Odkąd przeniosła się do legowiska medyka, sen często przychodził jej z trudem. Przed oczami wciąż miała niedawne sceny. Śmierć wojowniczki z Klanu Burzy. Była morderczynią, zasługiwała na to, a Wiśniowa Łapa zachowała wtedy zimną krew. Mimo to, kara była tak brutalna, że pozostała jej w pamięci. A najgorsze było to, że drugi morderca dalej czyha na klanowe koty. Czy z umiejętnościami medycznymi będzie w stanie je uratować? Bez kotów nie ma klanu, a oni stracili już mnóstwo członków.
Patrzyła na zapasy ziół, próbując rozpoznać w nich coś znajomego.
Jeżowa Ścieżka dalej spał, a ta nie chciała go budzić.
Wiśniowa Łapa usiadła i owinęła się gładko półdługim ogonem. Znała mak, na sen i uspokojenie. Reszty tajemniczych ziół nie potrafiła nawet nazwać, nie mówiąc o wyrecytowaniu ich zastosowania.
- Uczysz się? - Dobiegł ją głos z końca legowiska.
- Próbuję. - Odpowiedziała szorstko. Nienawidziła być zachodzona od tyłu.
- Sama daleko nie zajdziesz - Mruknął medyk i usiadł koło swojej uczennicy. - Co już znasz?
- Tylko mak.
- To też coś. - Powiedział z lekkim drgnięciem wąsów i łapą delikatnie dotknął kępki ziół. - Tego nie kojarzysz?
- Nie.
- To nagietek. Można go używać do tamowania krwawych ran. - Wyjaśnił. - Dlatego właśnie medycy muszą mieć cierpliwość ze stali. Oplątywanie ran nagietkiem, a potem pajęczyną bywa męczące.
Nagietek. Na tamowanie krwawienia i opatrywanie ran. Wydawało się proste.
Skinęła głową w kierunku zwitki liści.
- A te? Jakie mają zastosowanie?
- Buk? Jego liście są na tyle duże, że można ich używać, by przenosić resztę ziół. Czasami bywa ciężko przetransportować je bez nich do potrzebującego.
**
Nie spodziewała się, jak mnóstwo jest różnorodnych ziół. Każde ma inne zastosowanie, jednak jej z trudem przyszło zapamiętywanie nowych informacji. Powtarzała je sobie wielokrotnie w głowie, by je utrwalić, jednak po czasie i tak wyszło na marne. Nie przejmowała się tym. To były jej pierwsze świty, a błędy i potyczki nie były niczym nowym. Nie chciała jednak, by zbyt często się powtarzały.
Podeszła lekkim krokiem do sterty i złapała w zęby większego królika. Sterta dla rudych kotów była pokaźniejsza, a zwierzyna tłustsza. Tak zwana "niższa" warstwa klanu musiała chodzić nienajedzona. To nie wyglądało dobrze.
Kotka była głodna i niewyspana. Zjadła królika na skalnej półce, która tym razem nie nadawała się do opalania. Pora Opadających Liści przyniosła za sobą często gwałtowne wiatry i opady deszczu, a zielone barwy zmieniły się w ponure, złociste liście i białe niebo. Ta pora od razu jej się spodobała. Zwierzyny nie brakowało, suszy i upału nie było, a w legowiskach można odespać chłodne powiewy.
Obok niej przeszła Szczypiorkowa Łodyga, zadufana w sobie wojowniczka, która często zachowywała się idiotycznie z pozbawieniem jakiegokolwiek taktu. Wiśniowa Łapa obserwowała, jak kotka przechodzi obok Jeleniego Kopytka.
- Czego się tu plączesz? - Warknęła. - Idź lepiej polować dla lepszych od siebie!
Jelenie Kopytko coś odmiauknął, jednak córka Borówkowej Mordki nie dosłyszała wszystkiego. Gdy niebieski kocur oddalił się od Szczypiorkowej Łodygi, ta zeskoczyła z kawałka skały.
- Wierzysz w brednie, że jesteśmy lepsi od nierudych? - Spytała chłodno. To nie była prowokacja, jednak rozmówczyni zdawała się, jakby tak to odebrała.
- Bo jesteśmy. Jesteś ruda, więc nie powinnaś stać po jego stronie!
- Nie stoję po jego stronie - Odpowiedziała kotka, zachowując stoicki spokój. - Ale nie uważam, by twoje zachowanie było słuszne. Wszyscy jesteśmy tylko kotami, a kolor futra to loteria. Nie ma żadnego znaczenia.
- Jesteś tylko kociakiem, skąd możesz wiedzieć więcej ode mnie? - Prychnęła kotka.
- Właściwie to już uczennicą - Wycedziła szorstko Wiśniowa Łapa. Zachowanie szylkretowej wojowniczki ją denerwowało. Właśnie przez takie jednostki klan robi się słabszy.
Kotka odwróciła się, nie kończąc dyskusji. Nie miała zamiaru sprzeczać się do końca swojego życia. Wiedziała jednak, że w Klanie Burzy było mnóstwo kotów o podobnych poglądach. Wierzyli, że będąc rudymi mają specjalne przywileje i zostali zesłani przez Klan Gwiazdy.
Wróciła do legowiska medyka jak zawsze z chłodnymi, ognistymi oczyma i podniesionym wysoko ogonem i brodą. Nie pokazywała po sobie oznak zdenerwowania, bo nie było to zbyt taktowne, a dla kotki ważnym było, by prezentować się od dobrej strony. Zwłaszcza przy swoim świeżym mentorze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz