Zerwała się na równe łapy, a kocię, które ledwo co zadomowiło się przy jej
futrze, utraciło na moment równowagę i w ostatniej sekundzie uratowało
się od bliskiego zetknięcia pysku z ziemią. Motyl nieustannie przenosiła
wzrok to z
pointa na Cisową Kołysankę i z powrotem. Ugryzła się w język, czując
wbite w nią wnikliwe spojrzenie karmicielki. Czego ona chciała? Przecież
nie zabije jej dzieciaka, co najwyżej sobie pożyczy, ale zdecydowanie
bardziej zasługiwała na posiadanie go w opiece. Byłaby w stanie usiąść
na środku obozu i księżycami wymieniać powody, wedle których była o
wiele lepszym materiałem na matkę niż wszystkie inne kotki razem wzięte.
— Ale bez takich określeń — fuknęła, a wąsy zadrżały jej z oburzenia.
— Dlaczego ci się nie podoba? — spytał kocurek, przekrzywiając na bok łebek i wpatrując się w nią wyczekująco. Możliwe, że szylkretka była przewrażliwiona, ale wyczuwała tu zwykłą prowokację do zdenerwowania jej do granic możliwości. W obozie akurat starała się nie unosić gniewem, nie mogła popsuć sobie opinii idealnej i ułożonej. Zresztą, wystarczająco już dała nadwyrężyć swoje nerwy. Tylko Jastrzębia Gwiazda był na tyle zdolny, aby wzniecić w niej chęć podniesienia głosu.
— Ale bez takich określeń — fuknęła, a wąsy zadrżały jej z oburzenia.
— Dlaczego ci się nie podoba? — spytał kocurek, przekrzywiając na bok łebek i wpatrując się w nią wyczekująco. Możliwe, że szylkretka była przewrażliwiona, ale wyczuwała tu zwykłą prowokację do zdenerwowania jej do granic możliwości. W obozie akurat starała się nie unosić gniewem, nie mogła popsuć sobie opinii idealnej i ułożonej. Zresztą, wystarczająco już dała nadwyrężyć swoje nerwy. Tylko Jastrzębia Gwiazda był na tyle zdolny, aby wzniecić w niej chęć podniesienia głosu.
— Brzmi jak zwrot to takiej niedołężnej
staruszki, co już ledwo się rusza i jedynie siedzi w kącie legowiska,
obżerając się cały dzień piszczkami — stwierdziła, krzywiąc się, bo w
głowie mignęło jej wyobrażenie siebie samej w takowej roli. — Jak już, to
możesz mi mówić mamusiu, albo zwyczajnie mamo. Nie wysilaj się na tego
typu ksywki, albo przynajmniej zachowaj je dla siebie — sarknęła.
— Czyli akceptujesz mnie jako swojego syna?
— zagadnął z lekkim niedowierzaniem w głosie.
Motyli Trzepot zmierzyła go perfidnie krytycznym spojrzeniem.
— Powiedzmy, że nietypowe umaszczenie ratuję cię i będę w stanie
przyznać się do ciebie
—
rzekła po dłuższej chwili namysłów i oceniania niezwykłości wspomnianego
koloru futra.
— Jesteś dosyć chudy, czy ta wariatka cię głodzi?
—
dociekała.
Nie czuła się najlepiej ze sposobem, w jakim
wyrażała się o swej mentorce. Dobrze wspominała trening i podejście srebrnej. Nie martwiła się nawet potencjalnym
zagrożeniem w postaci Gąsiorka, który mógłby wygadać się innym z jej
nie do końca miłych słów. W końcu to zwykły dzieciak, u którego można zwalić wszystko
na zbyt bujną wyobraźnię.
Tu raczej wyjaśnieniem jej
samopoczucia była zazdrość. Cisowa Kołysanka młoda nie była, a w dodatku
przez swą ślepotę miała w życiu wiele utrudnień. A mimo to dała radę
znaleźć sobie kogoś i dorobić się własnych dzieci, podczas gdy Motyl
próbowała bezskutecznie wszystkiego. A cel miała taki sam, więc jej
niemoc doprowadzała ją do rozpaczy i zawiści. Zapragnęła odebrać srebrnej to szczęście.
—
Ale twoja matka może być problemem
— wtrąciła nagle.
—
Tak łatwo mi ciebie nie odda.
Plus nie podoba mi się twoje obeznanie w plotkach o mojej bezpło...
— urwała. Nienawidziła tego słowa i zawsze utykało jej w gardle, gdy próbowała je wypowiedzieć.
— Sam wiesz, o co chodzi. Uznajmy, że jak
usłysz coś niezbyt przychylnego na mój temat, to się ładnie dogadamy i
będziesz mi mówił, kto rozsiewa takie niedorzeczne historyjki
— oświadczyła.
— Ze swoją aktualną "mamcią" zbyt wiele nie osiągniesz, ale ja zrobię z ciebie kogoś pożytecznego. Dla klanu oczywiście
— doprecyzowała.
<Gąsiorek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz