywalki powolnym krokiem, czując, jak jej ogon bije wściekle na boki.
— Za Króliczy Sus. Za brata. Za wszystkich, których zraniłaś swoją pieprzoną dyskryminacją, zdychaj w Mrocznej Puszczy! — warknęła spod przymrużonych powiek.
Przez uderzenie serca jej kły zalśniły, gdy sięgnęły do gardła Piaskowej Gwiazdy, by ją zamordować. Krwisty strumień zabrudził jej pysk. Warknęła, spoglądając jej w oczy. Oczy, które nie lśniły już nienawiścią czy drwiną. Znajome oczy. Jej źrenice z automatu zmniejszyły się w szoku.
— Przepraszam. — zmęczony głos wyrwał się z klatki piersiowej, która gorliwie próbowała łapać powietrze w płuca. Zajęcza Gwiazda spojrzał w jej oczy z bólem i dziwnym rodzajem spokoju, który zawsze mu towarzyszył i zdawał się wypełniać go od środka. — Tak bardzo cię przepraszam za wszystko, co zrobiłem tobie i twojej rodzinie. Za to, że posłałem Króliczy Sus na śmierć. Za to, że nie byłem wystarczający, by uchronić klan przed powrotem Piaskowej Gwiazdy. Że od początków rebelii manipulowałem twoją rodziną. Już od dawna należały ci się te przeprosiny. — wyszeptał, z każdym oddechem coraz słabiej i ciszej. — Przepraszam, że pozwoliłem na to okrutne cierpienie, na które nikt z nas nie zasługiwał. Miałaś wtedy rację. Zyskałem kolejne życie, ale kosztem... kosztem, który nie był tego wart.
Zesztywniała, gdy szok w jej źrenicach zamienił się we łzy płynące z obojgu zielonych oczu. Serce biło jej szybko jak nigdy. Strumyki gorzkich łez płynęły z jej policzków, kąpiąc na białe futro prawdziwego przywódcy, gdy w końcu dotarło do niej, co uczyniła. Rozluźniła uścisk łap.
— Z-Zając, ja... J-ja nie chciałam... — wybełkotała, jakby z każdym wypowiedzianym słowem traciła kontrolę nad samą sobą. To nie tak miało wyglądać. To... To miała być Piaskowa Gwiazda. Nie on. Nie Zając.
Poraniony, zadrapany pysk lidera na chwilę uniósł się do góry, jak gdyby chciał ją pożegnać.
— Przekaż Glince, że bardzo, bardzo go kocham — wydusił z siebie. — Przepraszam, że nie mogłem powiedzieć mu tego samodzielnie — z tym ostatnim zdaniem jego głos drżał coraz bardziej, nie mogąc złapać oddechu.
Okropny dreszcz przeszedł przez jej skórę, gdy Zając zakaszlał, wypluwając z siebie ciemną, czerwoną krew. Jego oczy przymknęły się, jakby traciły cały blask życia, a klatka piersiowa unosiła się w coraz płytszym oddechu, nim całkowicie znieruchomiała. Ona mogła tylko patrzeć, jak kot, któremu tak ufała opuszcza na zawsze świat żywych w jej ramionach. Tylko kropelki krwi wciąż spływające z rozszarpanego gardła przerywały bezlitosną ciszę. Zamknęła oczy, opierając głowę na białej piersi martwego Zajęczej Gwiazdy. Łzy zmieszane z szkarłacią oblewającą jej twarz kapały co uderzenie serca, a ona nie mogła uspokoić gwałtownego oddechu.
To nie tak miało być.
Nie tak to miało się skończyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz