Po tym jak zbłaźnił się przed Kamienną Agonią i Rudzikiem, wrócił. Chciał mu pokazać, że się zmienia. Że robił to wszystko dla niego. Starał się. Miał nadzieję, że widział. Na kilka dni dał mu spokój, chociaż pękało mu serce z tęsknoty. Dzisiaj nie wytrzymał. Chwycił wielkiego zająca w pysk i wszedł do legowiska wojowników. Musiał pokazać mu, jak bardzo mu na nim zależy. Zobaczył jego rude futro, leżące na legowisku z mchu. Podszedł, kładąc zdobycz tuż pod jego łapami z uśmiechem.
- Hej... Przyniosłem ci coś dobrego - miauknął. Nocniak westchnął, spoglądając niechętnie na dar. Nie spodobało mu się to. Miał nadzieję, że przynajmniej się uśmiechnie i podziękuje.
- To, że sobie porozmawialiśmy ostatnio, nie znaczy, że chcę cię widzieć - mruknął. - Świetnie, że się starasz, ale ja z dnia na dzień nie zmienię do ciebie nastawienia - przypomniał.
Był tego świadomy. Mimo to... pragnął spędzać z nim czas, a nie zostawiać samego na wiele księżyców, by ten ujrzał jego zmianę. Możliwe, że i to by dla niego nie wystarczyło.
- Jak nie chcesz mnie widzieć, to jak mam ci pokazać, że mi na tobie zależy? - zapytał, kuląc uszy. - Jak będę dobry, a ty tego nawet nie będziesz dostrzegał, to gdzie tu sens?
- Będę obserwował jak sobie radzisz - oznajmił. - Ale z boku.
Zamilkł na chwilę, wbijając wzrok w łapy. Taka rozłąka źle się na nim odbijała. Nie chciał cierpieć ponownie, nie gdy Rudzik był obok. Z boku? Czy naprawdę nie chciał dać mu szansy? Jak dawno go nie tulił... Tęsknił za jego zapachem i mruczeniem.
- I tak będę przychodził... Kocham cię. Nawet jeżeli... mnie ranisz. - miauknął, nie godząc się z jego decyzją.
- Nie zwalaj winy na mnie - burknął rudzielec. - Sam się na ten los naraziłeś. Swoim zachowaniem.
No i znów wina była po jego stronie. Nie zdradzał go przecież. To sobie sam wymyślił. Jednak Kamienna Agonia zdradziła mu, że był zły. Że znęcał się nad kotami. Nienawidził jej za to. To przez nią jego związek się cofnął... a miała pomóc go naprawić!
- Przeprosiłem przecież. Jak ci opowiadałem o życiu tutaj, to mówiłem prawdę, że mnie nie lubią i dręczą... - starał mu się to wyperswadować.
- To dlaczego grozisz niewinnym śmierciom? - spytał. - Powiedz mi, Żar. Czy ty kiedykolwiek skrzywdziłeś kogoś fizycznie?
Spuścił łeb. Jak miał na to odpowiedzieć? Już zauważył, że kocur źle reagował na... te sprawy, które dla niego były czymś normalnym. Nie chciał bardziej go do siebie zrazić. Chciał tylko naprawić ich związek, a nie niszczyć jeszcze bardziej.
- Muszę na to odpowiadać? - miauknął tylko, obserwując reakcje kocura. Może mu odpuści? Stwierdzi, że już starczy i mogą cieszyć się razem tym dniem?
Rudy wzruszył ramionami.
- Skoro sam chcesz cokolwiek przede mną zatajać, to proszę bardzo. Tylko wiedz, że związek pełen kłamstw nie ma sensu.
Nie! Wszystko szło nie tak! Czemu to było takie trudne? Czemu Rudzik wszystko musiał komplikować?
- Nie! Obiecałem ci przecież, że będę z tobą zawsze szczery. Tylko czy mnie znienawidzisz bardziej, gdy powiem ci, że tak? - zacisnął pysk, będąc pełen nerwów. Nie chciał usłyszeć twierdzącej odpowiedzi. Mówił przecież, że da mu szansę. Jedną, jedyną. Chciał ją naprawdę bardzo, ale to bardzo mocno.
- Tego akurat nie mogę ci obiecać - odparł. - Ale z pewnością docenię, jeśli będziesz mówił prawdę.
Nie mógł obiecać? Serce go zakłuło. Grunt sypał mu się spod łap. Czemu Rudzik go tak niszczył? Czemu nie mógł mu pozwolić wykazać się i zmienić? Przecież wiedział, że zrobiłby dla niego wszystko.
- To... to tak... skrzywdziłem. - powiedział spięty, wbijając wzrok w swoje łapy.
- Jak bardzo? Co temu komuś zrobiłeś i dlaczego, co tobą kierowało? - dopytywał. - Proszę o szczegóły.
Czuł się jak kocię, tłumaczące się przed matką ze złego czynu. Zdecydował się jednak mówić prawdę, jednak i tak skulił się pod naporem tych pytań. Były bardzo niewygodne. Musiałby spędzić cały dzień, by opowiedzieć o wszystkich, których skrzywdził. Postanowił więc zacząć od jednej osoby, której bardzo nie cierpiał, mając nadzieję, że na tym skończy się jego przesłuchiwanie.
- Pobiłem, ugryzłem w łapę i kazałem mojej uczennicy też ją pobić. Zrobiłem to dlatego... bo nie lubiłem tej osoby, zrobiła mi kiedyś krzywdę i chciałem się zemścić, a była w odpowiednim stanie, by się... wyżyć. A co mi zrobiła? Zmuszała do ciężkiej pracy, kazała polować, nie pozwalała na odpoczynek czy jedzenie i drwiła ze mnie - wymieniał, paląc się tam ze wstydu. Nie chciał by Rudzik o tym wiedział, nie chciał, ale on go do tego zmusił.
- Kto to był? Miał jakikolwiek powód, by cię tak traktować? I dlaczego nikt nie reagował, skoro działa ci się krzywda? - mruknął. - W końcu wielbicie rudy, a ja w życiu nie widziałem kogoś bardziej rudego od ciebie. To dziwne, że nikt nie chciał ci pomóc - stwierdził.
- Wtedy... nierudzi znęcali się nad rudymi. I to była zastępczyni, której nikt nie chciał podskakiwać. Poznałeś ją... I mówie teraz prawdę. Kiedyś nie była taka miła. Teraz się zrobiła, bo ją nasz lider zgwałcił. - fuknął pod nosem. Jak on jej nie cierpiał.
Rudzik odwrócił od niego wzrok, krzywiąc się, a mu dreszcz przebiegł po grzbiecie. Już wiedział, że mu nie uwierzy. Dlaczego miałby?
- Kamienna Agonia nie wyglądała mi na kogoś, kto miałby być kiedykolwiek zły - stwierdził. - Poza tym, nie podoba mi się to, co się u was dzieje - przyznał. - Wciąż jednak nie wiem, czy jestem w stanie ci zaufać. Nie potrafię cię rozgryźć i nie wiem, czy jesteś ze mną teraz szczery, czy dalej kłamiesz - oświadczył, spoglądając na zająca, którego przyniósł Żar. - Zjedz to, ja go nie chcę.
Czuł, że pęka. Rozpada się. Nie chciał znów tego czuć. Nie wiedział czy robił to specjalnie czy nie, ale bolało. Bardzo bolało.
- Mówię prawdę! - zapewnił czując jak ponownie łamane jest jego serce. - Co mam zrobić byś mi uwierzył? - Skulił uszy. - Naprawdę mówie prawdę. Tak gorliwie bym tego nie powtarzał, na dodatek rycząc, gdybym kłamał. Ja w ogóle nie płakałem nigdy... dopiero... teraz. - znów te paskudne łzy pojawiły się w jego oczach. Nigdy nie okazywał aż takiej słabości, przed nikim. To się stało dopiero wtedy, kiedy Rudzik zaczął go odtrącać.
- To dobrze, że wyrzucasz w końcu z siebie emocje - odezwał się nocniak, biorąc głęboki wdech - Ale powiedziałem też, że chcę spokoju. I nie mogę być pewny, że twoje przeprosiny względem tamtej kotki były szczere. Zaliczyłem ci je, ale oczekuję, że zastanowisz się mocniej nad swoim zachowaniem i gdy przyjdzie co do czego to je powtórzysz.
- Nie przychodzę przecież do ciebie codziennie. Tylko co jakiś czas, masz dużo spokoju - miauknął smętnie pod nosem. - Już się zastanowiłem wystarczająco - dodał.
- Ale i tak pojawiasz się zbyt często - westchnął. - Nie jestem przekonany, z początku zawsze łatwo udawać, potrzebuje czasu, by się upewnić, że ty akurat nie zmyślasz.
Za często... przychodził za często... A co? Miał może zniknąć na kilka księżyców? Czy wtedy też według niego będzie przychodził za często?
- Jak chcesz się o tym upewniać, jak nawet nie chcesz na mnie patrzeć? Chcesz spokoju. Wiem, że chcesz uciec. Więc co to da, skoro i tak to zrobisz? Wtedy nie będziesz się mną interesował - miauknął gorzko.
- Nie martw się na zapas - Rudzik rzucił tylko. - Co ma być, to będzie - dodał.
Co ma być to będzie... Wyszedł. Po prostu wyszedł. Zostawił mu królika, a sam opuścił legowisko wojowników. Nie mógł już słuchać jego słów. Patrzeć na jego wzgardę, nienawiść. Przycupnął na uboczu patrząc się tępo na swoje łapy. Chciał tylko być kochany... Czy o tak wiele prosił? Najwyraźniej tak.
- Nie przejmuj się nim - głos Szczypiorkowej Łodygi sprawił, że podniósł na nią wzrok. Zjeżył się. A ona czego tu?
- Zostaw mnie - warknął zły.
Nie znosił jej. Niech odejdzie, niech go zostawi. I wtedy... już rozumiał. Rozumiał Rudzika. On zachowywał się podobnie do niej. Do tej szylkretki. Odtrącał z nienawiści za to co mu zrobiła. Czyli jednak byli podobni... Szczypiorkowa Łodyga jednak się tym nie przejęła, zaprowadziła go do żłobka, do jego dzieci. Patrzył na śpiące maluchy, a ona szeptała mu do ucha pokrzepiające słowa. Zaczął wątpić teraz w siebie. I w to co robił.
***
Rudzik odszedł. Na zawsze. Został wygnany z Klanu Burzy. Czuł teraz tylko pustke. Ich wymiana zdań... zniszczyła go. Możliwe, że na zawsze. Babcia o niego dbała, kochała i wspierała. Był jej za to bardzo wdzięczny. Ucho, które mu oderwał było niczym uderzenie w zimną tafle wody. Obudził się. To był koniec. Czuł się jednak tak bardzo źle. Nie chciało mu się żyć. Przygnębienie, pustka to codziennie odczuwał. Nie było w nim już dawnego siebie. Był zniszczony do cna. Przez kocura, przez Rudzika... który zamienił jego serce w kamień.
<Rudzik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz