Miodunka już go lubiła, mimo tego jak cichy był.
***
- Hej Nikt! – miauknęła, podchodząc do kocurka. Na zewnątrz działo się coś dziwnego. Babcia zwołała zebranie. Miodunka słyszała że jej matka coś zrobiła, ale nie wiedziała, co dokładnie. O to "coś" chodziło? Jaskółka nie chciała ich wypuścić z kociarni, ale liliowa wymyśliła sprytny plan.
Miodunka miauknęła szeptem do czarnego arlekina: - Posłuchaj bardzo uważnie – zaczęła. Żółtooki z gotowością skinął głową. – zajmij Jaskółkę, odwróć jej uwagę. Coś dzieje się na zewnątrz, ale ona nie pozwala nam choćby spojrzeć w tamtą stronę. Muszę się dowiedzieć, co tam się dzieje. – powiedziała. – rozumiesz? – dopytała, żeby mieć pewność, iż kocurek zrozumiał przekaz. Syn Doli skinął twierdząco głową.
Po chwili usłyszała głos kociaka:
- Nic się źle czuje - miauknął do kotki, która zaniepokojona wstała i podeszła do małej.
Miodunka ruszyła w stronę wyjścia. Jej brat Lukrecja, widząc co robiła, poszedł za nią. Razem wyjrzeli ze żłobka. I wtedy usłyszała słowa padające z pyska jej babki. Jak okropnie mówiła o Plus. Zaraz...ruda zabiła? Jak to zabiła? Zabiła... Błysk? Ale to przecież nie możliwe, Plusk taka nie była! A nawet jeśli faktycznie pozbawiła liderkę życia, to na pewno to było coś bardzo, a to bardzo ważnego, co ją do tego skłoniło. Szylkretka w końcu wiedziała, że jej matka często się jąkała, była strachliwa i nadopiekuńcza.
I wtedy Brzoskwinia powiedziała o karze dla klasycznie pręgowanej medyczki.
Wyrwanie wąsów.
Miodunka ledwie powstrzymała się od syku, kiedy Wiatr wyszedł przed szereg.
Widząc go, zjeżyła się.
Bury od dawna sprawiał jakieś dziwne wrażenie. Nie lubiła go. Do tego od dawna wiedziała, że matka się go bała, to było widoczne na pierwszy rzut oka. Czy to przez niego nie mogli wychodzić?
Miała nadzieję, że babcia zaprotestuje, odwoła tę straszną karę, opamięta się, ale to były tylko płonne marzenia...
Słyszała krzyki matki, widziała, jak bury kocur wyrywa jej wąs za wąsem, jak krew spływa z pyska karmicielki.
Z oczu szylkretki zaczął płynąc potok łez. Nie mogła oderwać wzroku od rudej i wojownika. Odwrócić uszu od źródła wrzasku, jakim była jej matka, w bólach tracąca kolejne wąsy, nawet te nad oczami.
Widząc, jak ruda upada na kałużę krwi po procesie, Miodunka miauknęła:
- NIE! NIE! NIE! NIE!!!!- wrzeszczała. Jaskółka widząc, że kocięta zobaczyły jednak całą akcję, szybko zabrała Miodunkę. A raczej próbowała, bo zielonooka ze łzami w ślipiach i sykiem podrapała córkę Kudłacza, po czym uciekła w kąt.
***
Wściekła siedziała sama w kącie żłobka. Była ciemna noc. Wiedziała, że jutro będzie miała mianowanie na ucznia, jednak miała to w nosie. Dalej przeżywała to, co stało się z jej matką. To niesprawiedliwe okaleczenie jej, sprawienie takiego bólu. Bicolorka nie mogła spać. Była wściekła niczym borsuk. Wściekła na Wiatr i na swą babcię również. Jak mogli. Jak śmieli. Ale bardziej jej celem był bury. Był okropny. Liliowa była przekonana, że miał z tym więcej wspólnego, niż tylko wyrwanie matce wąsów, to nie mógł być przypadek.Szylkretowa uniosła swą łapkę do góry, po czym przybliżyła ją do swych wibrysów.
Po chwili po żłobku rozniósł się wrzask. Tak podobny do tego, kiedy jej matce wyrywano wąsy, tylko że pojedynczy. Biały wibrys opadł na legowisko, a z miejsca w którym wcześniej był wyleciała strużka szkarłatnej krwii.
- Miodunko? Miodunko! Co się stało? – miauknęła Jaskółka, po czym podbiegła rozbudzona wrzaskiem córki Bza do niej. Widząc brakujący wąs, zamarła.
- Nie interesuj się tym. – warknęła zielonooka, po czym odeszła w kąt.
Wyrwała swój najgrubszy, najdłuższy wąs. Każdy to zauważy. Każdy. Ale Miodunka miała to w nosie. Przeniosła się do innego kąta, ignorując nawoływania czarnej karmicielki. Teraz jeszcze dodatkowo poznając sama ból wyrwania wąsa, miała jeszcze większą świadomość, jakie katusze musiała przeżyć medyczka.
Nie widziała matki od egzekucji, ruda ciągle siedziała w jakimś więzieniu, albo w legowisku medyków. Szylkretka była wściekła. Może i Jaskółka pozwalała im na więcej, ale ją to nie obchodziło. Nawet mimo nadopiekuńczości Plusk, wolała, aby to ona tutaj była. Zwinęła się w kłębek, po czym usnęła.
***
następnego ranka
Odbyła mianowanie. Jej mentorem był niejaki Agrest, wojownik, syn Janowca. Kotka miała jednak dalej mieszkać w żłobku, jej nauczyciel miał przychodzić i uczyć ją teorii, nie mieli wychodzić za daleko poza obóz.Szylkretka skierowała kroki do znanego jej już czarnego kocurka.
- Hej, Nikt. – miauknęła do niego. Syn Doli zwrócił uważne spojrzenie żółtych oczu w jej stronę. – dzięki za odciągnięcie Jaskółki. Posłuchaj, wiem, że przywykłeś do tego, że ciebie i twoją siostrę traktują, no, jak śmiecie – miauknęła. – ale dla mnie jesteś czymś więcej, i oni nie powinni się tak zachowywać. Ty nawet nic złego nie zrobiłeś w życiu, już ja więcej zrobiłam wybryków, niż ty. Dlatego nie pozwolę, aby tak cię traktowano. Zasługujesz na to, aby traktowali cię normalnie. Dlatego, zacznę od twego imienia, a raczej jego podróbki. Nie jesteś „Nikim” – przemawiała jak prawdziwi mówca – jesteś dobrym kotem. Dlatego nadaję ci imię. – zrobiła dramatyczną pauzę – od teraz nazywasz się Porost. A każdy, kto tego nie zaakceptuje, jest skończonym dupkiem i powinien się wstydzić. – miauknęła dumnie, czekając na reakcję młodszego kocięcia.
<Nikt?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz