— Mam nadzieję, że chociaż was nie stracę.
Czuł rozpierające przygnębienie, jak pomyślał o tym, jaka jest śmierć. Niczym nie różni się od wygłodniałego lisa; cichego, szczwanego, który nadchodzi niespodziewanie i zabija w pięć uderzeń serca. Śmierć zawsze nadchodziła niespodziewanie. W jednej chwili z kimś rozmawiasz... W drugiej już go nie ma. Bał się, że z Zimorodkową Łapą stanie się tak samo. Zależało mu na siostrze najbardziej na świecie. Była dla niego jak zwierzyna w lesie lub jak strumyki świeżej wody przebiegające przez terytoria - coś, bez czego nie dało się żyć. Coś, co nadawało światu barw.
Nie czuł podobnego uczucia do Jarzębinowej Łapy. Oczywiście, była jego siostrą i kochał ją, ale to nie było to samo uczucie, jakie darzył w stosunku do Zimorodek. Nie była taka konieczność, powinność, by zawsze bronić ją przed każdym niebezpieczeństwem.
To mogła być odważna myśl z jego strony, ale mógł przyrzec, że gdyby coś lub ktoś skrzywdziło Zimorodek, nie miałby najmniejszych skrupułów w zemście.
— Teraz możemy tylko pokazać Jaśminkowi, że jesteśmy gotowi iść dalej. — westchnął cichutko. — Żeby mogło być z nas dumne w Klanie Gwiazdy. Na pewno tam jest i nas widzi, prawda?
Cisza uświadomiła go, że nie tylko on jest przytłoczony tymi nagłymi śmierciami, które objęły Klan Klifu.
— A Cętkowany Ryś będzie świetną liderką. Równie świetną, co nasz tatuś.
Obejrzał się na siostry i uspokoił, gdy kiwnęły powoli łebkami.
Cokolwiek by się nie stało, musieli żyć dalej i tak długo, jak kroczą po ziemi, walczyć i polować dla klanu. Dla taty. Dla całej reszty rodziny. Bez słowa wstał i odszedł od sióstr, zamykając powoli powieki. Potrzebował chwili dla siebie, by zaakceptować to, co się wydarzyło.
* * *
Późnym popołudniem wracał z patrolu prowadzonego przez Koperkowe Futro. Teraz otrzymał miano nowego zastępcy przywódcy - co prawda, Lśniąca Łapa nie znał dobrze wojownika, ale wydawał się sympatyczny. Ufał, że będzie w przyszłości świetnym przywódcą.
Cieszył się, mimo wszystkich śmierci i przykrości, że z klanu wygnana została Rysi Puch. Nie sprawiała już zagrożenia.
W klanie zdawały się jednostki mniej przyjazne i otwarte, których lojalność też mógłby zakwestionować, ale nie oszukujmy się - Ryś nigdy nie zdawała się mieć choć kropelki przyzwoitości i wierności klanowi. Odkąd rozmawiał z Nocniakiem, utwierdził się w przekonaniu, że nie trzymając zębów za zębami, kotka przyniosła Klifiakom tylko wstyd i powielenie stereotypów. Żeby pokazać, że byli dumni, musieli reprezentować się godnie i spokojnie - nie dać się prowokować przez te bydlaki z Klanu Nocy.
Mógł powiedzieć otwarcie, że nie miał o Klanie Nocy dobrej opinii. Wolał się do nich nie zbliżać. Mordercy, którzy oskarżają pobratymców o morderstwo. Zabawne.
Spód przymrużonych czerwonych ślipii widział też znajomą sylwetkę. Błękitne, pręgowane futro z białą plamą na piersi. Po ostatniej rozmowie z uczniem potrzebował długiej chwili samotności, by odzyskać równowagę, uspokoić się i odstresować. A mimo to każda kolejna rozmowa przyprawiała go o jeszcze większe bóle głowy i bezsensowne próby zrozumienia kocura, który niewiele o sobie mówił, a o klanie, który go przygarnął, miał... Aż ZBYT wiele do powiedzenia.
Wzdrygnął się, gdy jego oczy przypadkowo nawiązały z nim kontakt wzrokowy. Odwrócił się błyskawicznie i odszedł w swoją stronę, jak gdyby nic się nie wydarzyło.
Lśniąca Łapa powędrował do legowiska uczniów. Wcześniej rozmawiał trochę z Rozżarzonym Sercem. Według białego była świetną kandydatką na zastępcę! Podziwiał ją za zapał i odwagę. Potrafiła nagadać, ale była też świetną kompanką do rozmów, a gdy było trzeba, umiała nawet wesprzeć. Umiejętność, którą nie każdy ma szansę posiadać.
Westchnął.
Widząc siostrę, wysilił się na lekki zatroskany uśmiech i podał jej mysz. Pewnie nie wyglądał zbyt przekonująco, ale trudno. Potrzebował jeszcze trochę czasu, żeby optymizm znów wrócił na jego pyszczek. To nie zmienia faktu, że wciąż chętnie zagadywał klanowiczy, rozmawiał z innymi uczniami, zadawał pytania wojownikom. Wciąż był tym samym przyjaznym kocurkiem otwartym na każdą znajomość - z tym, że nieco przygnębionym, czego starał się po sobie nie pokazywać. Uważał, że nie powinien też być aż nazbyt radosny, teraz. Jaśminowej Gwieździe należała się żałoba ze strony ich dzieci. Chciał pokazać szacunek tacie. Nie mógł zrobić tego w inny sposób, gdy dołączyło już do grona Klanu Gwiazdy. Ale wierzył, że tata gdzieś tam jest i obserwuje swoje potomstwo.
Lśniąca Łapa bez słowa ułożył się koło siostry, liżąc ją delikatnie i czule po pyszczku, by dodać jej otuchy.
— Jak twój humor na dzisiejszy dzień? — spytał ze szczerą troską w głosie.
<Zimorodku?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz