BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

14 lipca 2022

Od Rybki (Zdradzieckiej Rybki) cd Rudzikowego Śpiewu

 Próbował uciec. Sunął przed siebie z dala od wody. Nie dał jednak rady. Nie, gdy Zajęcza Gwiazda miał swoich pomagierów. Makowa Furia zatrzymała go i zaciągnęła z powrotem nad wodę. Cały się trząsł, mocząc się łzami. Nie chciał tu być, nie chciał... Skulił się cały, widząc posture kocura tuż obok. Był w zasięgu jego łap. Łap, które teraz topiły Rudzikowy Śpiew. 

- Chciałeś nam uciec, Rybko? Zostawić swojego biednego kolegę? - zamruczał, znów zanurzając łepek rudego pod wodę. 

Obserwował to z coraz większym strachem. Bał się znów zanurzyć, stracić dech, poczuć to rozrywanie płuc. Nie przejmował się teraz dawnym zastępcą Nocniaków. Martwił się o siebie. Samo patrzenie na to, powodowało u niego atak paniki. Więc tak wyglądał? To było okrutne i przerażające. Z jego pyska zaczęły wydobywać się urwane wdechy, tak jakby już zaczął się topić. 

- J-ja? U-uciec? Nieeee - pisnął. - T-to nie m-mój ko-olega - Zrobiło mu się słabo, ciemność powoli go ogarniała, a łapy mrowiły. Musiał odejść od wody. I to już.

Rudzik bezsilnie szamotał się, walcząc o każdy oddech, a skoro tylko miał szansę na zaczerpnięcie powietrza, wykorzystywał ją, jednocześnie starając się odgryźć białemu łapę. 

Był głupi. Jak on mógł o tym myśleć?! Przecież oboje wiedzieli, że przegrali. Nie zrobią nic białemu. Czuł się coraz bardziej źle. 

- Oh, nie? Nie zaprzyjaźniliście się planując moją śmierć razem? Nic a nic? - syknął, kładąc po sobie uszy lider Klanu Burzy. Zaraz wziął ostry zamach i z uśmieszkiem ochlapał czekoladowego kocura wodą.

Woda opadła na jego pysk; jej drobne kropelki, a on zaczął się tam drzeć, jakby go mordowali. Gdyby tylko miał sprawne kończyny, na pewno by odskoczył i odbiegł najdalej jak się da. Niestety jedyne co mógł w takiej sytuacji zrobić, to wykręcić głowę jak najdalej do tyłu, powodując upadek na swój bok. 

- NIC A NIC! TO BYŁ JEGO POMYSŁ! - Wskazał łapa na zastępcę, dygocząc.

Chciał odejść od rzeki. Nie być tu z nim, nie dotykać wody, nigdy. Niech zajmie się rudzielcem, a mu da spokój. 

Nagle Rudzikowy Śpiew odskoczył w tył,  powodując większy plusk wody. Niewielka fala w pełni zmoczyła czekoladowego, który już tam nie wytrzymywał psychicznie i czuł, że zaraz sam się tam zleje ze strachu. Otrzepał się z wody, dążąc coraz bardziej i bardziej, a oddech mając coraz bardziej świczący. Cofnął się od wody, ale znów go zatrzymano. Co za mysi móżdżek z rudego! Przecież zaraz zajdzie tu na zawał i to z jego winy! 

- Pchełko, co to za zamiana stron? Nie mówiłeś, że też chciałbyś się popluskać z Rybką... - Biały zatrzymał się na chwilę, gdy zaraz na jego pysku pojawił się chytry uśmiech. - Proszę, możesz kontynuować. Chyba, że Rybka, zamiast być na dole, wolałby się pobawić z Pchełką, hm? Nie chcesz nauczyć nurkować swojego nie-kolegę? Będziesz miał wtedy spokój ode mnie.

Słysząc propozycję kocura, przebiegł mu po grzbiecie dreszcz. Może jeszcze kilka chwil temu, byłby w stanie przyjąć jego propozycję, by ocalić swoją skórę przed zmoczeniem, ale teraz? Jego słowa były okropne. To jak mówił o tym jak o zabawie… Zemdliło go. Nie chciał dłużej bawić się w jego gierki. Nie chciał słyszeć jego głosu. W oczach zebrały mu się łzy. Chciał do domu...

- Nie będę go topił wariacie! Odejdźmy od wody. Błagam! Odejdźmy! Już koniec zabawy - szlochał.

- Popieram - wykrztusił rudy, cicho kaszląc. - Dwa do jednego, przegłosowane, no to wracamy - oświadczył, ale jego głos był słaby. Powoli starał się przybliżyć do brzegu, chociaż kołysał się przez szok, a łapy mu się plątały.

- Powinieneś uważać, komu się stawiasz, Pchełko - syknął lider, podbiegając do niego i powalając łapą z powrotem do wody. Zaraz spojrzał jeszcze na Rybkę, z obrzydliwym uśmiechem na pysku. Wiedział, że to jego koniec. Zaczął bardziej ryczeć, chcąc uchronić się przed białym. Ten nie robił sobie z tego nic a nic, ciesząc się jak głupi. - Możesz podziękować koledze, jego teksty nie podeszły mi do smaku - wzruszył ramionami, podbiegając do czekoladowego, by wcisnąć jego łeb pod wodę.

Wrzasnął widząc co robi. Wrzasnął, gdy dotknął jego głowy. Przerażenie wypełniło mu ciało, a wnętrzności skręciły. Nacisk na łeb się wzmocnił, a on skończył pod wodą. Zaczął się rzucać, łykając ciecz, krztusząc się i wrzeszcząc pod taflą. Tracił tak cenne powietrze, jednak był za bardzo przerażony i jedyne czego teraz pragnął, to uciec nim tu umrze. Dusił się. Ponownie. Gdy jego łeb wrócił na powierzchnię, pluł wodą, kaszląc i wydając z siebie nieokreślone dźwięki. Ciało pragnęło życia, powietrza, nie wody. 

Dojrzał jak Rudzik zaczął cofać się w głąb rzeki, gotów odpłynąć na drugą stronę. Serce mu pękło na tysiące kawałków. Zostawi go? Tutaj? Samego z tym sadystą? Chciało mu się wyć. Jak mógł mu to zrobić?! Obiecali coś sobie. Rudy zatrzymał się w bezpiecznej odległości, jakby słysząc jego myśli.  

- Przestań – wykrztusił Rudzik do Zajęczej Gwiazdy – Jeśli sam nie chcesz się topić, to nie rób tego innym.

- Oh, przepraszam. Myślałam, że nocniaki umieją pływać - przy ostatnim słowie, znów nadepnął na głowę Rybki, zanurzając go pod wodę.

- Nie! - wrzasnął, kiedy znów znalazł się w wodnej toni. Szarpał się, dusząc, płacząc i gdy myślał, że odpłynie, że to koniec, że tu umrze, ucisk na głowie zniknął. Wynurzył łeb znów kaszląc, pozbywając się z płuc wody. 

Czując na głowie łape białego i jak powoli znów próbuje go zbliżyć na spotkanie z wodą, pękł rycząc jak bóbr.

- Nie! NIE! ONI SĄ NAD RZEKĄ. Nad rzeką, nad rzeką! - powtarzał to w kółko i w kółko, spanikowany.

- Co?! - Rudzik zadrżał, słysząc jego głos. 

Na pysk Zająca wszedł obrzydliwy uśmiech. Złamał go. Jednak teraz nie myślał trzeźwo. Poczuł jak kocur delikatnie, niemal troskliwie wyciągnął go z wody i położył na brzegu, daleko od miejsca tortur, podczas gdy Makowa Furia złapała szybko Rudzika za ogon, by ten nigdzie nie zwiał. Pociągnęła go do brzegu, gdzie byli oni. Zdrajca i kat. 

- Widzisz, Rybko? A mogłeś mi powiedzieć szybciej, to nie byłoby takich problemów - zamruczał łagodnie Zając.

Nadal kaszlał, wypluwając wodę z płuc. Nawet jeśli jej już tam nie było, on ją czuł.  Otarł pysk z cieczy, leżąc na ziemi i drżąc. Uspokajał się... Oddech powoli wracał do normy i właśnie teraz wracało mu jasne myślenie. Na Klan Gwiazd co on zrobił?! Nie wierzył, że to tak się skończyło. Nie potrafił zrozumieć dlaczego. Rozpłakał się tylko w odpowiedzi, chcąc zapaść się pod ziemię. Był zdrajcą. Nie był w stanie wytrzymać dłużej. Opierał się ile się dało. Jego limit został osiągnięty. 

Rudzik spojrzał na niego gniewnie, a on tylko się bardziej skulił. Usłyszał złowieszczy śmiech Zajęczej Gwiazdy, zadowolonego z faktu, że dopiął swego. 

- Wracamy. Mamy co chcieliśmy - oznajmił, dumnie prostując grzbiet i unosząc ogon.

Znów trafił do szczeliny w skale. Rudzika gdzieś zabrali. Nie obchodziło go gdzie. Skulił się w kącie, oddychając z ulgą, bo nareszcie był sam. Miał spokój i ciszę. Szum rzeki nadal rozbrzmiewał mu w głowie, a płuca paliły. Chciał wierzyć, że jego siostrzeńcy dotarli do obozu i ostrzegli ich, by się stamtąd wynieśli. Jeżeli nadal tam byli... wolał nie myśleć co się stanie. Pogrążył się w rozpaczy, wpatrując się w skałę. Wciąż słyszał głos białego, który do niego mówił, szeptał, śmiał z jego słabości. Nie było go tu przecież... skąd więc dobiegał? Z jego głowy. Zasłonił uszy łapami, ale nadal go słyszał. Był zadowolony, a on cierpiał. 


*** 


Biała figura pojawiła się w wejściu do jego więzienia. Chłodne spojrzenie zielonych oczu przebiło czekoladowego na wylot.

Zadrżał, cofając się aż pod ścianę szczeliny. Czuł zapach krwi i już wiedział, że kocur nie przynosi żadnych dobrych wieści. Lider Burzaków ostentacyjnie oblizał pysk, rozmazując czerwoną ciecz zlepiającą sierść na pysku i gardle. Była gęsta... świeża. 

- Dziękuję za pomoc, Rybko. Ty i reszta, co przebywa w Klanie Burzy są ostatnimi Nocniakami na tych terenach - zamruczał gardłowo, siadając niedaleko więźnia, uważnie mu się przyglądając.

Co takiego powiedział? Nie... nie... to znów jego chory żart. Owszem zdradził lokalizację  obozu, ale sądził... sądził, że jego kuzyni poinformowali ich, że powinni się przenieść. Nie zrobili tego? Sądzili, że tu wytrzyma? Zabił ich? Wszystkich?

Patrzył na kocura tępo, czując jak brakuje mu tchu w piersi. Spuścił po sobie uszy, kręcąc głową. 

- Nie... Nie mogłeś... Klan Nocy jest silny... Nie daliby się wybić! - miauknął żałośnie. Bławatka nie żyła? Mama? Oni wszyscy... martwi? Potwór. To był potwór nie kot. Nogi już mu się zrosły. Czekał na sygnał od Glinianego Ucha do ucieczki, a teraz? Dokąd miałby uciec? Czuł narastającą panikę, zaczął kręcić głową. - Nie. Niemożliwe... - Ale umysł widzący sierść białego w krwistej otoczce, wskazywał na jedno. Że było to prawdopodobne. Przecież nie powiedział kuzynostwu, by ich ostrzegli. Skąd miał wiedzieć ile wiedzieli o tym, co robił mu Zając? Czy ktoś ich poinformował? Nie. Nikt.

Zamordował ich. 

On.

Łapami Zająca. 

Poczuł łzy spływające mu po policzkach. Nienawiść do kocura. Jak on mógł... Chciał tak bardzo go zabić. Tak bardzo. Mógł to zrobić. Byli sami. Wysunął pazury. To tylko chwila moment. Jednak co zerkał na biel jego sierści, z zamysłem gdzie uderzyć, robiło mu się słabo. Nie dotknie go. Nie był w stanie. 

Zajęcza Gwiazda tylko zaśmiał się pod nosem. 

- Myślisz, że parę wygłodzonych kotów zdołałoby się obronić przed Klanem Burzy? Przede mną? - Kocur pokręcił głową. - Jesteś jeszcze bardziej naiwny niż myślałam. - na chwilę zamilkł, by mógł przyswoić tę informację. - Jesteś zły, zszokowany. To wszystko racjonalne uczucia, Rybko. Ale pamiętaj, że teraz za każdy, nawet najmniejszy twój ruch, potknięcie, mogę zrobić co tylko chcę. Bo nie jesteś dłużej użyteczny. Więc uważałbym na twoim miejscu.

Poznał Zająca dobrze przez ten czas jaki ze sobą spędzili, dlatego wierzył w to, że mógł to zrobić, wybić Klan Nocy. Ile razy na początku o tym mu wspominał? On sam nie potrafił się przed nim obronić. Jednak... Nocniaków było więcej, powinni nawet jak wychudli, uciec przed atakiem. Ale to był potwór. A teraz oświadczył mu, że był sam, że był zdany na jego łaskę. Miał rację. Teraz był skończony. Mógł go zabić w każdej chwili. Jego i Rudzika. Po co miał trzymać ostatnie Nocniaki przy życiu? Wybije ich do cna i słuch po nich zaginię. Chyba, że zrobi z nich obiekt do podziwiania, trofeum, by pokazywać ich Burzaką jak jakiś zagrożony wyginięciem gatunek. Obie opcje brzmiały okropnie. Nie chciał tu zostawać, ale też i nie chciał umierać. 

- Co z nami w takim razie zrobisz jak nie jesteśmy ci potrzebni? - miauknął gorzko. - Wypuść nas. Odejdziemy... Nie usłyszysz o nas nigdy...

- Oh Rybko, Rybko - zacmokał, kręcąc łbem. - Myślisz, że zadałem sobie tyle trudu, żeby teraz od tak was wypuścić? Ostatnie Nocniaki? Nie, mój drogi, nie. Zostaniesz tu i będziesz cieszył moje oko do końca twoich dni - zamruczał biały. - Poza tym, co ty byś teraz beze mnie zrobił? Pływać nie możesz, nie polowałeś od tylu księżyców... nieetycznym byłoby cię tak wypuszczać na pewną śmierć.

Przerażony wbił w niego wzrok. Na zawsze? Nie ma ucieczki? Nie... nie... On się mylił. Dałby sobie radę. Byle być jak najdalej od niego. Od białego koloru futra, jego oczu, które przeszywały go na wylot. Znów zaczął kręcić łbem. 

- Poradzę sobie. Rudzikowy Śpiew też  przecież jest... on ze mną pójdzie. Będę tutaj ciężarem, nie potrzebujesz mnie, osłabiam tylko twój klan... Nie jestem od ciebie zależny. Skąd taki pomysł? NIE BĘDĘ TWOJĄ ZABAWKĄ DO TOPIENIA - wydarł się na niego, już poważnie panikując. Bał się, bardzo. Nie chciał go widzieć codziennie, dzień w dzień, słyszeć jego głosu. Czuł, że oszalałby doszczętnie. Chociaż czy teraz nie był już zepsuty? Widział go wszędzie, we snach, na jawie, jego głos dźwięczał wciąż i wciąż mu w głowie. Wolał jednak odejść. Spróbować zapomnieć. Zapomnieć jak o złym śnie. 

- O, nie słyszałeś? Wypuściłam Rudzikowy Śpiew. Był zbyt... irytujący na moje nerwy. I zwiał. Najszybciej jak potrafił. Chyba mu jednak na tobie nie zależało. W ogóle - Wzruszył ramionami.

Co? Rozszerzył oczy ze zdumienia. Nie. To jakiś żart? Zerknął w stronę wyjścia, by sprawdzić czy gdzieś tam chodzi ta pokraka, ale nic nie dostrzegł. Owszem... w nocy słyszał jakieś wrzaski, ale nie spodziewał się, że... Nie. Nie mógł mu tego zrobić. 

- Czemu go puściłeś, a mnie nie?! - wytknął to. - To też Nocniak! Bo co? Bo był zastępcą? Ja też jestem irytujący! Wypuść mnie! - błagał. 

Dlaczego Rudzik go zostawił? Czemu to zrobił? Obiecał, że zrobią to razem. 

- Bo ty, Rybko, jesteś jedyny w swoim rodzaju. Tak ciężko byłoby mi się z tobą rozstać... więc uznałam, że nie będzie takiej potrzeby - zamruczał gardłowo, z szerokim, obrzydliwym uśmiechem na pysku.

To będzie zawsze go prześladować do końca życia. Łzy wezbrały mu w oczach. 

- Co?! Jak to?! NIE. Co niby jest we mnie wyjątkowego? - Jego serce nie nadążało nad oddechem. Będzie go torturował do końca życia?! Bo uznał go za wyjątkowego?! - Co chcesz mi zrobić? - przełknął ślinę, czując jak zaraz tam zemdleje ze strachu. 

Wiadomość, że miał tu zostać... z nim... 

- A muszę coś chcieć? Lubię cię mieć przy sobie, to tyle - zamruczał biały. - Chcę cię tylko trochę doedukować, nic wielkiego. Ah, i w końcu możesz mnie nazywać moim imieniem. Jestem Piaskowa Gwiazda, mój drogi.

Zaśmiał się na jego słowa. On już totalnie zwariował. Albo to on już tracił zmysły? Kojarzył ją, ale nie ma mowy, by była biała. I przypadkiem nie umarła? Nie... nie mogła opętać lidera... Czy to znaczy, że nawet po śmierci się od niej nie uwolni? Przetarł łapą pysk. To było chore. 

- Chyba wariuje... - wydusił. Pokręcił ponownie głową. - Jak na Klan Gwiazdy?! Niemożliwe! To chore! Ty nie żyjesz, nie powinno cię tu być!

- Powiedzmy, że lider, który aktualnie jest moja kukiełką popełnił błąd zadzierając ze mną - zamruczała, szczerząc się do więźnia. - Więc radzę ci, nie popełniaj tego samego błędu co on.

Jej kukiełką? Sterowała nim? Bał się kota, który nawet nie był jej ciałem? Czy ona powariowała?! Już miał traumę, gdy widział biały odcień futra. Zniszczyła go... dla zabawy... Skulił uszy na te słowa. Nie chciał popełniać żadnego błędu. Nie chciał mieć jej w swojej głowie. Przecież to... to byłoby piekło. Nie uwolniłby się od niej nigdy. 

- W czym chcesz mnie edukować? - zamiast tego zmienił temat, by zrozumieć po co on jej tak naprawdę był i jaki czeka go los.

Biały uśmiechnął się delikatnie, siadając wygodniej.

- W życiu, mój drogi - zaczęła spokojnie. - Widzisz, nie wszystko jest czarno białe, jak ci się wydaje. Uważasz mnie za potwora, a to co robię za chore. Wiele tak uważa. A ja uważam, że pozostanie obojętnym wobec rzeczy, które dzieją się wbrew mym ideałom za chore. Jak można leżeć spokojnie, gdy widzisz, że wszystko na co pracowałeś lega powoli w gruzach? W łapach niekompetentnego lidera, niekompetentnych wojowników... wrogów, a czasem przyjaciół. 

Znasz to uczucie, Pędzący Wietrze. Dobrze wiem, że znasz. Inaczej byś mnie nie zaatakował na zgromadzeniu. Nie mogłeś patrzeć, jak depczę po ciałach wojowników z Klanu Nocy, więc postanowiłeś mnie zabić. Wiedz jednak, że nie jestem za to zła. Już nie. Możesz spać spokojnie, nie martwiąc się o to. Już nic ci nie zrobię. Mam jednak dla ciebie propozycję.  Zostań tutaj. Z własnej woli. Jako wojownik Klanu Burzy. Dobrze wiesz, że nie ma lepszego wyboru. Ze mną u władzy będziemy niepokonani, a ty już nigdy nie poniesiesz porażki. Chcesz wracać do Klanu Nocy? Do Rudzika, który jako jedyny się ostał? Po tym, jak cię tu zostawił? Nawet jeśli wierzysz, że Klan Nocy żyje, to odpowiedź sobie szczerze. Myślisz, że cię przyjmą? Nawet jeśli uciekli, podałeś lokalizację ich obozu. Nie potrafisz znieść widoku wody. Zostaniesz odrzutkiem. Wszyscy tam uznają cię za dziwadło. Zostaniesz pośmiewiskiem. Co będziesz z tego miał? 

Jej propozycja... zostanie w Klanie Burzy. Sierść mu się zjeżyła. Nie chciał być Burzakiem! Zdradziłby wtedy wszystkich najbliższych. Jednak miała rację. Przecież... jak mógł być Nocniakiem z fobią do wody? I czy przypadkiem nie powiedział, że był ostatnim z nich? Sądził, że większość mogła ocaleć? Nie rozumiał jej słów. Brzmiały inaczej, tak jakby szaleniec odszedł, a pojawił się ktoś normalniejszy. Przecież przed chwilą mu groziła, a teraz? Zaproponowała współpracę. Nie rozumiał. Gubił się już w tym wszystkim. 

- Nawet jeśli... to tam nie będzie ciebie i twoich chorych zapędów - syknął na nią pod nosem. - Poradzę sobie. Oni zrozumieją. A nikt im nie powie co zrobiłem. Rudzik nie zdradziłby mnie. Więc... się mylisz. Nie zrobiliby tego. Będę bohaterem, który tobie się oparł. Nie złamałaś mnie aż tak, bym ci przyklasnął i tu został na zawsze z własnej woli. Torturowałaś mnie! Kto za kimś takim by poszedł? Tylko ktoś nienormalny!

- Nie musisz klaskać, udowadniać mi niczego. Już pokazałeś swoją wartość. Gdybyś został, nie musiałbyś szukać sposobów, by płaszczyć się przed nowym liderem. By znaleźć poparcie jako odrzutek wśród swoich, tak niepasujący, tak... zepsuty.

A odpowiadając na twoje pytanie... kto jest normalny po doświadczeniu mordu i tortur? Po usiłowaniu zabójstw i zobaczeniu jak przez własny błąd zginęło tyle kotów. 

Nie będziesz bohaterem, Pędzący Wietrze. Bohaterzy nie istnieją. Bo władzę i chwałę nie przynoszą godne, bohaterskie czyny. Tym możesz zaskarbić sobie sympatię, która zniknie, nim się obejrzysz. Szacunek i lojalność możesz zdobyć tylko siłą. Psychiczną, czy fizyczną, wciąż siłą. A przy użyciu siły, zawsze ktoś ucierpi.

Nie rozumiał jeszcze bardziej co się działo. Kocur... nie przypominał dawnego siebie. No... prócz tej krwi na pysku. Stał się miły... za miły. Gdzie groźby? Gdzie podziała się Rybka? Najpierw ogłaszał, że zostanie z nim na zawsze, że szkoda go wypuszczać, bo umrze. A teraz... proponuje mu zostanie wojownikiem od tak? To się łączy z jego poprzednią wypowiedzią? Nie rozumiał... 

- To przez ciebie jestem zepsuty! Zniszczyłaś mnie! Po co? By wymordować niewinne koty? - Pokręcił głową. - Nie chcę widywać cię codziennie. Mam dość koszmarów z tobą. Gdybym tu żył, czułbym się nadal jak w więzieniu. 

- Do więzienia można się przyzwyczaić, mój drogi. Spójrz tylko na mnie. Siedzę w tym obrzydliwym ciele już tyle księżyców, a jednak wciąż mam jasny umysł. Nie chciałam wymordować niewinnych kotów. Źle na to patrzysz. Mój Klan głodował, a Klan Nocy mimo moich próśb o pomoc nigdy nie zareagował. Nie byli niewinni. Każdy ma coś za uszami i nie nam to oceniać. Teraz, chcę ci tylko pomóc, tak, jak ty pomogłeś mi dokończyć niedokończone sprawy. Nie będziesz mógł żyć normalnie otoczony wodą należącą do Klanu Nocy. Naprawdę chcesz tego dla siebie? Ty też możesz dokończyć ten etap w swoim życiu i zacząć jako wojownik Klanu Burzy. Bez zbędnego bagażu. Nikt nie spojrzy na ciebie jak na odmieńca, jeśli to ja powiem, że jesteś jednym z nas. Wierzą mi we wszystko. W każde słowo. Wierzą, że to co mówię im pomoże, wzmocni. Bo pokazałam im to. Ty też pokazałeś mi, że jesteś warty miana mojego wojownika. Naprawdę chcesz przepuścić taką szansę?

Zacisnął pysk. 

- Dlatego wymordowałaś ich?! Oni też głodowali na wyspie, gdy ukradłaś nam tereny! Byliśmy kwita! I skąd pewność, że cię nie zabiję, gdy zwrócisz mi wolność? Może nadal chcę się zemścić za to co zrobiłaś mojemu klanowi? I czemu ci tak zależy bym został twoim wojownikiem? Zasłużyłem przez swój upór, czy tak bardzo podobają ci się moje krzyki? Czy chce przepuścić? A jeżeli ci odmówie to co? Wypuścisz mnie? Spójrz lepiej na siebie. Może Zabiłaś mi całą rodzinę. Mam żyć z kimś takim w klanie? Nawet jeśli jestem zepsuty... Nie naprawisz szkód. 

- Myślisz, że boję się śmierci? - zamruczała gardłowo. - Myślisz, że zależy mi na tobie? Być może. Twoja wytrwałość to coś, czym niewielu wojowników może się pochwalić. Pójdę o krok dalej i powiem, że jesteś jednym z bardzo nielicznych. Mało kto by tyle wytrzymał pod moją łapą. Jeśli chcesz zyskać potęgę i nie popełniać dłużej błędów to tak. Żyłbyś ze mną w jednym klanie. Bo wiesz, że się nie mylę. I mimo moich brutalnych metod, zawsze zyskuję co chcę. 

A szkody? Rany się goją, mój drogi. A nawet najokropniejsze blizny z czasem zarastają sierścią. Kot bez szkód, to jak wojownik bez pazurów i kłów. Im więcej przeżyłeś, tym silniejszy będziesz. Zepsucie nie musi być złe. Ważne, że czegoś się z niego nauczysz i nie dasz skrzywdzić w ten sposób drugi raz. 

Nie rozumiał. Nic już nie rozumiał. Miał masę wątpliwości. Nie wiedział co zrobić, jak zareagować. Czuł, że kot miał rację. Jednak... nie chciał by Rudzik uznał go kiedyś za zdrajcę, gdyby spacerował po terenach Burzaków. Spojrzał na swoje łapy. Teraz ta cała niewola nie miała dla niego sensu. Świrował. Co było dobre, co było złe? Te cierpienie było czymś dobrym? Prychnął śmiechem. Podniósł się na łapy i spojrzał na kocura. Był niby teraz silny? Musiał to sprawdzić. Podszedł bliżej, aż nie stanął tuż przy jego pysku. Zapach krwi był duszący. Spuścił łeb, kręcąc głową. 

- Silniejszy... - Nagle przybił go do ściany łapami, tak jak podczas ich pierwszego spotkania. Zrobiło mu się słabo. - Silniejszy? - po czym padł na ziemię, cały dygocząc. Zwinął się w kłębek, chowając pysk w łapach. - To czemu nie potrafię cię zabić?!

Wyraz pyska białego nie zmienił się, aż do końca jego pytania. Podszedł do niego i schylił łeb.

- Bo tego nie chcesz, Pędzący Wietrze.

- Jak to nie chcę?! Chciałem odkąd zaatakowałaś nasz klan! Odkąd okaleczyłaś mojego siostrzeńca! Rudzik miał cię otruć! Więc co ty mi tu gadasz... - parsknął powoli popadając w obłęd.

- Tak. Chciałeś. Ale już nie chcesz. Wiesz, że to nic by nie dało. Wiesz, że nie zmieniło sytuacji. A z drugiej strony, nie chcesz upodobnić się bardziej do mnie.

Nie chciał? Nie. Nie chciał. Jednak z innego powodu, chociaż jej słowa brzmiały sensownie. 

- Nie.To nie to... Przerażasz mnie. Dlatego nie potrafię tego zrobić. Jesteś zmorą, koszmarem, który mnie niszczy i w dzień i w nocy. Chce od ciebie uciec, a ty wracasz. Nie wierze w twoje zapewnienia. Drwisz sobie ze mnie. Mordowałaś mnie dzień w dzień nad rzeką. Zostaw mnie - miauknął, nadal nie zmieniając pozycji, chowając się przed jego wzrokiem

Coraz więcej wątpliwości. Coraz więcej pytań zaczęło krążyć mu po głowie. A co jeśli to nie była ona? Może przez ten cały czas to był Zajęcza Gwiazda, a ona teraz wygrała władze o ciało? Jednak jej słowa temu przeczyły... A jeżeli zlali się w jedno? I byli już kimś... innym z tymi samymi wspomnieniami? 

- Mordowałam? - mruknęła, zbliżając się do kocura. - Nie, to nie tak. Nie dałabym ci zginąć. Zmora, koszmar? Słyszałam już gorsze określenia na siebie, ale wierzę, że to wszystko nieporozumienia. Droga do potęgi wymaga takich poświęceń. Ty już wiele poświęciłeś, nie musisz dłużej cierpieć - miauknęła, przykładając nos do jego czoła.

Załkał, gdy zbliżyła zakrwawiony pysk do niego. Nie wiedział co się dzieję. Był w szoku. Spojrzał na jej gardło obmazane krwią i skulił się bardziej, chowając głowę między łapy. Poczuł dotyk jej pyska na swojej głowie. Został naznaczony krwią najbliższych. Zamordował ich. Nie żyli przez niego. 

- Cierpię gdy cię widzę. Nawet teraz. Cierpię, bo zamordowałaś mi rodzinę. Jak to... to mogą być nieporozumienia? - Krew z pyska białego zleciała mu z głowy, aż na pysk. Sapnął, ledwo co łapiąc oddech. 

- Poświęcenia, Pędzący Wietrze. Zapominasz tego słowa. Oni poświęcili się, byś ty mógł żyć dalej. Nie ma godniejszej śmierci niż taka. 

Jak to... poświęcono ich za niego? Zemdliło go. Świat z niego drwił. Teraz już nie wiedział co się działo. To był chory żart? Musiał.

- Nie chciałem... nie chciałem tego. Ja się poświęciłem. Ja miałem zginąć, nie oni... - wydusił z siebie.

- Los nie zawsze wybiera, tak jakbyśmy chcieli, dziecko. Jeśli tego nie zaakceptujesz, resztę życia spędzisz obwiniając się za coś, co nie było pod twoją kontrolą. Chcesz tego?

Nie chciał. Ale zdawał sobie sprawę, że to nie był żaden los. To była jego decyzja. Sam sprowadził na klan nieszczęście. 

- Było pod moją kontrolą. Gdybym ci nie powiedział... nie powiedział... wtedy... To moja wina... Powiedziałem ci, a ty ich zabiłaś - zapłakał.

- Nie miałeś wyboru. Możesz mnie za to obwiniać. Zabiorę to brzemię od ciebie. Nie dałam ci wyboru, dlatego tak to się skończyło.

Jej słowa... były pozbawione logicznego związku. Gdzie podział się Zając? Ten, który nawiedzał go we snach? Czy to możliwe, że zniknął, gdy zdradził swój klan? Ale... nie. On tu był. Wszedł z tym uśmiechem do niego. A teraz... Nic mu tu nie pasowało. Czuł się tak jakby rzeczywistości mu się mieszały, a każda z nich była inna. 

- Co z tobą jest nie tak?! Byłaś zła, a teraz udajesz troskę! Nie wiem co robisz, po co to. Nie rozumiem kim jesteś! - miauknął łapiąc głęboki oddech - Kim ty jesteś? - szepnął, próbując pojąć to wszystko umysłem. Kim ona była? Co tu się działo?!

- Nie płacz, dziecko. Jestem Piaskowa Gwiazda. Być może nie rozumiesz, kim jestem, jednak w głębi duszy znasz odpowiedź na to pytanie. Musisz tylko jej odszukać. Kiedyś wszystko ci się rozjaśni, Pędzący Wietrze - Biały nos oderwał się od czoła kocura, a sam Zając powoli zaczął opuszczać legowisko Rybki, chcąc zostawić go samego z własnymi, mętnymi myślami.

Kiedy odszedł, leżał tam jak zamurowany, czując jak głowa zwilżyła mu się już zastygającą krwią. Powieka mu zadrżała, a przez ciało przeszedł dreszcz. Piaskowa Gwiazda. Kim ona była? Nie znał odpowiedzi. W jego głowie była tylko pustka. Kim była Piaskowa Gwiazda? Potworem? Katem? Zającem? Kim ona była?! Czemu nie dała mu jasnej odpowiedzi. Co się stało podczas ich rozmowy? Dlaczego nagle tak zmieniła nastawienie? Kim była? 

A kim był on? Blizny się zrastają, jednak nie te jego. Co miał zrobić? Co zrobić, gdy umysł był zniszczony, a on nie wiedział już co było prawdą a co fałszem. Dlaczego mu to zrobiła? Obwiniać ją... zabrała jego winę na siebie... Przecież Zając chciał tego. By ją czuł, by odczuwał, że to jego wina. Wtedy, gdy uciekli jego siostrzeńcy. Mówił mu to. A teraz? Zabrał winę na siebie. 

Co tu się na Klan Gwiazd działo?! 


***


Został wypuszczony przez nową liderkę Burzaków. Domyślił się, że Zając umarł. Odszedł… jednak nie na długo. Mógł opętać kogoś znowu. Czy on był następny? Nie chciał jej w głowie. Do teraz nie rozumiał co się z nim stało. Nie czuł się jak dawniej. Był inny… zniszczony, pokonany. 

Nie zatrzymał się na pożegnania. Nie spojrzał na Gliniane Ucho. Po prostu odszedł, biegnąc ile sił w łapach przez tereny Burzaków. Kierował kroki w stronę farmy Szalonego Dziadka, by okrążyć jezioro. Nadkładał sobie drogi, fakt, ale nie zamierzał przeprawiać się przez rzekę, która przez ostatnie księżyce stanowiła jego miejsce tortur. Szukał Rudzikowego Śpiewu. Tylko on mu został. Teraz po tym wszystkim musieli trzymać się razem i kto wie? Odbudować dawną potęgę? Chciał w to wierzyć, bo stracił już całą nadzieję. Dopiero teraz zrozumiał, że tyran miał rację, co do jego stanu zdrowia. Już dyszał, a łapy bolały od krótkiego biegu. Stracił formę. I nie tylko to. Stracił coś cenniejszego, co definiowało go jako Nocniaka. Swojego ducha. Czuł się zniszczony, wyżuty i wypluty. Gardło go suszyło, ale myśl, że miałby podejść do wody, sprawiała że odechciewało mu się pić. To wszystko jego wina. Gdyby nie on, mógłby cieszyć się nadal życiem. Teraz to była tylko jego marna imitacja. Czekał na deszcz, cokolwiek, jednak chmury nie wyglądały na chętne do współpracy. Szedł dalej i dalej. Ominął miejsce, gdzie była niegdyś kłoda prowadząca na wyspę. Rzucił jej tylko zmęczony, zamglony wzrok, kierując się przed siebie. W lesie padł. 

"Co ty byś beze mnie teraz zrobił? Pływać nie możesz, nie polowałeś od tylu księżyców... nieetycznym byłoby cię tak wypuszczać na pewną śmierć." 

Wspomnienie... jego głosu... Miała rację. Umrze tu nim znajdzie Rudzika. Zakaszlał, czując palący ból w gardle. Zamknął oczy, odpływając w błogą nicość. 


*** 


Ocknął się w innym miejscu. Był w norze. Obok leżał mech nasączony wodą. Od razu napił się, gasząc pragnienie. Dojrzał, że wraz z nim był tu ktoś jeszcze. Jakiś samotnik... Widząc, że się ocknął, podszedł kręcąc głową.

- Nie wiem co z wami jest nie tak dzikusy, ale powinniście na siebie bardziej uważać. Gdyby nie ja, już byś nie żył - miauknął z powagą srebrny. 

- Dziękuję - sapnął, siadając. Kocur nie wyglądał na niebezpiecznego, a nawet jeśli to nie miał sił i ochoty na walkę. Przyjął od niego jakieś zioła, nie zastanawiając się czy to przypadkiem nie trucizna. Chciał tylko znaleźć Rudzika... Właśnie! Może samotnik go widział?

- Czy widziałeś może rudego kocura z białą plamą na piersi? - zapytał, wbijając w niego oczekujący wzrok. 

Zielarz pokręcił głową. 

- Tylko ciebie tu ostatnio widziałem. Wasz klan chyba opuścił to miejsce - zauważył. - W sumie dobrze, bo mogę teraz ze spokojem zbierać rośliny, a nie być ciągle przeganiany. 

Zwiesił łeb. No tak. Klan Nocy przecież nie istniał, a jeśliby ocalał, to raczej by mu powiedział, że widział jakichś niedobitków. Czyli rudy wojownik musiał przeprawić się przez rzekę i tereny lisów. Mógł być po drugiej stronie. Ciekawe czy pochował trupy ich rodzin, gdy dotarł do obozu. 

- Muszę już iść - podniósł się na łapy. 

- Jak chcesz, ale następnym razem na mnie nie licz. Wolę pomagać kotką - poinformował, pokazując mu wyjście. 

Ciekawe w takim razie, dlaczego się nim zainteresował. Pomylił go z samicą? Prychnął, opuszczając nore. Świtało. Brzuch odezwał się głośno, powodując że zmuszony był wpierw zapolować. Przynajmniej przetestuje czy i w tym tyranka miała rację. Pamiętał jak to się robiło. To nie mogło mu tak nagle wylecieć z pamięci. Odszedł w las, odprowadzany wzrokiem przez samotnika. 


*** 


Upolował mysz. Zeszło na to długo, ale nadal potrafił to zrobić. Takich umiejętności się nie zapomina. Posilił się nią ze smakiem, ruszając w dalszą drogę. Nie czuł klanowych zapachów. Zdążyły już się rozejść, pozostawiając pustkę ciążącą na okolicy. Szedł i szedł, aż jezioro nie zamigotało spod drzew i krzewów. To nie było jeszcze to miejsce. Zatrzymał się. 

Szelest liści. Spiął mięśnie, nasłuchując. Odwrócił powoli łeb, w porę obserwując, jak czyjaś sylwetka przybija go do ziemi. Stęknął, a widząc Bławatkowy Potok, otworzył z szokiem pysk. Ona również nie wierzyła własnym oczom, przyglądając się jemu jak duchowi. Zaśmiał się, co wytrąciło ją z równowagi. Zeszła z niego, a on nie mógł odwrócić od niej wzroku.

- Pędzący Wietrze, to ty? - miauknęła zdumiona. 

- Też umarłem? To Klan Gwiazd? Nie spodziewałem się, że ciebie jako pierwszą tu spotkam - powiedział.  

Kotka szybko pokręciła głową, podchodząc do niego bliżej. 

- Nie jesteśmy w Klanie Gwiazd. Rudzikowy Śpiew mówił, że żyjesz, ale... Jak? Co tu robisz? Uciekłeś im? 

Rudzik. Od razu wstał na łapy, patrząc jaśniejszym wzrokiem na kotke. Rudzik mówił? A to oznaczało...

- To wy żyjecie?! 

- Tak, żyjemy. Zaprowadzę cię do obozu. Przenieśliśmy się z dala od jeziora, w bezpieczne miejsce. - wyjaśniła.

Zalała go fala ulgi. Czyli jednak jego siostrzeńcy ich ostrzegli. Odeszli. Piaskowa Gwiazda nie wybiła Klanu Nocy. Znów... znów się nabrał... Przytulił się do niej, mocząc łzami jej sierść. Szczęście. To teraz czuł.

- Mama i moi siostrzeńcy żyją? - dopytywał.

- Tak. Nawet zostali mianowani na wojowników. - Odsunęła się od niego, prowadząc do obozu. Ruszył za nią. Chciał to zobaczyć, uwierzyć i mieć nadzieję, że ten koszmar dobiegł już końca. 


*** 


Radości nie było końca. Matka go wycałowała, wytuliła za wsze czasy. Tęsknił za nią, jak za resztą rodziny. Siostrzeńcy jednak nie byli zbyt zadowoleni na jego widok. No tak... przecież Orzech stracił z jego winy oko. Nigdy go za to nie przeprosił, nie było okazji. Kiedy bliscy się rozeszli, skierował do nich kroki. Siedzieli razem we trójkę, mordując go wzrokiem.

- Ja... Przepraszam. - miauknął do swojego dawnego ucznia. - Mam nadzieję, że mi wybaczysz, Orzechowa Łapo.

- Orzechowe Serce - poprawił go kocur. 

- Tak, Orzechowe Serce. Nie spisałem się jako wujek, jak i jako mentor. Gdybym wiedział sam oddałbym swoje oko, w zamian za twoje. 

Kocurek wzruszył ramionami. 

- Robiłeś co konieczne, by nas nie zdradzić. Jesteśmy wdzięczni, że namówiłeś Burzaki, by nas wypuścili, ale i tak... - Wziął głęboki oddech. - I tak pękłeś co? 

Zdumiony rozszerzył oczy. Skąd... Przecież... Nie... Rudzik by go nie zdradził. Nie powiedziałby nikomu o jego wpadce. Zdradził wrogowi lokalizacje starego obozu, prawda. Pękł i się tego wstydził. Wierzył, że z jego łap wszyscy zginęli i był ostatni... 

- Zawsze powtarzałeś, że byś umarł za klan. A tu jesteś, żyjesz. Co poszło nie tak? - kontynuował. - Gdybyśmy się stamtąd nie wynieśli, pewnie bylibyśmy martwi. - wytknął mu to. - Brzydzę się tobą. - I po prostu odszedł. 

Dalia ruszyła za nim, jednak Tojad został.

- Masz przerąbane. Może trzeba było już zostać tam z tymi Burzakami, skoro tak się super dogadywaliście? - Splunął mu pod łapy, kierując się za rodzeństwem. 

Rozejrzał się po obozie. Koty na niego zerkały. Czy myśleli tak samo jak oni? Że był zdrajcą? Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie. Wygnają go? Przecież... chronił ich tyle księżyców! Nie mogli mu tego zrobić, nie mogli... 

- Krucza Gwiazda cię woła - Bażancie Futro stanął tuż za nim. Spojrzał na niego, a ten uciekł w bok wzrokiem. Nie miał mu za złe, że go zostawił. Zrobiłby to samo na jego miejscu. Byle ochronić klan... 

Wstał i udał się w stronę miejsca, gdzie oczekiwała na niego czarna. Nie wiedział co się stało z Niezapominajkową Gwiazdą, nie miał szans zapytać. Wszedł do legowiska, w którym urzędowała i już wiedział, że ta rozmowa nie będzie wcale prosta. 

- Wróciłeś?

To jedno słowo, które padło jej z pyska, sprawiło mu duży dyskomfort. Żadnych innych pytań, żadnej mimiki na twarzy, nic. 

- Tak... Wypuścili mnie - miauknął spięty. - Ich lider nie żyje...

- Zabiłeś go?

Kolejne krótkie pytanie. Czuł, że miał przechlapane. Nawet jak wrócił, patrząc po reakcjach siostrzeńców, wiedział że ona również wiedziała. Przecież mogli jej powiedzieć... 

- Nie. To nie moja sprawka, chociaż kilka razy tego próbowałem... - odpowiedział jej.

Uniosła brew. 

- Jasne. Masz mnie za głupią, Pędzący Wiatrze? Czy może wolisz by się do ciebie zwracać Rybka? - prychnęła, jeżąc sierść. - Słyszałam wszystko. Zdradziłeś nas, a teraz ze mnie kpisz?

Położył po sobie uszy. Czyli jednak Rudzikowy Śpiew go zdradził! Gdy usłyszał z jej pyska swoje prześmiewcze określenie, nadane mu w Klanie Burzy, poczuł skręt w jelitach. Nie. To niemożliwe. Ten koszmar powinien się zakończyć, a nie trwać nadal... 

"Gdybyś został, nie musiałbyś szukać sposobów, by płaszczyć się przed nowym liderem." Jej głos, czy raczej jego zadźwięczał mu w głowie. 

- Nie, nie wolę Krucza Gwiazdo. Zajęcza Gwiazda mnie torturował przez wiele księżyców. Kupiłem wam czas. Gdyby złapał Bażanta, to on by od razu wszystko wypaplał i nas by wybili. Uwierz, nie chciałem. Tak wyszło, ale was nie było w tamtym miejscu już dawno. - tłumaczył się. Tylko tyle mógł teraz zrobić. 

Kotka zmrużyła oczy.

- Więc mówisz, że nie wyrzekłeś się nas? Nie stałeś się jednym z nich?

- Nie! Jestem wierny nadal Klanowi Nocy. Staraliśmy się zabić ich lidera, zemścić się za to co nam zrobił. Nigdy się was nie wyrzekłem. Nigdy też nie zostałem burzakiem. Byłem tylko więźniem. Rudzikowy Śpiew potwierdzi, widział wszystko! - zapewniał. 

Jak mogła nawet o czymś takim myśleć? Nawet kuszony przez Piaskową Gwiazdę, nie dał się przeciągnąć na stronę Burzaków. 

Czarna uśmiechnęła się. 

- Dobrze, wierzę ci. - odrzekła, siadając, a go zalała ulga - W ramach potwierdzenia twych słów upoluj mi rybę. Schłodź się w chłodnej wodzie. Znów poczujesz się jak w domu. - mruknęła.

Zamarł. Gdyby to było tylko takie proste.  Spiął się cały, machając zdenerwowany ogonem. Rudzik nie mówił jej w jaki sposób byli torturowani? Wbił pazury głębiej w ziemię. 

- Ona... torturowała mnie w wodzie... - Spojrzał na swoje łapy, czując narastającą presję. - Wybacz Krucza Gwiazdo, nie dam rady. 

Liderka wstała i podeszła do niego.

- To nie była prośba. - syknęła koło jego ucha. - Udowodnij dziś, że jesteś jednym z nas. Później pozwolę ci unikać wody ile będziesz chciał. Albo wracasz do swoich królikojadów, Rybko. - prychnęła z pogardą, podążając do wyjścia. Zatrzymała się, by zerknąć na kocura . - Więc co mam ogłosić klanowi?

Zacisnął pysk. Serce waliło mu jak oszalałe, po usłyszeniu jej słów. Musiał to zrobić... Musiał... Nie mógł pozwolić Piaskowej Gwieździe i na to. Jej słowa o zostaniu samotnikiem, nie mogły się spełnić. 

Znów słyszał je, lecz te niedawne, co wywarły się mocno w jego pamięci. 

"Myślisz, że cię przyjmą? Nawet jeśli uciekli, podałeś lokalizację ich obozu. Nie potrafisz znieść widoku wody. Zostaniesz odrzutkiem. Wszyscy tam uznają cię za dziwadło. Zostaniesz pośmiewiskiem. Co będziesz z tego miał?" 

"Nie będziesz bohaterem, Pędzący Wietrze. Bohaterzy nie istnieją. Bo władzę i chwałę nie przynoszą godne, bohaterskie czyny."

Coraz bardziej wierzył w te słowa. Trudno było zgodzić się z kimś, kto przez księżyce sprawiał ci ból. Jednak miała rację. Nie był już Nocniakiem. Udawał przed Kruczą Gwiazdą, że było w porządku. Ona to wiedziała. Postawiła mu ultimatum. Albo to zrobi, albo miał wracać do swojego kata, który już nie żył. 

- Upoluje rybę - Wyminął ją w przejściu. 

Nie wierzył w to co robił. Był jednak zdeterminowany. 

Widział tu małe jeziorko. Koty schładzały się w nim po upalnym dniu. Na sztywnych łapach dotarł aż nad brzeg, zatrzymując się.

Dreszcze przebiegły po jego grzbiecie. Nie da rady. Ta falująca tafla, jego śmiech... ucisk na głowie. Zamknął oczy, łapiąc głęboki oddech. Musiał to zrobić. 

Jeden krok.

Dusił się. Ponownie był pod wodą i walczył o oddech.

Zamrugał, a wizja zniknęła.

Nie wiedział co się działo. Co to było. Pamiętał jak polowało się na ryby. Wystarczyło wyciągnąć jedną na brzeg i po problemie. 

Dotknął łapą wody. Czuł jak go pali, jak wyżera mu skórę. Zacisnął pysk.

Musiał to zrobić. 

Czuł jak wszyscy na niego patrzą. Pewnie już o nim słyszeli i jego strachu do wody. 

"Wszyscy tam uznają cię za dziwadło. Zostaniesz pośmiewiskiem." 

Gula w gardle mu ciążyła, a łzy zaczęły mu ściekać po policzkach. 

Kolejny krok. 

Nie było tu żadnej ryby. Były głębiej. Dalej. W nicości. Musiał iść dalej... By udowodnić im, że się mylą.  

Kolejne kroki. Szum rozchlapywanej wody, bulgotanie, gdy łykał ciecz do płuc.

Spojrzał w niebo, tak jakby miało mu pomóc nie patrzeć pod łapy. 

Poczuł jak coś ociera się o jego kończynę. Zerknął w dół i dojrzał rybę. Jej podwodny kształt. Łasiła się do niego. Jakby wiedziała, że nie stanowił zagrożenia. Nie był głęboko, woda sięgała mu poniżej łokci. 

Ale była tu. Dotykała go. Szeptała. Znów był nad rzeką. Czuł ciężar białego na sobie. Zrobiło mu się ciemno przed oczami i zemdlał. 

- Bażancie Futro wyłów tą pokrakę. - zarządziła Krucza Gwiazda, obserwując męczącego się rybojada. - Z racji tego, że z twojej winy go pojmali będziesz pomagał mu stać się znów Nocniakiem. Od ciebie zależy czy wasza dwójka będzie dalej żyć w tym klanie.

- Co? To chyba jakiś żart. - syknął kocur.

- Nie pyskuj tylko wyłów, Rybkę. - prychnęła. - No chyba, że ktoś inny chce go przygarnąć?

- Ja mogę - zgłosiła się Bławatkowy Potok, spoglądając zaniepokojona na nurkującego przyjaciela. 

Bażancie Futro klnąc pod nosem pobiegł mu na ratunek i wyłowił, dając mu kilka razy po pysku, by się ocknął.

Czekoladowy zakaszlał, wypluwając z siebie wodę. Drżał cały, widząc tylko rozmazany obraz tego co działo się w obozie. 

- Klanie Nocy! Nasz brat powrócił z Klanu Burzy po wielu księżycach do domu. Lecz nikomu z nas nie umknęła jego zmiana. Został pozbawiony swojej tożsamości. - ogłosiła. - Od dzisiejszego dnia aż dopóki nie pozbędzie się swojego lęku do wody zwany będzie Zdradziecka Rybka. Bławatkowy Potok i Bażancie Futro niczym rodzice wprowadzą go na nowo do życia w naszym klanie.

Zapowietrzył się. Usłyszał prychnięcie dawnego przyjaciela, który siedział tuż przy nim. Nie był zadowolony z decyzji kotki. On również. 

"Nie będziesz bohaterem, Pędzący Wietrze. Bohaterzy nie istnieją. Bo władzę i chwałę nie przynoszą godne, bohaterskie czyny". 

Jego świat właśnie runął na tysiące drobnych kawałków. 


<Rudzik?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz