Gronostaj.
Gronostaj nie żył.
Kiedy wciąż próbował wyjść z szoku po śmierci Drewna. Kiedy myślał, że już nie może być gorzej. Było. Milion razy.
Wcześniej nawet nie zdawał sobie sprawy, że można czuć się aż tak źle. Nieraz słyszał o zmarłych członkach czyiś rodzin, ale to zawsze wydawało się tak odległe. Nigdy nie spodziewał się, że sam może kogoś kiedyś stracić.
A Gronostaj… on przez cały czas tutaj był. I nagle, bez jakiegokolwiek uprzedzenia, tak po prostu zniknął. Zupełnie, jakby nigdy nie istniał.
Mimo to Agrest nie potrafił o nim zapomnieć.
Nieobecność brata wręcz kłuła w oczy. Każde miejsce, do którego się udał, przypominało mu o jego braku. Każda przestrzeń sprawiała wrażenie pustej.
Zostawił go wtedy. Zostawił go, gdy dowiedział się o śmierci Drewna. W momencie, w którym Gronostaj najbardziej potrzebował jego wsparcia, Agrest wyparł całą rzeczywistość wokół siebie.
Żałował, iż ogólnie nie spędzał z nim więcej czasu. Zwłaszcza po śmierci Drewna nie powinien opuścić go na krok. Wówczas morderca nie miałby okazji do popełnienia zbrodni. Miał ochotę wyrwać sobie sierść z tego powodu. Jak mógł go nie pilnować?!
Dlaczego oni? Dlaczego to spotkało akurat jego rodzinę? Potrafiłby oddać wiele, by tylko padło na kogoś innego.
Tak bardzo się bał. O Irysa. O Janowca. To nie mógł być przypadek, że zamordowano jego brata i rodzicielkę. Zabójca ewidentnie obrał za cel krewnych Agresta. Umyślnie chciał ich skrzywdzić. Jego skrzywdzić.
Czasem dostawał wręcz obsesji na punkcie bezpieczeństwa. Każdej nocy musiał sprawdzać, czy Irys, aby na pewno oddycha.
Pomimo wielkiego pragnienia, nie próbował już rozmawiać z tatą. Nie zniósłby odrzucenia. Nie teraz. Nie po tym, co się stało.
Krecik proponowała mu rozluźnienie treningów ze względu na zaistniałą sytuację. Jednak on zawsze odmawiał. W żadnym momencie nie chciał poświęcać tyle czasu na szkolenie jak obecnie. Uciekał w ten sposób od bólu. Mógł zapomnieć o wszystkim chociaż na chwilę. Im dłuższe, im częstsze treningi – tym lepiej. O to właśnie prosił mentorkę. Tak było również i tego razu.
— Dobrze, to już koniec na dzisiaj — oznajmiła Krecik, gdy podniósł się z ziemi.
— Co? Już? — Przełknął ślinę. — Ale ja jeszcze nie nauczyłem się lawirować.
— Wiem, ale jesteś już zmęczony. Jutro tu wrócimy.
— Moglibyśmy zostać chwilę dłużej? Postaram się bardziej i dam radę jeszcze dzisiaj to zaliczyć.
— To nie ma sensu, poćwiczymy jeszcze-
Słysząc słowa kotki, czuł, jak coś w nim pęka. Od dawna miał do niej żal z wielu powodów. Czarna ledwo okazywała jakiekolwiek emocje, kiedy wykonywał jej polecenia. Zazwyczaj mówiła coś w stylu: „Dobrze, ale”. I o ile jej umiejętność zauważania błędów pozwalała na szybsze robienie postępów, o tyle rzadko zwracała uwagę na to, co wychodziło mu dobrze.
Na początku nie przeszkadzało to Agrestowi. Promieniejący w nim entuzjazm, wygłuszał jego obawy. Aktualnie uwagi Krecik tylko przypominały uczniowi, jak wiele brakowało mu do zostania wojownikiem. Jak dużo musiał jeszcze zrobić, by tata mu wybaczył.
Sprawę dodatkowo pogarszał fakt, iż nie chwaliła go, nawet gdy wykonał wszystko poprawnie. W jej głosie nigdy nie usłyszał dumy. Po prostu uznawała zadanie za zaliczone i przechodziła do następnej rzeczy.
A teraz „Nie ma sensu” – powiedziała. Gorycz zbierająca się w nim od wschodów słońca, musiała w końcu wydostać się na zewnątrz.
— Czemu nigdy we mnie nie wierzysz?!
— O czym ty mówisz? — Uniosła brwi. — Agreście, odpuśćmy sobie-
— Po prostu powiedz mi wprost, że jestem najgorszym uczniem, jakiego kiedykolwiek znałaś. Powiedz to!
Wyraz twarzy czarnej natychmiast złagodniał.
— Hej, nigdy nie myślałam o tobie w ten sposób. Dobrze sobie radzisz — zapewniła. — I tak zrobiliśmy dziś więcej, niż planowałam. Wystarczy, że będziesz wypoczęty, zwolnisz tempo i na spokojnie powinieneś zaliczyć. Jeden dzień cię nie zbawi.
Nienawidził, gdy spoglądała na niego w ten sposób. Z litością. Nie potrzebował współczucia, potrzebował ukończyć trening!
— Nic nie rozumiesz! Ja muszę jak najszybciej zostać wojownikiem.
— Co? Nic nie musisz. Mamy jeszcze dużo czasu. — Zastanowiła się na chwilę. — Ktoś ci tak powiedział?
— Nie, ale mój tata, on… on inaczej mi nie wybaczy za tamto zgromadzenie.
— A próbowałeś z nim pogadać? Rozumiem, że jest zły, ale dostałeś już karę i wyraźnie żałujesz swoich czynów.
— To nie wystarczy.
— Wiesz… uważam, że twój tata mógłby przemyśleć sprawę-
— Ale nie, nie. Teraz jest już dobrze, przynajmniej wiem, co mam robić. — Agrest uśmiechnął się nerwowo. Miał nadzieję, że nie przestraszył jej zbytnio. — Tylko proszę, daj mi jeszcze jedną szansę. Bardziej się skupię i przejdę wolniej po tym ogrodzeniu. Obiecuję.
Krecik wpatrywała się w niego przez parę uderzeń serca, po czym westchnęła.
— Dobrze.
***
Zaczęło się ściemniać, gdy wrócił ze szkolenia. Nauczył się lawirowania, co nie obyło się bez trudu. Miał wrażenie, że zaraz łapy mu odpadną. Mimo to chciał jeszcze dzisiaj poćwiczyć ruch bitewny, który wychodził mu słabiej niż pozostałe.
Rozglądnął się, szukając ustronnego miejsca i dostrzegł Irysa, idącego w jego kierunku.
O nie. Z jednej strony pragnął zobaczyć brata. Miał teraz pewność, że wciąż żyje. Jednakże strasznie gryzło go poczucie winy. Zaniedbywał ich relację przez swój całodobowy trening. Odkąd zamordowano Gronostaja, było tylko gorzej. Po prostu… za każdym razem, gdy patrzył na Irysa, widział w nim niedawno zmarłego. Te same oczy, te same rysy twarzy, ten sam głos.
— Hej. Masz może ochotę przejść się na spacer? Alboo możemy tutaj zostać i razem coś przekąsić.
— Cześć. Miło, że proponujesz, ale ja… uchh, aktualnie powinienem ćwiczyć ruch bitewny, który nie wychodzi mi najlepiej.
Czuł się okrutnie, z tym że nie wyznał mu całej prawdy. Był tchórzem.
Brat przez moment wyglądał, jakby miał zaraz zarzucić inną propozycją. Niestety albo i stety, ten błysk w jego oku zgasł równie szybko, jak się pojawił.
— Jasne. Ale jakbyś miał kiedyś ochotę pogadać, czy spędzić wspólnie czas, to… cały czas tutaj jestem.
Gardło czekoladowego ścisnęło się na słowa Irysa. Ale nie mógł z nim zostać. Musiał trenować.
— Tak, tak — posłał mu zażenowany uśmiech — dzięki.
[przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz