To był jednak bardzo zły pomysł. Po motywującej gadce Bażanciego Futra czuł się lepiej i zaproponował mu, by podejść nieco bliżej brzegu. Sądził, że sobie poradzi. Że jego pewność siebie wystarczy na ten moment. Okazało się, że strach ponownie wygrał, a jego łapy wręcz zostały przyspawane do ziemi. Cały zesztywniał, a oddech stał się przyspieszony i płytszy. Bury widząc to, przewrócił oczami.
- Jesteśmy nadal daleko. Nie cykaj się, nawet nikt cię nie ochlapie - prychnął, siadając jednak obok i obserwując jego walkę z ciałem.
Tak, nic mu nie zrobi, nic a nic.
To dlaczego widział tam cholernego Zająca, który odbijał się w rozpromienionej słońcem tafli jak żywy? Usiadł, łapiąc oddech. Zamknął oczy i na powrót je otworzył.
Zniknął.
Nie było go tam. To znów przywidzenie.
- Chyba nadal za wcześnie - miauknął z zaciśnięty gardłem, robiąc w tył zwrot. Kocur nadepnął mu na ogon, zatrzymując w miejscu.
- Przyszliśmy to przynajmniej pogap się na nią. Przywyknij do widoku - zasugerował.
- Przecież robię to ciągle z Bławatkowym Potokiem. Tylko później... - przypomniał sobie o ich kolejnym spotkaniu. Niezbyt cieszył się, że musieli akurat spędzać razem czas przy jeziorze, jednak na samą myśl o kotce, łapały go dziwne motyle w brzuchu. Wojownik widząc jego uśmiech, który spowodowany był przez zamyślenie się o kotce, dał mu łapą po głowie.
- Ał! Za co to? - fuknął, obracając na niego wzrok.
- Skup się, a nie. Kilka uderzeń serca, potem pójdziemy zapolować na myszy i wrócisz do niej - ustalił im plan dnia.
Bażant był bardzo nieznośny. Odwrócił się z powrotem do wody i wgapiał się w tafle, myśląc o kotce. Napięcie go nie opuszczało, a czasem czuł jak z takiej odległości był wsysany przez ciemne odmęty cieczy. Kiedy minął wyznaczony czas, odbiegł stamtąd nie czekając na kumpla, który za nim krzyknął, by na niego poczekał. Musiał mu wybaczyć, bo jego galaretowate nogi niosły go samoistnie przed siebie. Raz się wywrócił, lecz szybko podniósł się na łapy, by wznowić bieg. Czuł się jak tchórz... Niczym... Rudzikowy Śpiew.
Taka jednak była zapłata za bycie bohaterem.
***
Nie wiedział dlaczego na to się godził. Wolał wtulać się w futro Bławatek, a nie znosić klejącego się kocura, który miał zredukować jego wrzaski do minimum. Wszyscy spali. On jednak nie mógł. Sam fakt, że miał mech w pysku, był upokarzający, a co dopiero sen, gdy zdawał sobie sprawę, co nastąpi. Krzyk, ból i kolejna porcja duszenia się pod wodą, ku sadystycznej radości białego kocura. Na samą myśl, przebiegł mu po grzbiecie dreszcz.
Był zniszczony...
Zamknął na chwilę oczy, lecz drgnął wybudzając się szybko, czując jak sen nadchodzi. Nie chciał spać. Nie mógł. Ten ruch jednak wystarczył do dostania po łbie od Bażanta, który położył mu swoją głowę na jego głowie, w nadziei, że bardziej stłumi jego wrzaski. Tylko był taki problem, że nawet nie wydał z siebie żadnego odgłosu. Westchnął cierpiętniczo. To była okropna noc...
Rankiem widząc jak bury się budzi, wypluł swój knebel, stawiając reguły.
- Tak nie może być. Kleisz się gorzej niż kocię, dusisz mnie swoim cielskiem, a mech to już gruba przesada - prychnął.
- Ale zadziałało. Nie darłeś się - ziewnął.
- Bo nie zmrużyłem oka! - fuknął na niego zły. - Mam lepszy pomysł. Za dnia będę robił sobie drzemki, a w nocy nie będę spał i wszyscy będą szczęśliwi.
- Możemy spróbować, ale jak Krucza Gwiazda zobaczy, że się lenisz, to może być z nami krucho. - Skrzywił pysk.
- Mogę polować nocą - zaproponował. - Albo stać na warcie. Wtedy przecież coś robię, nie?
Bażancie Futro zastanowił się nad tym chwilę.
- Ale sam do niej idziesz. Ja nie zamierzam z nią nigdy więcej już rozmawiać.
- Dobra, cykorze - prychnął, wstając na łapy.
- Kto tu się cyka, Zdradziecka Rybko?
Nie odpowiedział na to, dając mu ogonem po nosie i wychodząc z legowiska.
Sama myśl spotkania się z czarną z powrotem w jej legowisku była... niepokojąca. Nie wiedział co to, ale obawiał się jej reakcji. Widząc koty stojące przy jej legowisku, zatrzymał się.
- Krucza Gwiazda jest obecna? - zapytał.
Wojownik pokręcił głową, wskazując na stos ze zwierzyną. Właśnie brała z niego dwie piszczki, kierując się z powrotem do swojego leża. Spojrzał na nią, przełykając ślinę. Dostrzegł jej wzrok, dziwny i niepokojący. Gdy podeszła, otworzył swój pysk.
- Mam sprawę... - zaczął niepewnie. - Możemy porozmawiać?
Kotka wzięła go na ubocze, a on jej po krótce wyjaśnił jak się sprawa miała. Będzie polował i pilnował obozu nocami, a za dnia część tego czasu odsypiał. Widząc jej podejrzliwy wzrok, sierść mu aż stanęła dęba.
- Masz mnie za głupią? Chcesz nawiać do Burzaków?
- Gdybym chciał, to bym dawno już to zrobił i nie godził się na twoje warunki. Jeżeli mi nie ufasz, to Bażancie Futro może mnie pilnować. - palnął, zirytowany tym, że nadal nie rozumiała, że był przyjacielem a nie wrogiem.
Na jej pysku pojawił się znaczący uśmiech. Nie wiedział o co jej chodziło, póki nie zgodziła się i nie życzyła im miłych randek. Co. Ona pomyślała, że on i Bażant... Po prostu odszedł, zwiał jak tchórz, nie odpowiadając jej. Czemu nie wybrał na to miejsce Bławatek? A no tak, ona dużo robiła za dnia dla klanu i nie chciał jej przemęczać dodatkowym niańczeniem go. Mimo to i tak czuł nieprzyjemny niesmak.
***
Ich lekcje były dla niego ciężkie. Wolał już polowanie w lesie niż zabawy nad wodą. Minął okrągły księżyc od jego powrotu. Musiał wejść do wody. Przy Kruczej Gwieździe. Słyszał od klanowiczów, że Niezapominajkowa Gwiazda był chory i wyznaczył właśnie ją do pełnienia obowiązków lidera. Było to dla niego dziwne, bo dawno nie widział kocura, ani nawet nie słyszał wzmianki o nim. Nie zdziwiłby się, gdyby ten był martwy, a kotka przejęła nieprawowicie władzę. Może kiedyś by wszczął własne śledztwo, jednak... kotka za bardzo go przeraziła podczas ich ostatniej rozmowy. Nie chciał jej podskoczyć, bo w głębi duszy czuł dziwny skręt żołądka. Przypominała mu Zajęczą Gwiazdę... W przeciwieństwie do niego, ta jednak nie interesowała się jego losem, aż tak bardzo. No chyba tylko dzisiaj, gdy zmuszony był wejść do wody. I w sumie to nie tylko ona. Cały obóz wręcz czekał na zobaczenie na własne oczy jak Nocniak; prawdziwy z krwi i kości, ryczy gdy woda dotyka mu ledwie łap. Nic więc dziwnego, że chodził spięty i poddenerwowany, unikając wszystkich.
- Tu jesteś - Bławatkowy Potok znalazła go, ukrywającego się w legowisku wojowników. - Nie będzie tak źle. - spróbowała go pocieszyć.
- Wszyscy będą ze mnie drwić - syknął pod nosem, kręcąc głową. - Nie wierzę, że zrobili sobie ze mnie rozrywkę.
Kotka podeszła, ocierając się o niego.
- Jeżeli to cię zmotywuje to... Jak ci się uda... Spędzimy miło czas we dwoje. Pokaże ci coś, co na pewno poprawi ci humor - miauknęła.
Postawił uszy, kierując na nią wzrok. Kusząca propozycja. Skinął jej głową, lekko się uśmiechając. Może rzeczywiście nie będzie tak źle?
- Krucza Gwiazda czeka. - Bażant wszedł do legowiska cały napięty. - Idziesz? Czy mam cię tam zaciągnąć siłą?
Westchnął. No i po dobrym humorze. Otarł się jeszcze o Bławatek, po czym skierował kroki za kocurem w stronę jeziora. Rzeczywiście. Liderka tam stała i wbijała w niego wzrok. I w sumie nie tylko ona...
Widok wody nie był już tak dziwny, więc dał radę w miarę dojść do brzegu. W miarę, bo zwalniał im bliżej był, przez co bury popychał go do robienia większych kroków.
Pierwsze dotknięcie wody nadal było szokiem. Paliła go, powodując zesztywnienie wszystkich czterech kończyn.
- Na Klan Gwiazdy, Bażant ani się waż - syknął, gdy złapał go za kark i zaczął ciągnąć głębiej. Zaparł się łapami, czując jak serce zaraz mu wyskoczy gardłem. Wojownik był jednak silny i z łatwością przebijał jego obronę. Chlupot wody, gdy go wciągał, by przerażający. Zaczął dyszeć, a krew szumiała mu w uszach.
- Już starczy... starczy - powtarzał, ale ten dalej go ciągnął, jakby dostał już wcześniej wytyczne.
Nie. Chyba ona nie kazała mu... by zanurzył się cały? Poczuł dotyk wody na brzuchu, a słabość ogarnęła jego kończyny. Oddech przyspieszył, a panika powoli wychodziła na światło dzienne.
- Bażant, starczy - syknął, cofając się, ale ten mocno popchnął go do przodu, przez co wiotkie łapy odmówiły mu posłuszeństwa i wpadł, wywracając się i kończąc pod wodą.
Wrzasnął, a widząc bąbelki wydostające się z pyska, szybko odbił się od dna i wynurzył pysk na powierzchnie, krztusząc się i krzycząc. Stracił kontakt z rzeczywistością. Panika nim zawładnęła doszczętnie. Znów był nad rzeką, a biały stał tuż obok niego.
"Jeszcze raz, Rybko"
Nie chciał.
- NIE ZABIJAJ MNIE! - darł się, młócąc wodę łapami.
- Musisz złapać rybę, więc ich nie strasz! - syknął mu do ucha.
Rybę? Po co Zajęczej Gwieździe była potrzebna ryba? Drżał cały, czując ogarniającą go słabość.
- Dawaj, łap ją i po sprawie, będziesz miał spokój! - znów ten inny głos.
Szarpnął się, a widząc łapę napastnika zmierzającą na spotkanie z jego głową, ugryzł go. Teraz miał zdrowe łapy, więc mógł mu podskoczyć. Usłyszał jego wrzask i klnienie, gdy skakał w wodzie, by dotrzeć na brzeg.
- No nie świruj, bo mnie Krucza Gwiazda sama utopi! - rzucił się na niego, łapiąc go ponownie za kark, nie pozwalając na opuszczenie zbiornika.
Miał gdzieś Kruczą Gwiazdę i wszystkich innych. Teraz liczyło się jego życie. Wpadł znów pod wodę i się z niej wydostał, łapiąc gwałtowne wdechy. Kocur odepchnął go na głębie, nie czuł pod łapami gruntu. Zaczął machać szaleńczo łapami, by wrócić na brzeg, gdy serce mu stanęło.
Zając.
Stał tam w szkarłatnej krwi na swoim pysku.
Uśmiechał się.
Ogarnęła go ciemność i poszedł na dno.
***
Ocknął się na brzegu, wypluwając wodę z płuc. Nie wiedział co się działo. Słyszał jak koty coś ciągną.
- I zostawcie go na środku jeziora... - dobiegł go głos Kruczej Gwiazdy.
Jak to na środku jeziora?! Co ona mówiła?! Poczuł szarpnięcie, gdy wojownicy unieśli go i wrzucili na kłodę.
Czekaj... jaką kłodę?!
Wizja znów się zmieniła.
Ocknął się na środku jeziora, czując kołysanie. Stracił przytomność?! Wbił się mocniej w kawałek drewna, rozglądając się na boki. Brzeg był daleko, a woda... wszędzie. Poczuł jak z oczu ciekną mu łzy. Cholera! Nie mógł teraz tu zemdleć, bo spadnie na dno i będzie po nim! Nikt nawet tego nie zauważy! Wiatru nie było, więc stał w miejscu, rycząc ze strachu jak bóbr. Krucza Gwiazda zwariowała! Dotknął wody, dotknął. Czemu więc go wyciągnęła na środek jeziora?! Musiał coś zrobić. Możliwe, że nikt nie przyjdzie mu z pomocą. Czuł, że to był jej kolejny, chory test. Trzeba było zachować spokój. Panika nie pomoże. Jednak to robił i coraz bardziej z jego pyska wydobywały się nieokreślone dźwięki. Zemdliło go. Był w pułapce. Aby się z niej uwolnić musiał dopłynąć do brzegu. Z ciężkim sercem dotknął łapą wody. Załkał, zanurzając ją głębiej i machnął. Przesunął się nieco. Już pływał na kłodzie, powinien sobie poradzić... Tylko wtedy to było inne życie. Bez Zajęczej Gwiazdy.
Złapał gwałtowny oddech, przełykając ślinę. Wbił się bardziej w korę, powtarzając ruch drugą z łap. Jego brzuch wręcz zrósł się z kawałkiem drewna, gdy jego drżące łapy raz zanurzały się, raz wynurzały, powodując przesunięcie go ku brzegowi.
Szło mu to topornie i ciężko. Gdy zaszło słońce on nadal nie dotarł na brzeg. Te uderzenia serca były istną torturą. Mrok nie pomagał mu w nawigacji. Łapy miał całe przemoczone, a żołądek domagał się posiłku. On jednak płynął, powoli, patrząc się w jeden punkt, byle nie na wodę.
Patrzył na Zajęczą Gwiazdę.
***
Dobił do brzegu późną nocą. Ktoś na niego czekał, a jakże. Krucza Gwiazda postawiła dwa koty na warcie, które musiały obserwować jego zmagania. Uderzył nosem w piach, drżąc na całym ciele. Nie miał sił wstać. Łapy miał wiotkie, jednak bał się, że znów go tam zawrócą. Dlatego też zaczął się czołgać, jak najdalej od nich i wody. Ukryć się przed wariatką, ukryć.
Bażancie Futro dotarł do niego pierwszy, jednak powitał go syknięciem i kłapnięciem szczękami.
- Uspokój się. Wiedziałem, że dasz sobie radę. I co? Było tak strasznie?
Nie odpowiedział mu. Wstał, ale upadł i dopiero po kolejnym razie, zaczął na wiotkich łapach, kierować się do swojej samotni. Kumpel, a raczej teraz jego wróg, ruszył za nim.
***
- To co zrobiła Krucza Gwiazda było okrutne - miauknęła Bławatkowy Potok, prowadząc go przez las. Nadal nie doszedł do siebie po tym incydencie. Nie miał pojęcia jak wytrzyma to samo piekło, które powtórzy się za księżyc. Stał się cieniem samego siebie. Nie odpowiadał na docinki Bażanta, czy słowa Bławatek. Czuł się okropnie źle.
- Pamiętasz co ci obiecałam? - zapytała, patrząc na jego pusty wzrok, który wbity był w ziemię. Zatrzymała się, ale on nawet tego nie zauważył, idąc dalej. Dopiero gdy stanęła przed nim, usiadł patrząc na nią zaczerwienionymi oczami.
- Nie chcę tam wracać - charknął, przez zdarte od krzyków gardło.
Kotka przytuliła go, liżąc po głowie. Wtulił się w jej futerko.
- Wiem co pomoże ci zapomnieć. - poinformowała go. - Musisz tylko tego chcieć. Chcesz?
Spojrzał na nią. Czy chciał zapomnieć? Tak, bardzo chciał. Kiwnął głową. Ta uśmiechnęła się do niego, po czym weszli w jakieś krzaki.
Rzeczywiście zapomniał.
Był jej za to wdzięczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz