Wyprostowany ich zauważył. To był odpowiedni moment na atak. Jednak zanim z jego pyska wyrwało się ostanie słowo, Sigma już wyrwał do przodu, zaskakując go. Jeszcze przed chwilą nie wyglądał na chętnego do bójki, a teraz?
Niebiesko-czarny wybił się z tylnych łap i z wysuniętymi pazurami wylądował na łysym łbie Wyprostowanego. Zasyczał głośno, klepiąc Płaskopyskiego po głowie łapą, na co ten wydusił z siebie smutny, żałosny jęk. Wyprostowany machał łapami jak oczadziały, próbując zrzucić z siebie Sigmę, podczas gdy Loki z nieco opóźnioną ze zdziwienia reakcją dołączył się do walki.
- A masz brzydki człowiecze! - furczał Sigma.
Dziwna nazwa, ale nie komentował. Zatopił pazury w kończynie tego osobnika, czując na powrót jak przez jego ciało przepływa moc. Dawno jej już nie używał. Oby tym razem spełniła swoje zastosowanie jak zawsze. Już chciał posłać Bezwłosego na kraniec ziemi, kiedy to nic się nie stało. Co to miało znaczyć? Jeszcze raz uderzył go łapą, ale ten bardziej cierpiał przez poczynania Sigmy, niż przez jego pacanie. Ale wkładał w to bardzo dużo sił! Może musiał użyć tego z pazurami? Jeszcze raz zebrał w sobie energię i uderzył. Wyprostowany wydał krzyk, dalej próbując zrzucić z siebie niebiesko-czarnego. Ten jednak się wczepił jak pijawka, przez co Dwunożny stracił oparcie i runął na ziemię. A to wcale nie była jego zasługa! Pierwszy raz poczuł się bezużyteczny. Moc go zawiodła. Aż dziw! Musiał to zbadać, gdy tylko wróci do domu. Teraz jednak trzeba było zająć się tym podejrzanym osobnikiem.
- Dobra Sigma! Teraz go przepytamy czego tu szuka - miauknął i wskoczył na leżącego, który dalej próbował zrzucić z siebie kocura. - Słuchaj no. To nasz rewir. Masz się tu nie pokazywać, jasne?
Nie wiedział czy zrozumiał, ale jak zawsze ta wyższa istota, wykazała się jakimś intelektem i przeturlała się, zgniatając ich na placek. To najwyraźniej poskutkowało, bo ten dziwny kocur o dwóch twarzach, sapnął i wypuścił Wyprostowanego z uścisku, a ten skorzystał z okazji i uciekł do potwora, zatrzaskując się w jego brzuchu.
To brzmiało źle.
Wielkie monstrum ożyło, wydając z siebie zduszony warkot i z piskiem łap, skierowało się wprost na nich. Och! Gdyby nie zniknęła jego moc! Wtedy mógłby ich ocalić! Teraz jednak nie czas było na bohaterstwo. Złapał obolałego pieszczoszka za kark i popchnął w kierunku najbliższej uliczki.
- W nogi, jeśli ci życie miłe! - zakrzyknął i puścił się biegiem.
W samą porę, bo potwór zionął chęcią zemsty za swojego pana i postanowił ich pożreć. Czarno-biały nie znał jednak zbyt dobrze tych terenów, więc biegł i biegł, za sobą słysząc posapywanie kolegi. W końcu dotarli na dziwną okolicę. Było tu parę drzew, jakieś jeziorko i mnóstwo siedzisk, teraz pustych.
Warkot nadal nie cichł, więc jeszcze nie zgubili pościgu. Szybko wepchnął Sigmę w gąszcz trzcin, przypłacając to przemokniętą sierścią i niezadowolonym kwakaniem kaczek, ale się udało. Potwór przeszedł bokiem i znikł w jakiejś innej alejce.
- Uf... Dobrze ci poszło! - pochwalił pieszczocha. - Ocaliliśmy nasz teren przed tym podejrzanym Wyprostowanym. To co my tu... A tak. Oprowadzałeś mnie - przypomniał sobie po co w ogóle chodzili po okolicy. - Nie wiedziałem, że w Siedlisku jest las. Czemu nie mówiłeś?
<Sigma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz