Nóżka już mu się wyleczyła. Długo to trwało, ale dzięki pani medyczce udało się wrócić do normalności. Miał jej nie nadwyrężać, do czego też zamierzał się ustosunkować. I tak leżał tylko z siostrą przez całe dnie. Po tym jak Jaskółka urodziła swoje młode, możliwe że byli bardziej odepchnięci na drugi plan. Dzisiejszy dzień spędził przed wejściem do żłobka. Nudziło mu się, więc obserwował niebo i chmurki, które po nim sunęły. Czasem widział tam ciekawe kształty, więc zajęcie było naprawdę fascynujące. Mógł zgadywać co widzi i obserwować jak zaraz to zmienia się w coś innego. Mógłby siedzieć tam cały dzień, lecz wtedy pojawił się on. Wielki. Od razu wbił wzrok w łapki, by go nie denerwować. Nie chciał powtórki z zabawy i skończyć na drzewie. Bał się go.
- O część maluchu, łapka ci się zrosła? - spytał czarny, zbliżając się. Zapytał miło. Miał dobry dzień? Oby. Ostatnio bardzo, bardzo go zdenerwował. Nie chciał powtórzyć swojego czynu.
- T-tak panie Wielki. Już... nie boli. Pani medyk mówiła, że nie mogę jej nadwyrężać - miauknął, wpatrując się dalej w swoje łapki.
Nie mógł unieść wzroku na jego majestat. To właśnie przez przyglądanie mu się, tak się skończyła wcześniejsza przygoda.
Krwawnik rozejrzał się, upewniając się, że nie ma nikogo w pobliżu, po czym pochylił się ku niemu.
- Mam nadzieję, że się nikomu nie wygadałeś. Jeśli dowiem się, że pisnąłeś chociaż słówko przeciwko mnie, to wrzucę cię na to drzewo i nie będę tak łaskawy jak ostatnio - wyszeptał.
Zadrżał. Jednak był w złym humorze! Już po nim! Przełknął gule w gardle.
- Nie powiedziałem nikomu, Wielki. Nikt nie wie - przysiągł, piskliwym głosem.
- Skąd mam wiedzieć, czy mnie nie okłamujesz? - spytał znużony. - Jesteś odrzutkiem, tacy jak ty zmierzają tylko ku jednemu. Ku śmierci - mruknął.
Z jego pyska wydobyło się żałosne skomlnięcie. Nie chciał umierać. Zostawiłby siostrę samą... No i bał się. Ta bardzo się bał.
- Proszę. Chcę żyć. Ja naprawdę nikomu nie powiedziałem. Nie uwierzyliby, bo ty Wielki, a ja jestem nikim. Nie okłamałbym Wielkiego.
- Nikim? - powtórzył z zamysłem wojownik. - Dlaczego w ogóle nazywasz mnie wielkim? Uważasz, że jestem gruby?
Sapnął. Znowu nie tak! Wszystko robił źle! Obraził go! Znowu trafina drzewo i będzie miał złamaną łapkę! Był głupi! Musiał szybko to naprawić, nim kocur się zdenerwuje bardziej.
- N-n-nie! - spiął się cały, kręcąc głową. - Nie! Wielki, bo... bo jesteś duży i... i kimś wielkim, że... bóg. Pan. Istota wyższa. Nie jestem godny, by znać twoje imię i je wypowiadać. To... wyraz mojego szacunku - wyjaśnił - Jeżeli ci się nie podoba... mogę mówić do ciebie inaczej, jak tylko zechcesz.
Kocur spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Mów mi tak tylko wtedy, gdy jesteśmy sami. Na ogół zwracaj się do mnie imieniem, jeśli obok jest ktoś jeszcze. Jeśli będziesz komuś o mnie opowiadał, to mów o mnie Krwawnik - rzucił z wyższością. - Aha. Ale mów o mnie tylko dobre rzeczy.
Zamarł. Poznał jego imię. Mógł je wypowiadać. Pewnie i tak nie będzie do tego zdolny. Jak taki śmieć jak on, mógłby kalać to imię swoim językiem? Jednak to był ogromny zaszczyt. Pokazywał mu, że był tego godny i nawet zachęcał. Jego oczy zabłyszczały.
- D-dobrze. To dla mnie zaszczyt - miauknął z zachwytem.
Krwawnik zmrużył oczy, przyglądając mu się z coraz większym zainteresowaniem.
- Tak szczerze, to co jest z tobą nie tak? - spytał.
- Nie tak? - miauknął, nie mając pojęcia o co mu chodzi. Znów mu czymś podpadł? Co znowu zrobił źle? Stres ponownie zalał jego ciało. - Nie wiem o czym mówisz... Jak to ze mną jest coś nie tak? Mam... mam w ogóle nic nie mówić? Przepraszam jeżeli znowu cię obraziłem - Schylił łeb w geście przeprosin.
- Rób co chcesz, tylko nie zwalaj nic na mnie. Sam sobie tę łapę złamałeś, bo głupi jesteś - mruknął. - Zachowujesz się dziwnie. Nie dosyć, że mówić nie potrafisz sensownie, to jeszcze się płaszczysz przede mną jakbym był niewiadomo kim.
Spuścił po sobie uszka. A więc o to chodziło? Kocur nie rozumiał jego zachowania, pełnego szacunku do jego osoby? Myślał, że tak należało robić. Wtedy koty się uśmiechały i nie były na niego złe.
- Bo... nie chcę kary. Muszę być grzeczny. Jestem nikim a wy wielcy wojownicy Owocowego Lasu. Taki jeden pan co teraz jest zastępcą powiedział, że odgryzie mi ogonek, jeśli będę sprawiać problemy, a ja nie chcę go stracić. I mówił, że jesteśmy nikim, gównem i... i że mamy u was dług wdzięczności, że nas trzymacie. Czyli jesteście powyżej nas. A my mamy wam służyć w zamian za jedzenie. - wyjaśnił mu.
Nadal pamiętał niebieskiego. Budził w nim niepokój. Jak chyba wszyscy, którzy mu grozili.
Krwawnik uśmiechnął się, słysząc te słowa. Wyprostował się i rozejrzał po wnętrzu kociarni.
- To się zgadza, jesteś nikim. Zwykłą, bezwartościową kupą futra - oświadczył, odwracając się i robiąc krok w przód. - Ale jeśli pójdziesz za mną, masz szansę stać się czymś więcej. Nigdy nie zrównasz się z nami, ale z poziomu gówna przejdziesz do sługi. Właśnie okazuję ci litość i łaskę, zezwalam ci na bycie blisko kogoś tak wielkiego jak ja. Ale nie oddychaj zbyt wiele, bo wciąż jesteś pasożytem i nie powinieneś kraść mi powietrza.
Jego oczy zabłysnęły na słowa starszego. Tak. Chciał. Chciał być kimś więcej niż gównem. Wstrzymał aż powietrze, by mu jego nie kraść. Byle móc z nim iść. Gdziekolwiek zechcę i polepszyć swój byt. Czuł się przeszczęśliwy. Docenił go. Docenił!
- Jak rozkażesz. - pisnął tylko.
Krwawnik wyszczerzył się jeszcze bardziej. Nie było w tym jednak nic przyjaznego, na jego zębach wciąż było widać zaczerwienienie od krwi po ostatnim polowaniu. Cała jego postawa wskazywała na to, że czuł w pełni dominację.
- Masz jakąkolwiek rodzinę? - zapytał. - Albo kogoś, kto by się tobą przejął?
Musiał odetchnąć, bo czuł, że zaraz się udusi. Zamrugał, po czym skinął głową.
- Siostre... Też nie ma imienia jak ja. Opiekuje się nami Jaskółka, ale ma teraz własne kociaki. A mamy nie znamy... - miauknął, odpowiadając na jego wszystkie pytania.
- Siostra? - powtórzył czarny, patrząc na niego w skupieniu. - I ona się tobą przejmuje? Jeśli będzie stanowić zagrożenie dla twojego rozwoju osobistego, będziesz musiał się jej pozbyć - ostrzegł.
Nie podobało mu się to słowo pozbyć. Nie chciał, by Nic coś się stało! Kochał ją bardzo. Musiał udowodnić Wielkiemu, że nie stanowiła dla niego żadnego zagrożenia.
- O-ona jest nieśmiała. Mało co mówi i tylko leży. Wiecznie jest smutna - odpowiedział, czując jak zaczyna się jąkać ze stresu. - Nie stanowi zagrożenia. Naprawdę. Obiecuje. Też jest w stanie zrobić wszystko dla was wojowników Owocowego Lasu. - zapewnił.
Czarny skrzywił się, patrząc na niego z niechęcią.
- Zależy ci na niej? - spytał z obrzydzeniem.
Czuł, że zmierza ku bardzo niebezpiecznym tematą. Sam wyraz pyska kocura to zdradzał. Wystarczył jeden błąd, a znów skończy na drzewie. Nie chciał tego. Pokręcił, więc szybko głową, próbując zapewnić go, że to siostra jak siostra i nie będzie ponad wojownika.
- Nie! Nie... Nie jest groźna. Mieszkamy tylko razem. Naprawdę...
- Nie wiem teraz, czy mogę ci ufać - zaczął, przesuwając się parę kroków w tył. - Rodzeństwo to głupota. Czasami takie nierozłączki, co mówią sobie o wszystkim. Martwię się, że nie będziesz ze mną szczery i wszystko jej wygadasz - przyznał z udawanym smutkiem. - Ah, a już sądziłem, że są dla ciebie szanse...
Nie! Nie mógł odejść i go zostawić! Znaczy mógł, miał takie prawo, ale nie chciał. Chciał być kimś więcej niż nikim. Nawet jego sługą, jeśli to polepszyłoby jego życie. Mógłby wtedy żyć z bogami i czuć się jak wybraniec.
- Nie powiem jej nic! Ona i tak się nie odzywa do mnie! Naprawdę! Proszę nie odchodź - zaskomlał. - Zrobie wszystko. Chcę szansę. Naprawdę. Będę słuchał się ciebie i robił wszystko. Nie powiem nic nikomu. Będę też szczery i mówił ci wszystko, proszę. - błagał go, padając na ziemię. Tylko by nie odszedł. Nie zostawił go. Chciał od niego tą szansę. Możliwe, że jedyną.
- To dobrze, że jesteś oddany - mruknął, jednak w jego głosie wciąż dało się wyczuć zawód. - Nie mogę jednak ci ot tak zaufać. Nie możesz mieć bliskich. Przyjaźń, miłość, to tylko osłabia. Tego typu relacje są zbędne, zapamiętaj to, jeśli zależy ci na byciu kimś więcej, niż zwykłym pasożytem - rzekł.
- Ale-e proszę. Daj mi szansę. I wtedy się przekonasz czy się nadaje czy nie. Proszę - błagał go. - Nie mam przyjaciół, a siostrze nic nie mówię. - zapewniał, czując łzy w oczach.
- Ależ mój drogi - zaczął łagodnie - Ja nic o tobie nie wiem, nie znam cię. Mówisz jedno, a myślisz drugie, wiesz? Musiałbyś mi przysiąść na własne życie wierność, żebym zastanowił się porządniej nad swoją propozycją - kontynuował.
I tylko tyle? Usiadł prosto, przełykając gule w gardle. Zrobi to. Zrobi wszystko. Nawet sprzedając tym zdaniem swoją duszę. Byle mógł cieszyć się życiem u boku boga. I nie pasożytować, tak jak większość o nim uważała. Taka okazja mogła się już nie powtórzyć.
- Przysięgam na moje życie, być ci wiernym, panie. Powiem wszystko co chcesz na swój temat. Streszcze ci życie. Proszę. Naprawdę chcę być kimś lepszym - miauknął od razu, bez zastanowienia.
Wojownik westchnął, ocierając łapą pysk.
- Tak ciągle mówisz i mówisz, a brzmisz na coraz większego kłamcę - drążył temat. - To wciąż za mało. Powiedz mi, byłbyś w stanie pozbyć się swojej siostry, żeby osiągnąć swój cel? - spytał nagle, ale znacznie ciszej.
Otworzył pyszczek, czując jak stres znów się pojawia. Nadal mu nie wierzył? Ale przecież przysiągł na życie! Powinno to coś dla niego znaczyć! Czuł jak stąpa po nierównym gruncie. Musiał być uważny. Nie chciał tracić na samo dno, gdyby poślizgnęła mu się łapa.
- Tak... jakbyś rozkazał panie to tak... Żyje by służyć wam... Moja siostra też... - miauknął, nie wiedząc za bardzo w jaki sposób miałby pozbyć się kotki.
- Nie obchodzi mnie twoja siostra, dopóki nam nie przeszkadza. Pamiętaj, że jeśli choć przez chwilę będzie ci się wydawać, że stanowi zagrożenie, to będziesz musiał zaingerować - oświadczył. - Wiesz, jeśli osiągniesz sukces, będzie mogła poczuć się zazdrosna i z pewnością spróbuję cię pociągnąć na dno. Nawet, jeśli zgrywa niewinną, to może być tą, która wbije ci pazury w serce - napomniał.
- Zapamiętam - miauknął, słuchając uważnie kocura, by nie pominąć żadnego z jego słów. Raczej wątpił, by Nic była do tego zdolna. Znał ją bardzo dobrze, ale skoro Wielki tak uważał, to postanowił mu uwierzyć. - To dasz mi szansę?
Kocur przewrócił oczami.
- Jesteś niecierpliwy, a to bardzo zła cecha - rzekł. - Nie będę ci mógł dać szansy, jeśli będziesz mnie ciągle irytował - dodał ostrzej.
- Przepraszam - skulił się, zamykając swój pyszczek.
Znów nie potrafił się zachować! Ale co się dziwić, jak nie znał zasad, które wyznawał wojownik.
- Tak lepiej. Naucz się być cicho, boś się nieźle rozgadał - rzekł. - Szczególnie wtedy, gdy ja mówię. Masz słuchać każdego mego słowa, zwracać się do mnie z szacunkiem, a może zasłużysz kiedy na to, by otrzymać własne miano. Póki co jesteś nikim.
Kiwnął łebkiem, wbijając wzrok w łapki.
- Teraz powinieneś odpowiedzieć pełnym zdaniem, zwracając się do mnie z należytym szacunkiem - upomniał go. - Ah, straszny z ciebie ignorant, wiesz? Ciągle popełniasz błędy, będę musiał jednak cię tu porzucić...
To było takie trudne! Nie wiedział czego kocur od niego oczekiwał. Cokolwiek robił, robił źle! Nie chciał by go porzucił. To byłoby okropne! Nienawidziłby siebie do końca życia, za stracenie takiej szansy!
- Przepraszam o Wielki. Będę już cicho, nie denerwował waszej wspaniałości i zgadzam się z twoją opinią, że jestem nikim. Proszę cię o łaskę... Naucze się by nie być ciężarem, panie - pochylił łepek bardziej, mając nadzieję, że kocur mu wybaczy.
- Najpierw naucz się odzywać wtedy, kiedy powinienneś – odparł, przewracając oczami. – I nie zachowuj się jak sierota. Wiem, że nią jesteś, ale nie obnoś się z tym.
Pokiwał ponownie głową. To będzie naprawdę ciężka przeprawa.
- Dobrze, Wielki. Postaram się - miauknął mając nadzieję, że właśnie tego oczekiwał od niego kocur. Trudno mu było zrozumieć, kiedy powinien milczeć, a kiedy odpowiadać. Nie chciał go bardziej zezłościć. Nie za bardzo wiedział jak miało wyglądać nie zachowywanie się jak sierota. Nie miał do tego żadnego porównania, jednak bał się zapytać.
- W takim razie czas na twoje pierwsze zadanie - oświadczył po krótkiej chwili namysłu czarny. Widząc jego zaskoczenie we wzroku, parsknął śmiechem. - Co, myślałeś, że będziesz miał lżej na początku? Nie ma żadnych chwil na przerwę, jak chcesz cokolwiek osiągnąć, to działaj nieustannie - rzucił. - Dobrze. Zaczniemy od tego, byś znalazł więcej określeń dla mego majestatu - zażądał.
Kociak usiadł prościej. Musiał się postarać, by kocur był zadowolony z efektów!
- Najwyższy, najwspanialszy, przenajświętszy, niezniszczalny, najsilniejszy, niepokonany, litościwy, majestatyczny, niezwykły, najcudowniejszy - wymieniał.
Kocur pokiwał głową z uznaniem.
- Jeszcze. Chcę słyszeć więcej - mruknął. - Znajdź też określenia budzące postrach.
- Najstraszliwszy, łamacz kości, zwycięsca wrogów, stalowa łapa, mroczny wybraniec, mroczny lord, książę ciemności, władca mroku - wymieniał dalej, ciesząc się, że Najcudowniejszy doceniał jego wysiłki.
Jego niebieskie ślepia bacznie wbijały spojrzenie w kocię.
- Zaliczę ci to zadanie, chociaż było ono banalne - rzucił niedbale, spoglądając zza kocurka. - Dobrze, chodź, przejdziemy się na spacer - zaproponował, układając w głowie plan na ten dzień.
Ruszył za nim zadowolony, że udało mu się zaliczyć ten test. Udowodni tak starszemu, że nadawał się na jego sługę.
Czarny specjalnie szedł szybciej, by młody musiał sprawniej przebierać łapkami. Nie baczył na jego zmęczenie, ale mu to nie przeszkadzało. To Wielki nadawał rytm ich kroką i powinien nadążyć, by móc godnie mu służyć.
- Dobrze, jesteśmy na miejscu - oświadczył, zatrzymując się tam, gdzie zabrał go za pierwszym razem.
Na drzewie wciąż widoczne były czerwone plamy krwi. Widząc to zamarł. Podkulił ogon, obserwując kocura. Miał... znowu tam wejść? Jego serce przyspieszyło, ale nic nie powiedział, oczekując na polecenie.
- Nie trzęś kuprem jak obsrany kurczak, masz zadanie do wykonania - syknął, podnosząc wzrok ku górze. - Masz pozbyć się tych śladów. Nie obchodzi mnie jak, możesz odgryźć korę, zlizywać to do usranej śmierci, ale musisz nauczyć się po sobie sprzątać - mruknął.
Spojrzał na korę. Na szczęście ślady nie były dość wysoko, więc na pewno tym razem nie spadnie. Prawda?
- Dobrze, Wielki. Posprzątam. - miauknął, zaczynając oczyszczać drzewo od dołu. Zaczął lizać plamy, które już dawno zaschły. Metaliczny posmak został jednak na jego języku. Było to nieco straszne, ale nie powinien bać się czegoś swojego. Nie przynosilo to jednak skutków, więc postanowił poodrywac korę. To było lepsze wyjście, bo drzewo było stare i łatwo zrzucało swoją okrywę. Kiedy dół był oczyszczony, musiał wejść wyżej. Wczepił się łapkami w korę i jak wiewiórka zaczął sunąć po swoim krwawym śladzie, oczyszczając drzewo. Pazurki znów go piekły od takiego wysiłku, ale nie mógł zawieść kocura. Miał tylko nadzieje, że później pomoże mu zejść. Czuł jak ten przypatrywał mu się w uwadze.
- Postaraj się bardziej - rzucił na zachętę. - Sprawdzę potem, czy nigdzie nie została plamka. Zostawię cię tutaj, jeśli znajdę chociaż jedną - zagroził.
Starał się wszystko wyczyścić, słysząc groźbę. Nie chciał znów zlatywać z drzewa i złamać kolejnej łapy. Gdy uznał, że zrobił wszystko co należało, niedostrzegając innych plam, powoli zaczął się opuszczać, próbując nie pokaleczyć się ponownie. Nie chciał znów sprzątać swojej krwi. Tym razem był niżej, więc upadł na ziemie ze stęknięciem, otrzepując się. Łapki go bolały, ale był cały.
Wojownik podszedł do drzewa, obchodząc je. Na ziemi leżały poodgryzane kawałki kory.
- Mogłeś się bardziej postarać - stwierdził, patrząc na niego z żalem. - Nie zależy ci na sile? - spytał.
- Wybacz, Wielki. Zależy. Mam... jeszcze raz? - miauknął.
- Nie - rzucił oschle. - Wciąż nie skończyłeś sprzątać. Myślisz, że możesz sobie od tak zostawić to drewienko tutaj? - prychnął. - Daję ci chwilę na skrycie tego w okolicy. Potem poszukam i jeśli znajdę, wniosę cię znowu na najwyższą gałąź. A jeśli będziesz próbował sam zejść i znowu nabrudzisz, po raz kolejny będziesz musiał posprzątać - orzekł.
Sierść zjeżyła mu się na te groźby. Złapał w pysk korę, napychając ją pomiędzy policzki, po czym odbiegł. Musiał się postarać. Nie chciał skończyć znów na drzewie! Rozglądał się za potencjalną kryjówką. Dojrzał w okolicy, że ziemia była tu miękka. Zaczął od razu kopać, a następnie wsadził kawałki kory do dziury, zakopując. Na to, przysunał jakieś gałązki i liście, tak jakby nic tu nie zaszło. Później wrócił do kocura.
- Już, panie. Nie znajdziesz... ich.
- Jesteś pewny i przyrzekasz na swoje życie, że ich nie znajdę? - spytał, spoglądając na niego srogo. - Wiesz że kara będzie bolesna?
- Tak, wiem Wielki. Nie znajdziesz ich na pewno - miauknął z pewnością. On sam by nie znalazł, gdyby miał szukać.
- O tym się dopiero przekonamy - mruknął i ruszył w kierunku, w którym dzieciak wcześniej pobiegł. Gdy minął krzaki, zaczął uważniej się rozglądać. Łapą przesuwał gałązki pewłe liści i pochylał się, by zajrzeć w każdy zakamarek.
Zakręcił się dookoła jeszcze kilka razy i wtem łapa lekko zapadła mu się na miękkim gruncie i wywalił się, ryjąc pyskiem w ziemię. Momentalnie zerwał się i otrzepał, zażenowany tym upokorzeniem przy kociaku. On jednak nie zareagował na tą wywrotkę, odwracając tylko wzrok w bok. To była jego wina. Znalazł jego kryjówke! Będzie skończony. Czuł to.
Wojownik zaczął nerwowo rozkopywać kupę liści spod siebie, aż nie dostrzegł lekkiej wypukłości. Uniósł brew z zaskoczenia i spojrzał na przerażonego malca.
- Aha.
Zaczął intensywnie kopać, aż nie wynalazł reszty kory. Skrzywił się, niezadowolony z tego, że szukanie zajęło mu tak długo. Hardym krokiem podszedł do młodszego i szarpnął go za kark, podnosząc do góry. Ignorując jego piski, podszedł z nim do drzewa i rzucił tuż obok jego pnia.
Następnie zamachnął się łapą, ale zamiast uderzyć go w pysk, lekko poklepał go po głowie.
- Brawo, nie poszedłeś na łatwiznę.
Myślał, że tam umrze. Było po nim. Skończy z powrotem na drzewie. Tak się o dziwo jednak nie stało, mimo że drżał z przerażenia. Został... pochwalony? W oczach wezbrały mu łzy, które spłynęły mu po policzkach.
- Dziękuje, Wie-elki - miauknął, czując ulgę
- Twoje Wielki mi się znudziło - syknął. - Używaj innych określeń, bo jak mówisz ciągle jedno i to samo, to odbieram wrażenie, że masz mnie za grubego - stwierdził.
- Prz-przepraszam Najwspanialszy, już to się więcej nie powtórzy - przysiągł, dalej rycząc.
- Ta, jasne. - Przewrócił oczami. - Już to mówiłem, co innego czynisz, co innego paplasz. I nie jąkaj się, bo wciąż mnie tym irytujesz - dodał ostrzej. - Ah, chcesz, żeby mi serce siadło od tych nerwów?
- Nie chcę Najsilniejszy - Spuścił łeb. Musiał ograniczyć to co mówił dla swojego dobra. Nie chciał skończyć z powrotem jako gówno.
<Krwawnik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz