Zaszedł do legowiska medyków jedynie z powodu ciekawości. Plusk wciąż nie miała pełnoprawnej fuchy, bowiem cały czas szkoliła się w obcym klanie, co skłaniało go do ciągłych rozmyśleń na temat tego, czy kotka w ogóle spełnia się w swojej roli. Jeśli wciąż ma tytuł ucznia, to czy na pewno zasługuje na tę pracę?
Przyjrzał się jej. Aktualnie kręciła się pośród chorych. Rude futro przemieszczało się od stosu medykamentów, a następnie wędrowało do wynędzniałych wojowników i wciskało im zielsko w pysk. Patrzył z uwagą na wszelkie okazy roślinności, zastanawiając się, jak bardzo zabawna byłaby sytuacja, gdyby kotka pomyliła lek z jakimś trującym kwiatkiem i w ten sposób pozbawiła życia w teorii niewinnego bytu.
Przewrócił oczami, kryjąc swe zadowolenie. Gdyby tylko znał się na szkodliwych roślinach, chętnie sam spróbowałby przyczynić się do spełnienia tak wspaniałego planu. Niestety Plusk nie raczyła zza jego kocięcych czasów podzielić się tą tajemną wiedzą. Do dziś nie był pewien, czy nie chciała po prostu zastraszać zwykłego malca takimi informacjami, czy po prostu była głupia.
— Coś ci dolega? — spytała nagle, zatrzymując się nieopodal niego i skupiając na nim swą uwagę. Spojrzał przelotnie na dwójkę chorych, którym kotka najwyraźniej skończyła pomagać.
— Nie — odparł spokojnie. — Przyszedłem zobaczyć, czy wszystko w porządku. W końcu jest taka ciężka do przeżycia pora, niebywałe zimno, przez co zmartwiłem się, że skończyły się zapasy twoich niebywałych roślinek, chciałem pomóc... — mruknął, chyląc głowę ze skruchą i jednocześnie kryjąc roztaczające się na jego pysku obrzydzenie.
Brzmiał jak cienias. Jak taki dobrze wychowany przez kochanych rodziców empatyczny kocurek.
— A, to... miło, że o tym pomyślałeś — stwierdziła, rozglądając się. — Na szczęście mam wszystko, co trzeba.
— Świetnie. — Niemalże przerwał jej, znudzony przebywaniem w tym miejscu. — To spokojnego dnia życzę.
Opuścił legowisko, a jego przesłodzony dobrocią głos rozbrzmiewał mu w uszach. To żałosne, że dla przykrywki musiał zniżać się do takiego poziomu. Zauważył jednak, iż takowe zachowanie uchodzi za normę w Owocowym Lesie.
Nie wiedział, z jakiego powodu tak bardzo odbiegał od ich standardów, ale uznał, że nie w nim wina. Każdy z obecnych tu popaprańców miało coś zdecydowanie nie tak z głową. Dlaczego przyszło mu żyć w tym bezmyślnym, niezasługującym na egzystencje społeczeństwie?
To przecież nie go los powinien karać.
Przyjrzał się jej. Aktualnie kręciła się pośród chorych. Rude futro przemieszczało się od stosu medykamentów, a następnie wędrowało do wynędzniałych wojowników i wciskało im zielsko w pysk. Patrzył z uwagą na wszelkie okazy roślinności, zastanawiając się, jak bardzo zabawna byłaby sytuacja, gdyby kotka pomyliła lek z jakimś trującym kwiatkiem i w ten sposób pozbawiła życia w teorii niewinnego bytu.
Przewrócił oczami, kryjąc swe zadowolenie. Gdyby tylko znał się na szkodliwych roślinach, chętnie sam spróbowałby przyczynić się do spełnienia tak wspaniałego planu. Niestety Plusk nie raczyła zza jego kocięcych czasów podzielić się tą tajemną wiedzą. Do dziś nie był pewien, czy nie chciała po prostu zastraszać zwykłego malca takimi informacjami, czy po prostu była głupia.
— Coś ci dolega? — spytała nagle, zatrzymując się nieopodal niego i skupiając na nim swą uwagę. Spojrzał przelotnie na dwójkę chorych, którym kotka najwyraźniej skończyła pomagać.
— Nie — odparł spokojnie. — Przyszedłem zobaczyć, czy wszystko w porządku. W końcu jest taka ciężka do przeżycia pora, niebywałe zimno, przez co zmartwiłem się, że skończyły się zapasy twoich niebywałych roślinek, chciałem pomóc... — mruknął, chyląc głowę ze skruchą i jednocześnie kryjąc roztaczające się na jego pysku obrzydzenie.
Brzmiał jak cienias. Jak taki dobrze wychowany przez kochanych rodziców empatyczny kocurek.
— A, to... miło, że o tym pomyślałeś — stwierdziła, rozglądając się. — Na szczęście mam wszystko, co trzeba.
— Świetnie. — Niemalże przerwał jej, znudzony przebywaniem w tym miejscu. — To spokojnego dnia życzę.
Opuścił legowisko, a jego przesłodzony dobrocią głos rozbrzmiewał mu w uszach. To żałosne, że dla przykrywki musiał zniżać się do takiego poziomu. Zauważył jednak, iż takowe zachowanie uchodzi za normę w Owocowym Lesie.
Nie wiedział, z jakiego powodu tak bardzo odbiegał od ich standardów, ale uznał, że nie w nim wina. Każdy z obecnych tu popaprańców miało coś zdecydowanie nie tak z głową. Dlaczego przyszło mu żyć w tym bezmyślnym, niezasługującym na egzystencje społeczeństwie?
To przecież nie go los powinien karać.
***
Podobał mu się ten chaos. Niektórzy udawali, że było dobrze. Sądzili, iż tożsamość prawdziwego mordercy była im znana i ich obawy o własne życia nie miały już powodów do istnienia. Nawet gdy wiedzieli, że Plusk nie byłaby z różnych względów w stanie ubić reszty zdechlaków, to i tak próbowali pocieszać się w ten naiwny sposób.
Uznał, że nie zaszkodzi mu zrobić niewielką scenę. Miał nadzieję, że w przypływie nerwów, żółtooka wyrzuci z siebie garstkę pożytecznych informacji, albo chociaż poda powód dokonanego przestępstwa.
Bo to Krwawnika w mordercach intrygowało najbardziej. W jaki sposób wybierali ofiarę? I dlaczego w ogóle decydowali się na to, by, zamiast rozwiązać jakiś drobny konflikt pokojowo, pchali się od razu z pazurami na innych?
Sam pamiętał, że pierwszy raz zabił z ciekawości. Tyle mówiono o zabójcach, a że w żłobku i poza nim nikt nie poświęcał mu uwagi, zapragnął zagłębić się w tym temacie bardziej. A gdy nadarzyła się okazja, to ją wykorzystał. Teraz zapach krwi był jego zbawieniem, a mordowanie czystą rozrywką.
Zajrzał do legowiska medyczki. Ruda sylwetka kuliła się w kącie. Ze swojego miejsca spostrzegł brak wibrysów i ledwo co ukrył uśmiech satysfakcji. Pamiętał to całe widowisko, było nieziemskie i aż szkoda mu było, że poprzestali tylko na takiej drobnej karze. Przecież koty miały tak wiele części ciał, których dało się ich pozbawić...
— Plusk? — zaczął ze spokojem, chcąc tylko zwrócić jej uwagę. — Dlaczego to uczyniłaś? Czy... Czy moją matkę i siostrę również pozbawiłaś życia? — wykrztusił, wykonując niewielki krok w tył.
Ot, zwykły odruch, który miał uświadomić medyczkę, że czuł wobec niej lęk...
— J-ja...
— Jaki jest twój motyw? Czym ci zawiniły tak niewinne istoty? — drążył. — Nawet jeśli za kimś nie przepadasz... Dlaczego go zabijasz, zamiast po prostu z nim porozmawiać? — wręcz załkał, starając się brzmieć na roztrzęsionego.
Uznał, że nie zaszkodzi mu zrobić niewielką scenę. Miał nadzieję, że w przypływie nerwów, żółtooka wyrzuci z siebie garstkę pożytecznych informacji, albo chociaż poda powód dokonanego przestępstwa.
Bo to Krwawnika w mordercach intrygowało najbardziej. W jaki sposób wybierali ofiarę? I dlaczego w ogóle decydowali się na to, by, zamiast rozwiązać jakiś drobny konflikt pokojowo, pchali się od razu z pazurami na innych?
Sam pamiętał, że pierwszy raz zabił z ciekawości. Tyle mówiono o zabójcach, a że w żłobku i poza nim nikt nie poświęcał mu uwagi, zapragnął zagłębić się w tym temacie bardziej. A gdy nadarzyła się okazja, to ją wykorzystał. Teraz zapach krwi był jego zbawieniem, a mordowanie czystą rozrywką.
Zajrzał do legowiska medyczki. Ruda sylwetka kuliła się w kącie. Ze swojego miejsca spostrzegł brak wibrysów i ledwo co ukrył uśmiech satysfakcji. Pamiętał to całe widowisko, było nieziemskie i aż szkoda mu było, że poprzestali tylko na takiej drobnej karze. Przecież koty miały tak wiele części ciał, których dało się ich pozbawić...
— Plusk? — zaczął ze spokojem, chcąc tylko zwrócić jej uwagę. — Dlaczego to uczyniłaś? Czy... Czy moją matkę i siostrę również pozbawiłaś życia? — wykrztusił, wykonując niewielki krok w tył.
Ot, zwykły odruch, który miał uświadomić medyczkę, że czuł wobec niej lęk...
— J-ja...
— Jaki jest twój motyw? Czym ci zawiniły tak niewinne istoty? — drążył. — Nawet jeśli za kimś nie przepadasz... Dlaczego go zabijasz, zamiast po prostu z nim porozmawiać? — wręcz załkał, starając się brzmieć na roztrzęsionego.
<Plusk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz