— No nie wiem — sarknęła. — Coś kombinujesz, a ja mam obawy, czy chcę, by odbiło mi do łba tak jak tobie, a potem zaczęłabym się zachowywać jak stary, niecieszący się z życia nadęty gbur — dodała zgorzkniale.
— Chcesz skontaktować się z Klanem Gwiazdy? Zobaczyć czy istnieją? To poliż ten kamień, a się przekonasz — miauknął tylko.
— Dopiero co mówiłam, że nie wiem, czy czegoś nie kombinujesz! — oburzyła się, zirytowana jego popędzaniem. — To dziwne lizać kamień, Jastrząb! Może ktoś po prostu wtarł w niego jakieś ziółka i dlatego widzisz nienormalne rzeczy, albo robisz ze mnie idiotkę i chcesz, bym się zbłaźniła przed tobą? — gdybała.
— To dotknij nosem. Wtedy też powinnaś spotkać się z Klanem Gwiazdy — przewrócił oczami. — No proszę. Jak w nich wierzysz i to, że istnieją, to powinnaś i w to uwierzyć. Medycy tak się z nimi kontaktują
Uderzyła ogonem w ziemię, wciąż niepewna, czy powinna mu ufać. Gapienie się bezczynnie w kamień zaczęło ją nudzić.
— To zrób to pierwszy — rozkazała. — Jak zobaczę, że z tobą okey, to też to zrobię.
Przewrócił oczami i dotknął kamienia, zapadając w sen. Wytrzeszczyła oczy, widząc, co się z nim stało. Pacnęła go łapą, ale nie ruszył się. Oddychał, więc żył, ale i tak czuła niepokój, patrząc na niego. Niepewnie pochyliła się ku kamieniowi. Poczuła zimny dreszcz na nosie, gdy jego czubek dotknął gładkiej powierzchni. Zamknęła oczy, a gdy je uchyliła, zobaczyła obraz czystego chaosu i zniszczenia.
— Co się... — ucięła, dostrzegając Jastrzębia. — Coś ty zrobił?! — wykrztusiła.
— Jesteśmy w Klanie Gwiazdy, a ja nic nie zrobiłem — miauknął, obserwując pogorzelisko. — Lepiej by cię nie złapały te ciemne cienie, bo nie będzie przyjemnie. — Wskazał je, wędrujące i czające się na dusze.
— Że przepraszam bardzo co? — Przysunęła się bliżej niego, starając się nie okazywać lęku i dręczących ją wątpliwości. — Jeśli to coś się do mnie zbliży, to cię popchnę w to przed siebie — syknęła.
Skrzywił się, patrząc na nią.
— Po prawej Klan Gwiazdy, po lewej Mroczna Puszcza. Jak widzisz, nikogo tu nie ma. Większość spowiły cienie i zniknęli raz na zawsze. W to wierzysz. W coś, co przestało już istnieć
— Ale nie mogli prze... — odpaliła się, nerwowo drążąc pazurami w ziemi. — Niemożliwe. Nie mogli ot, tak zniknąć, muszą gdzieś być... — zapierała się.
— Nikt do nas nie przyszedł Skało. Żaden krewny. Zwykle pojawiali się na wezwanie lidera. Ich już nie ma. Są tylko dusze z Mrocznej Puszczy
— Mrocznej Puszczy? — powtórzyła, kuląc uszy. — Nie mów tak. Może nie reagują na twoje wezwania, bo jesteś gorszy? Masz wątpliwą moralność i nie zasługujesz na władzę, sami to mogli zauważyć. To wszystko tu może być tylko złudnym obrazem, a Klan Gwiazdy szczęśliwe żyje z dala stąd — burknęła.
— Jak chcesz, możemy się przelecieć na ich tereny i sobie to sprawdzisz. Musisz uważać tylko na cienie — miauknął, odbijając się od podłoża, zaczynając lewitować. — Wołaj ich, może znajdziemy jakiegoś niedobitka.
— Co ty robisz?! — Odskoczyła w bok, zaskoczona jego ruchem. — Nie! Nie idę już nigdzie, nie ufam w ani jedno twoje słowo. Chcę wrócić do obozu, jak to zrobić? — spytała, rozglądając się w obawie, że jakiś cień ją zaraz zje.
— Musisz się obudzić. O tak — miauknął, po czym zniknął, zostawiając ją tam samą.
— Jastrząb! — krzyknęła spanikowana. — To nie jest zabawne! Gdzie ty jesteś? — Obejrzała się za siebie, ale z żadnej strony nie wychyliło jej się bure futro. Całość wyglądała tak, jakby przeszło tędy tornado, a potem jeszcze zawróciło i powiększyło szkody.
Nie wierzyła, że tak miał wyglądać Klan Gwiazdy. Chociaż nie była głęboko wierząca, tak w jej wyobraźni przodkowie żyli w całkowicie innym miejscu. To otoczenie nie spełniało jej oczekiwań.
Zacisnęła mocno powieki, obawiając się ujrzeć najgorsze. Poczuła ból w czasie i dziwne uczucie wirowania, nim ponownie otworzyła oczy. Jej oddech uspokoił się, gdy ujrzała znajome otoczenie. Znowu była w legowisku medyka, a widok burego kocura w kącie na nowo obudził w niej złość.
— Ty idioto! Jak mogłeś mnie tam zostawić?! A co, jakbym się tak łatwo nie obudziła? Ty w ogóle myślisz czasem? — pruła się.
— Gdybyś się nie obudziła, to bym po ciebie tam wrócił. Sądziłem, że taka silna siostra poradzi sobie z tym i nie będzie potrzebować mojej pomocy — prychnął
— Nie wątp w moją siłę — warknęła, wymijając go i uderzając ogonem w pysk. — Jesteś paskudny i nie wiedziałam, czego mam się po tobie spodziewać. Mogłeś zostawić mnie na śmierć, skąd miałam wiedzieć, czy ufać temu twojemu "po prostu się obudzisz"? — burknęła
— Pokazałem ci tylko, że to, co mówiłem o Klanie Gwiazdy to prawda. — Wypluł z pyska jej sierść. — Więc teraz mogę cię opuścić w spokoju
— Świetnie. Idź sobie i nie wracaj — rzuciła naburmuszona. — Już najlepiej nigdy.
— Żegnaj, Skało. Może kiedyś odwiedzę cię w koszmarach — miauknął tajemniczo, opuszczając legowisko wojowników
***
Życie stało się dziwne.
I choć już wcześniej mogła określić swój sposób bytu jako chaotyczny, tak teraz wszystko zdawało się posypać w drobny mak. Informacja o śmierci Jastrzębiej Gwiazdy z jednej strony była niespodziewana, a z drugiej, gdy tylko wspominała ich ostatnią rozmowę, zaczynała utwierdzać się w przekonaniu, że bury miał od początku jakiś plan na swój koniec.
Nie interesowało jej to jednak. Postanowiła w pełni zapomnieć o tym, iż w ogóle byli rodzeństwem. Nie był dobrym bratem, więc nie miała powodu do tęsknoty. Po prostu odkąd odszedł, ogarnęła ją jakaś pustka. Nie miała się z kim droczyć, ale też i nie miał kto jej bezsensownie karać.
Władza Wielkiej Gwiazdy jej nie odpowiadała, tym bardziej po tych żenujących wykładach na zgromadzeniu. Wolała już nawet ujrzeć przydupasów Jastrzębia jako liderów, niż przesadnie feministyczną kotkę.
Strzepnęła ogonem piach z futra. Tak naprawdę została ostatnia. Matka nie żyła, ojciec pewnie też, wujek, nawet jeśli dalej gdzieś sobie dychał, to był już zapewne stary i konający. A teraz i jej brat ją opuścił. Te wszystkie księżyce, które spędzili razem, powoli odchodziły w niepamięć.
Mimowolnie się uśmiechnęła. Całe życia uznawała za rywalizację. Starała się na treningach, aby zostać jako pierwsza mianowana. Jak najszybciej upolowała swoją pierwszą piszczkę, żeby móc szczycić się tym osiągnięciem. Chciała być po prostu w czymkolwiek lepsza od niego i to tak, by mieć na to dowód. Bo to, że przerastała go w każdej dziedzinie, wiedziała od dawna. Potrzebowała, tylko by inni to zauważyli.
Teraz miała w końcu to swoje "coś". Będzie mogła do ostatnich dni swojego żywotu cieszyć się głupio z tego, że żyła dłużej od niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz