– Hej, Nikt. – miauknęła do niego kotka. Syn Doli zwrócił uważne spojrzenie żółtych oczu w jej stronę. – Dzięki za odciągnięcie Jaskółki. Posłuchaj, wiem, że przywykłeś do tego, że ciebie i twoją siostrę traktują, no, jak śmiecie – miauknęła. – ale dla mnie jesteś czymś więcej i oni nie powinni się tak zachowywać. Ty nawet nic złego nie zrobiłeś w życiu, już ja więcej zrobiłam wybryków, niż ty. Dlatego nie pozwolę, aby tak cię traktowano. Zasługujesz na to, aby traktowali cię normalnie. Dlatego, zacznę od twego imienia, a raczej jego podróbki. Nie jesteś „Nikim” – przemawiała jak prawdziwi mówca – jesteś dobrym kotem. Dlatego nadaję ci imię. – zrobiła dramatyczną pauzę – Od teraz nazywasz się Porost. A każdy, kto tego nie zaakceptuje, jest skończonym dupkiem i powinien się wstydzić. – miauknęła dumnie.
Zjeżył się słysząc te słowa. Co. Jak to... nadała mu imię? Przecież... wielki bóg mówił, że był i będzie zawsze nikim. Nie zasługiwał jeszcze na to. Nie dokonał nic, co mogłoby zmienić jego stan życiowy. Wiele kotów nadal widziało w nim śmiecia, a ona... Ona twierdziła, że jest inaczej? Zrobił bardzo niezadowoloną minę, czując wzbierające w oczach łzy. Dostał coś za darmo... Jak robak. Z litości. Będą teraz jeszcze bardziej z niego drwić. Pomyślą, że to jego sprawka i dostanie lanie, bo ją do tego przekonał. Czemu mieliby mu uwierzyć, gdyby zaczął tłumaczyć, że to dobra wola Miodunki? A raczej zła wola. Ona nie rozumiała kim był w Owocowym Lesie. Chciała dobrze, ale czyniła tylko mu krzywdę. Przecież będzie skończony! Tylko jakiś wojownik się dowie i mógł zostać ukarany! - Nie! - pisnął, zaczynając moczyć pysk łzami. - Nie mogę go przyjąć, przepraszam! Jestem Nikim i nic tego nie zmieni - Pociągnąl nosem. - Powinnaś to zrozumieć... Ja i moja siostra jesteśmy wam wdzięczni za dach nad głową. Bo wy jesteście wielcy wojownicy. A my... my znamy swoje miejsce. Ty też powinnaś je znać, bo inaczej zlecisz na samo dno do nas - miauknął, spuszczając wzrok na łapy. - Urodziłaś się jako Wielka. Nie marnuj tego życia dla kogoś takiego jak my. Nie wiesz jaki to zaszczyt chodzić wśród bogów. Ile bym dał za ich szacunek... Ale... Ale nie osiągnę tego, jeżeli będziesz mi to wszystko ułatwiać. Imię to zaszczyt, a nie rzecz, którą możesz nadać od tak. By je zdobyć trzeba się wysilić, inaczej... będziesz żałosnym robakiem. Nie mów tak do mnie, nawet jeżeli uważasz to za słuszne. Zaszkodzisz tym i mi i sobie.. a ja... ja nie chcę pożegnać się z wami. Jeszcze nie. - to powiedziawszy dał nogę. Musiał się ukryć przed kocięciem. Znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. Jedyne co przyszło mu wtedy do głowy to mech. Wskoczył pod niego, zwijając się w kłębek, ignorując wołania Miodunki. Musiał ograniczyć z nią kontakt. Dla swojego dobra. Kto wie co jeszcze wymyśli... Jeżeli ktoś się o tym dowie... był skończony. Nie chciał zostać samotnikiem w tak młodym wieku. Mimo tego, że kotka należała do rasy bogów, nie zamierzał jej słuchać i zaakceptować wyznaczony przez nią los. Była młoda, a zauważył, że obozem rządzily starsi bogowie. Póki oni jej nie przyklasną, nie uzna ją za poczytalną. Bo na razie według niego była świrnięta. Mogła zniszczyć mu życie swoją dobrą wolą. A on chciał tylko... im służyć i pokazać tym sposobem, że jest godny dostania własnego imienia. Nie z litości czy dobroci. Tylko dzięki własnej pracy.
<Miodunka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz