Gdy wychodzili, było jeszcze szaro. Jednym uchem słuchała brzęczenia rodzeństwa, pozwalając mu być tylko tłem jej rozmyślań. Ostrożnie analizowała słowa matki; w klanach zaczynaliby trening dopiero za trzy księżyce; ale oni musieli już teraz, by móc polować. Coś z tego faktu wysyłało dreszcze po jej kręgosłupie. Miała wrażenie, że mama zrobiła się chłodniejsza i poirytowana gdy to mówiła. Ale Kminek wiedziała, że kotka ma rację; widziała jak chudnie i czasami przynosi za mało jedzenia dla nich wszystkich, choć dopóki nie zostało to powiedziane, jakoś tak nie skojarzyła czemu. A co jeśli coś by się jej stało w czasie polowania? Bez umiejętności prawdopodobnie zginęliby i to odesłało myśli Kminek w niedawną rozmowę.
Tak więc z wdzięcznością przyjęła po powrocie do rzeczywistości żuka, za którym ganiały jej siostry i dołączyła do nich, niespecjalnie zmęczona wcześniej narzuconym tempem. Bylicy jednak się to nie spodobało i zaczęła iść szybciej, na co Kminek opuściła uszy i pobiegła za nią. Gdy zatrzymali się pod drzewem, by posłuchać instrukcji, czuła ziąb opadającej mgły przenikający przez jej futro. Jeszcze chwilę przed oficjalnym sygnałem startu, analizowała pień po którym mieli się wspiąć; dostrzegła, że był pochylony, i porównując to z doświadczeniem z zabawy w ich schronieniu, stwierdziła, że pójdzie na łatwiznę.
Teraz jednak było słonecznie, choć ziemia jeszcze się nie nagrzała. Nie zamierzała narzekać na pogodę, bo wolała to, niż błoto. Słyszała głosy sióstr i matki, ale bała się odwrócić uwagę od drzewa, by popatrzeć co się dzieje. Rozdrażniona za to kładła uszy po sobie i od czasu do czasu machała ogonem, bo okazało się, że Fiołek miał podobny pomysł i teraz blokował jej drogę, narzucając jej szybkość wspinania i pusząc się jak gołąb w czasie pilnowania gniazda. Ograniczał jej widoczność na to, co było przed nią i niezmiernie ją to irytowało; dzięki temu, że część liści spadła, mogła planować swoje kroki, ale co z tego, jak ten… Ugh.
Warknęła i zrobiła kolejny krok w górę, by czepić się gałęzi. Jak nie pniem to odnogą. Ta zakołysała się, ale przy pniu wciąż była gruba i nie było to tak odczuwalne. Przyszykowała się do przeskoczenia na kolejną. Za plecami słyszała coś o wejściu na trzecią gałąź i zakończeniu treningu. Dobrze, bo definitywnie planowała wejść wyżej, zakładając, jak powietrze między nią a bratem jeszcze bardziej się ochłodziło. Odsunęła wszystkie niepewne myśli i poruszyła zadkiem, by bardziej się ułożyć. Skoczyła i wbiła mocno pazury w gałąź, czekając, aż ta się uspokoi. Teraz była na równi z Fiołkiem i z satysfakcją zastrzygła uchem. Jeśli jej się uda, to Bylica na pewno będzie dumna i nie zmieni zdania co do przygarnięcia sióstr. Teraz tylko kolejna. Powtórzyła więc ruch, przy odbiciu się czując, jak coś przejeżdża po jej śródstopiu. Skrzywiła się, gdy wylądowała i odczekała moment, ale nie wydając dźwięku i nie czując nic więcej skoczyła przed Fiołka i wspięła się jeszcze wyżej, dając mu ogonem po pysku. Popędziła ile sił w łapkach dwie gałęzie wyżej. Na drodze do kolejnej stanęła jej właśnie czwarta, i teraz zawisła myśląc jak ją ominąć. Powoli nie czuła łap, ale koniecznie chciała dotrzeć wyżej.
– Brawo Kminek, możecie już schodzić! – Bylica zaczęła mówić jak mają zejść, ale młoda kotka wciąż wbijała zdeterminowane oczy w odnogę, jakby ta miała zniknąć jeśli odpowiednio długo będzie się na nią gapić. – Kminek! – machnęła tylko uchem, w końcu decydując się na ostrożne przesunięcie się w bok. I dostała liściem w pysk. Trzepnęła głową, mruknęła coś o karmie i przesunęła się dalej do piątej. Gałąź była nieco na prawo i była grubsza. Na tyle, żeby mogła do niej spokojnie przylgnąć i spojrzeć w dół, dysząc i wbijając prowokujące spojrzenie bratu. Ten powoli wycofywał się, ale je odwzajemnił i Kminek pierwsza przerwała kontakt wzrokowy, nagle czując się niekomfortowo. Pozbawiona pewności siebie rozglądnęła się, nagle zdając sobie sprawę, że nie jest pewna jak zejść. To nie był ich pieniek, z którego mogli nawet spaść i potrzebowaliby pecha, żeby coś im się stało. Jej łapy dygotały z wysiłku i musiała się oblizać, czując jak chce się jej pić.
– Dam radę zejść sama! – mruknęła.
Z zabaw wiedziała, że schodząc głową w dół nie potrafiłaby znaleźć oparcia dla łap, tylko by przyśpieszyła i spadła z impetem w ziemię, nabawiając się ran. Więc zostawało jej powolne wycofanie się tyłem. Przełknęła ślinę i poruszyła łapami, rozszerzając palce. Teraz szybko, zanim zacznie myśleć. Odwróciła się i złapała drzewa, po czym zaczęła schodzić w dół co jakiś czas zerkając na boki jak dużo jej zostało. Łapa ją ciągnęła i chciała mieć to za sobą by pójść spać. Gdy była już bardzo nisko, wyczuła jak znajomy kot łapie ją za kark i dała się postawić na ziemi.
– Brawo. Jestem z ciebie dumna.– pochwale towarzyszyło liźnięcie między uszami i z gardła Kminek wyrwało się krótkie mruczenie – Jutro reszta musi wspiąć się na tą samą gałąź co Kminek. – zwróciła się Bylica do reszty i Kminek lekko się najeżyła, niechętna temu porównaniu. Opiekunka odwróciła się już i chwyciła śpiącą Skowronek. Jej siostra zmrużyła oczy, zaniepokojona. Szylkretka zawsze była energiczna, więc coś takiego było niecodzienne. Wszyscy ruszyli do przodu, w stronę domu. Teraz, gdy adrenalina z niej zeszła, czuła jak piecze ją tylna łapa. Zaczęła kuśtykać za rodziną; niestety Bylica obejrzała się i od razu zauważyła nieprawidłowość jej ruchów, zakładając po tym, jak się zatrzymała ze spojrzeniem wciąż utkwionym w nią. Kminek automatycznie przylgnęła ogon bliżej ciała, czując, że coś poszło nie tak jak planowała. Matka opuściła wolno Skowronek na ziemię.
– Kminek – zaczęła, powoli się zbliżając – Czemu nie wspomniałaś, że coś cię boli?
– Um… – uciekła spojrzeniem w bok unikając patrzenia na rodzinę. Trochę głupio jej było i nie sądziła, że da się coś z tym zrobić, więc oczywiście, że nic nie powiedziała.
– Pokaż to. – Kminek kiwnęła i przewróciła się na bok by pokazać tylną łapę. Bylica mruknęła coś, jakby poirytowana i wstała. Machnęła ogonem żeby chwilę zaczekali. W międzyczasie obudziła się Skowronek i zamglonym spojrzeniem się rozejrzała, po czym położyła głowę na łapach. Kminek w tym czasie liznęła ranę, myśląc, że może to pomoże.
– A więc. – Bylica wróciła z dużymi liśćmi w pysku. – To jest szczaw. Żujecie go i nakładacie na zadrapanie. – Kotka zrobiła dokładnie to. Kociak po pierwszym zetknięciu się mazi cofnął łapę.
– Piecze. – mruknęła, kładąc uszy.
<Krokus?>
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz