Tygrysia Smuga nie wiedziała jak bardzo było ciężko. Nie widział, aby wychodziła ze żłobka. Podziwiał jednak jej entuzjazm, który sam już dawno stracił. Starał patrzeć się na życie w realistycznych barwach. Głód był potworny, cierpiał przez to i nie miał zamiaru znów się rozryczeć, bo świadomość, że niedługo umrze, była tak bardzo okropna. Nie powinien mówić młodej matce, że nie ma już nadziei, lecz jako zastępczyni, powinna wiedzieć jak się sprawy miały.
— Powiem ci szczerze, że nie ma co szukać... Chodzę z Czarnowronem codziennie i jeszcze nigdy nic nie udało nam się złapać. A zaglądaliśmy nawet do zasypanych nor. Tu nic już nie ma. Powinniśmy szukać poza naszymi terenami... — powiedział, zwieszając smętnie uszy.
— Poza? — Uniosła zaciekawiona wzrok. — To ryzykowne. Wszędzie są inne klany, a ich patrole nie byłyby zadowolone. A na terenach wolnych... Są samotnicy. Pewnie oczyścili tamte miejsca całkowicie ze zwierzyny, chociaż nie chcę brzmieć jak pesymistka — mruknęła.
Spodziewał się takiej odpowiedzi. Już rozmawiał na ten temat z Kamienną Gwiazdą i kotka miała podobne podejście co jej zastępczyni. Jednakże uważał, że nawet jeśli i tam nic nie było, przez ingerencje samotników, to większą i tak mieli szansę gdzieś indziej, niż trzymać się kurczowo tego co znali.
— Nie wiadomo czy ogołocili, jak nawet tego nie sprawdziliśmy. Klan głoduje... Jak tak dalej pójdzie to... — nie chciał kończyć zdania.
— Wiem, o czym myślisz, ale spokojnie — rzuciła z lekkim uśmiechem. — Śnieg wkrótce stopnieje i zgłodniała zwierzyna wyjdzie z nor. Będzie ich tyle, że nadrobimy ten cały okres głodu — dodała pocieszająco.
— Mam taką nadzieję... — Pociągnął nosem. — Przepraszam, że się rozklejam, ale jest mi ciężko... Boję się, że nie doczekam roztopów.
No i znów czarne myśli go zalały. Był taki żałosny! Powinien przestać rozmawiać z kotami. Na pewno kotka nie chciała słuchać jego biadolenia. Ale... ale był już tak bardzo tym wszystkim przerażony! Zawsze zasypiał z myślą, że to był jego już ostatni dzień na ziemi. Że odejdzie i nie obudzi się już nigdy. Ssanie w żołądku, które kłuło go boleśnie, potwierdzało to, że nie zostało mu już zbyt wiele czasu.
— Oh, Węgiel — zamruczała. — Dasz radę. Wszyscy damy. Teraz jest trudniej, ale nie zawsze może być pięknie. Zaufaj mi, od jutra będzie już tylko lepiej. Mogę nawet pójść z tobą na polowanie. Może razem akurat więcej znajdziemy? — mruknęła weselej.
— Pójdziemy i wrócimy z niczym. Wielu wojowników wychodzi na polowania. Nic nie przynoszą. Nie złapiemy nic. Klan Gwiazdy nas opuścił. Taka jest prawda... — brnął dalej, próbując jej przemówić do rozsądku. Nic już tu nie złapią. Smak mięsa był już tylko odległym wspomnieniem.
— Nie opuścił, na pewno są, tylko... Może mają jakieś problemy? Wiesz, nieśli ostatnio Piaskową Gwiazdę z zaświatów, to też mogło osłabić naszą więź — zasugerowała niechętnie.
— Może racja... — westchnął. — Oby jednak szybko się pozbierali. Teraz już jej nie ma. Mogliby dać przynajmniej Wiśniowej Iskrze jakiś znak. Pamiętam opowieści o tym, jak kiedyś to robili, a liderzy dostawali dziewięć żyć... To było prawdziwe? — zapytał, zmieniając temat.
— Oczywiście. Kiedyś liderzy naprawdę długo żyli, a teraz... Wydaję mi się, że za każdym zgromadzeniem widzę innego przywódcę na skale — westchnęła.
— Walka o władzę jest okrutna... Właśnie dzięki tym żywotom, pewnie Klan Gwiazdy chciał powstrzymać takie... coś. — podzielił się swoimi przemyśleniami.
Skinęła głową.
— A jak tam układa się tobie z Czarnowronem? — zapytała.
Słysząc pytanie o partnera, który ostatnio wręcz go zastraszył i zmusił do okropnego upokorzenia, uśmiechnął się sztucznie.
— Dobrze. Wspiera mnie w tych ciężkich czasach. Miło jest się do kogoś przytulić, gdy na zewnątrz jest tak zimno. Kocham go i martwię się o niego. Mocno schudł... Nie chciałbym by umarł... — skłamał, bo wręcz pragnął uwolnić się spod jego wpływu. Nie chciał znów przeżywać tego bólu. Pragnął zacząć żyć na nowo, a nie z wypranym mózgiem, który coraz bardziej uzależniał się od jego osoby. Tak bardzo się go bał, ale i jednocześnie nie potrafił się od niego uwolnić. Godził się na wszystko, by tylko ten demon, który w nim tkwił, nie wyszedł z jego boskiej powłoki. Bo co jak co, ale kocur był bardzo przystojny... Jednak wnętrze... Było zepsute niczym spleśniałe jabłko.
<Tygrys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz