Dzisiaj nadchodził dla niego wielki dzień. Mama wylizała go porządnie, by prezentował się przed klanem jako dobre dziecko, a nie diabełek, który ostatnio był na pyskach klanowiczów, tak samo jak jego siostra. Źle mu z tym było, że coś go więcej łączyło z Diament, jednak obiecał poprawę i nawet przeprosił wszystkich, których zwyzywał. Kończył swój szósty księżyc, co oznaczało, że dzisiaj miało odbyć się jego mianowanie. Trochę się tym denerwował, bo bał się kogo dostanie na mentora. Ale... ale była też dobra strona tego wszystkiego! Trafi do legowiska uczniów, gdzie będzie mógł bawić się ze swoimi przyjaciółmi! Płonąca Łapa i Leśna Łapa przecież dalej się szkolili. Będą mogli spać obok siebie, rozmawiać o nierudych i mama nie będzie miała do niego o to pretensji.
Uśmiechnął się do rudej, wychodząc na środek obozu, gdzie Kamienna Gwiazda zwołała klan. Dojrzał swoich przyjaciół, którzy pewnie z niecierpliwością oczekiwali na to, kogo dostanie na mentora. Lekki stres go złapał, lecz stał tam dumnie, tak jak jego matka, która posyłała mu uśmiech. Te księżyce w żłobku teraz odejdą w niepamięć. Zacznie się nowa era w jego życiu. Stanie się... dorosły.
- Jelonku, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Jelenia Łapa. Twoim mentorem będę ja. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę.
Szok to mało powiedziane. Czuł jak wszystkie gwiazdki zamarły, a leszcze niedowierzały w słowa, które padły. Zetknął się z Kamienną Gwiazdą nosem, pełen nieznanych mu odczuć i myśli. Starał się jednak to ukryć, bo przecież szkolenie przez lidera było zaszczytem. Nawet jeśli pluł na kamienie, wyobrażając sobie, że to ciocia, nawet jak jego przyjaciel wręcz chciał zobaczyć jak ją wyzywa... Tak teraz dziwnie się czuł. Czy przypadkiem nie lubiła tylko czarnych kotów? On był rudy, a słyszał, że nie przepadała za takimi kociakami. A może to jego wina?! Usłyszała co robił i zechciała go mieć na oku? Czarne scenariusze pojawiały mu się przed oczami. Jak nic coś było na rzeczy.
Kiedy zakończyło się mianowanie jego siostry, podbiegł do mamy, starając się nie krzywić, a udawać szczęśliwego. Teraz kotka wracała do roli zastępczyni co oznaczało, że będzie mieć z jego mentorką stały kontakt. Musiał się pilnować... I to porządnie. Powinien pogadać o tym z przyjaciółmi. Nie chciał by przestali go lubić, bo czarna go szkoliła!
- Widziałaś mamusiu? Kamienna Gwiazda mnie wybłała! - powiadomił dorosłą, mimo tego że ta przecież przy tym była. - Będę silnym wojownikiem, zobaczysz! - zapewnił ją.
- Mam taką nadzieję skarbie.
- To ja już idę, bo pewnie chcę ze mną gadać - zerknął na czarną, która czekała na niego. Jak taki kat, który chcę wyrwać z niego informację o jego złym słownictwie i skazać za to na katusze.
Pożegnał się, po czym skierował kroki do mentorki.
Czas było przekonać się, o co naprawdę w tym wszystkim chodziło.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz