Asterek wyszedł ze żłobka, co było niesamowitym dokonaniem! Zwykle siedział w żłobku i nie ruszał się ze swojego miejsca, a jak już wychodził to w jakiś ważnych sytuacjach typu: Motyli Trzepot gdzieś wychodziła na polanę, lub pewnego razu wyszedł z siostrą podczas przygotowywania się na zgromadzenie. A dzisiaj sam z siebie, bez powodu, wyszedł z nory. Miał złe przeczucia co do swojego czynu, ale dziś był wyjątkowy dzień. Znaczy… nie do końca wyjątkowy. Po prostu mu się nudziło w żłobku i postanowił się rozejrzeć. Na polanie było mało kotów, więc zapowiadała się nuda. Nagle w powietrzu zaczęły latać motyle, bardzo piękne dwa Pazie Królewskie. Ale śliczne były! Kociak automatycznie zaczął śledzić istoty w celu przyjrzenia się im. Biegł za nimi. Biegł, biegł i biegł, nawet się nie męczył. Niestety pazie były szybkie, a Asterek nie miał długich łap. Rozpaczliwie piszcząc i nie odpuszczając sobie, gonił je przez polanę. Już skoczył, już je miał, już czuł je w łapkach, ale wtem tragicznie spadł na ziemię. Na szczęście nie podskoczył wysoko, to też upadek go nie bolał, więc wstał i dalej biegł, ile miał sił w łapkach.
-No d-dalej! N-nic wam n-nie zrobię! - pisnął w stronę pięknych stworzeń. Nagle potknął się o swoje łapki, upadając pyszczkiem na ziemię. To już go bolało. Fuknął, zdeterminowany wstał i na ślepo biegnąc z nadzieję na dogonienie motyli, wpadł w coś miękkiego, a zarazem twardego, nie dało się tego sprecyzować. Przez chwilę siedział nieruchomo w tym czymś. Przypominało mu to sierść brata, Jastrząbka, jednak była bardziej zadbana i bardziej szorstka od białego kociaka. Najdelikatniej jak mógł, odsunął główkę i popatrzył na to coś. Duży. Biało czarny… masywny… kocur. Był to Mroczny Omen. Skąd o tym wiedział? Skąd go znał? A jak już było wspomniane, niedawno pod nieobecnością Motylego Trzepotu razem z Frezją wybiegli ze żłobka za matką w celu śledzenia jej i przeprowadzania tajnej akcji zwanej też jako: „Śledztwo znikania mamusi”. Podziwiali innych wojowników zbierających się na zgromadzenie w tym czasie. To imię zostało wypowiedziane, a tamten podniósł głowę, więc nic dziwnego, że go rozpoznał.
W oczach Asterka widać było strach, a sam się trząsł jak galareta.
- P-p-p-prze…. P-p-prze… P-p-przep-praszam!
-No d-dalej! N-nic wam n-nie zrobię! - pisnął w stronę pięknych stworzeń. Nagle potknął się o swoje łapki, upadając pyszczkiem na ziemię. To już go bolało. Fuknął, zdeterminowany wstał i na ślepo biegnąc z nadzieję na dogonienie motyli, wpadł w coś miękkiego, a zarazem twardego, nie dało się tego sprecyzować. Przez chwilę siedział nieruchomo w tym czymś. Przypominało mu to sierść brata, Jastrząbka, jednak była bardziej zadbana i bardziej szorstka od białego kociaka. Najdelikatniej jak mógł, odsunął główkę i popatrzył na to coś. Duży. Biało czarny… masywny… kocur. Był to Mroczny Omen. Skąd o tym wiedział? Skąd go znał? A jak już było wspomniane, niedawno pod nieobecnością Motylego Trzepotu razem z Frezją wybiegli ze żłobka za matką w celu śledzenia jej i przeprowadzania tajnej akcji zwanej też jako: „Śledztwo znikania mamusi”. Podziwiali innych wojowników zbierających się na zgromadzenie w tym czasie. To imię zostało wypowiedziane, a tamten podniósł głowę, więc nic dziwnego, że go rozpoznał.
W oczach Asterka widać było strach, a sam się trząsł jak galareta.
- P-p-p-prze…. P-p-prze… P-p-przep-praszam!
<Dajesz Omen idolu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz