*po śmierci Tańczącej Pieśni*
Ciężko mu było uwierzyć w to, co usłyszał. Tańcząca Pieśń nie żyła. To było takie… nierealne. Była w legowisku starszyzny odkąd tylko pamiętał, a jej niezadowolone pomruki witały go każdego dnia. Nie lubił jej, jej zrzędzenia, złośliwości i stawiania się w każdej możliwej sytuacji, ale nawet jej nie życzyłby takiej śmierci. Rozszarpanie przez lisy. Po jego grzbiecie przeszedł dreszcz.
Legowisko wydawało się dziwnie puste. Cisza aż dzwoniła w uszach. Westchnął, starając się ją przerwać. Żadnej odpowiedzi. Po raz pierwszy przyszło mu do głowy, że chyba będzie tęsknił za tą starą pierdołą.
***
Dzień upływał spokojnie i leniwie. Ciepło dolatujące od strony wejścia do legowiska zachęcało do spacerów. Bury ułożył się blisko wyjścia, wysuwając pysk w stronę słońca. Próbował wcześniej trochę się przejść, ale po zrobieniu zaledwie paru kroków łapy odmówiły mu posłuszeństwa i runął jak długi. Zanim ktokolwiek zdążył zwrócić na niego uwagę, potykając się przemknął z powrotem do leża. Widocznie to nie był jego dzień. To nic. Może nawet i lepiej, ominęły by go odwiedziny Iskierki albo dzieci gdyby odszedł gdzieś dalej.
W legowisku było podejrzanie cicho. Szczawiowy Liść zajmował się swoimi sprawami. Tańczącej Pieśni nie było. Buremu wydało się to dosyć dziwne. Nigdy nie była entuzjastką wczesnego wstawania ani długich spacerów, a musiała wyjść zanim otworzył oczy. Był ciekawy co skłoniło ją do wyjścia z legowiska. Na tyle, że zdecydował się zagadać do liliowego kocura.
– Tańcząca Pieśń coraz bardziej mnie zaskakuje – miauknął, uśmiechając się lekko. – Będzie już pewnie szczytowanie słońca, a jej ciągle nie ma.
Odpowiedziała mu cisza. Zaskoczony obrócił łeb w stronę, z której siedział Szczawiowy Liść. Pachniał… irytacją? Bury mógłby przysiąc, że starszy wpatruje się w niego teraz z niechęcią wymalowaną na pysku?
– Coś nie tak? – spytał przepraszająco. – Jeśli coś się stało to powiedz, musiała wyjść jak jeszcze…
– Jak możesz?! – przerwał mu liliowy. – Mam dosyć! Jesteś aż tak głupi, czy tylko udajesz?!
Pierwszy Brzask zatkało. Otworzył pysk, ale nie wydobyło się z niego ani jedno słowo. Zdezorientowany wpatrywał się w kocura ślepymi oczami.
– Ja… Przepraszam… Nie rozumiem…
Spojrzenie kocura niemal go paliło. Spuścił łeb.
– Tańcząca Pieśń nie żyje, lisie łajno! Zapomniałeś?!
Co?
Słowa liliowego uderzyły go jak pazury. Nie żyła? Nie, to nie możliwe! Przecież… Przecież jeszcze wczoraj ze sobą rozmawiali! Wczoraj? Tak, to musiało być wczoraj, rozmawiali ze sobą, wytykała mu, że jest jeszcze bardziej ślepy niż ona, nie mogła… Przecież by pamiętał, prawda?
– P-przepraszam – wyszeptał tylko. Później wstał i powlókł się do swojego kąta legowiska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz